W kieleckim liceum im. Słowackiego jeden z nauczycieli postanowił sprawdzić listę obecności, nie wymieniając imion i nazwisk uczniów. Wypowiadał tylko numer porządkowy ucznia w dzienniku i oznaczenie klasy, do której ten chodzi. A więc pytał, czy obecni są uczniowie F1,F2,F3...
Z kolei Paweł Litwiński, adwokat specjalizujący się w prawie ochrony informacji, napisał na Twitterze, że zadano mu pytanie, czy jeśli szkoła działa w dwóch budynkach, to nauczyciel może zabrać dziennik lekcyjny i przejść z nim przez podwórko z jednego budynku do drugiego. Powód? Oczywiście obawa, czy takiego spacerowania z dziennikiem urzędnicy nie potraktują jako narażenia na szwank danych osobowych uczniów.
Czytaj także: Pietryga: RODO nie zatrzyma kultury konsumpcji
Innym źródłem niepokoju w szkołach była obawa o ujawnianie danych osobowych uczniów przy okazji np. prezentowania ich prac plastycznych czy wyników szkolnych konkursów. Ta pierwsza obawa dotarła nawet do przedszkoli – w niektórych placówkach prace trzy- i czterolatków zostały w pełni zanonimizowane. Ten drugi lęk doprowadził do tego, co zademonstrował na swoim profilu na Twitterze dziennikarz Łukasz Wilkowicz, że wyróżnionych w szkolnym konkursie opisano jako ciąg cyfr i liter.
– Te sytuacje wynikają z dezorientacji i nadinterpretacji przepisów. Pamiętajmy, że dane uczniów, jeśli chodzi o szkoły, są niezbędne do prowadzenia zajęć, tak że nie ma konieczności anonimizowania ich w ramach klasy – tłumaczy Katarzyna Muszyńska, ekspert ds. ochrony danych z LexDigital.pl. Wskazuje też, że np. przy niepodpisywaniu prac uczniów czy przedszkolaków nadgorliwe zastosowanie RODO może stanowić naruszenie prawa autorskiego (chodzi o tzw. autorskie prawo osobiste – prawo do oznaczenia utworu imieniem i nazwiskiem autora).