Próbując „przekrzyczeć zgiełk", tworzy obrazy, tylko po to, by je roztrzaskać, a przy okazji dialoguje z takimi zagadnieniami jak tożsamość, wspólnota, prywatne kontra polityczne. „Na pohybel małpim gajom/ zbiorowej pamięci" – pisze w „Teraz niszczę święte obrazy". Jednocześnie niszcząc, buduje. To jego strategia okiełznywania pamięci – osobistej wplecionej w narodową i odwrotnie: ,,bezradnie walę rękoma w rysunki na ścianie/ w myśliwych Kossaka i w świętą rodzinę" – wyznaje bez ogródek w „Teraz kończę wiek ucznia. Gdzie się podziały obrazy z tamtych lat?".
Kusi, by rzucać nad tym zbiorem zaklęcia o poezji zaangażowanej, ale w gruncie rzeczy poezja Rojewskiego bardziej niż krzyk sprzeciwu niesiony na barykady, stanowi konfrontację z mitologią i sztafażem wierszy tak zwanych politycznych. Eksperyment ciekawy, choć gdzieniegdzie wiszą nitki. Wygrywanie pewnych obrazów i napięć bywa wtórne. Co bardziej zaznajomiony z polską poezją czytelnik będzie miał nieśmiałe poczucie, że gdzieś już to było. Czy to grzech debiutu, czy bezradność wobec „budującego doświadczenia pokoleniowego", którego dzisiaj już nie da się przeżyć? Może faktycznie nie pozostało już nic jak tylko „gazować w każde popołudnie/ żeby nie myśleć o rozsypującej się fasadzie świata".
Jan Rojewski, „Ikonoklazm", wyd. Biuro Literackie
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95