Jakby obie te rzeczy mogły być wystarczająco mocną walutą, zyskiem, który jest w stanie wypełnić dziurę w budżecie samooceny powstałą po opuszczeniu targowiska próżności, rynku wymiany uwagi. Rozświetlić ciemność, jaka zapada, kiedy zamykają się setki śledzących dotychczas każdy twój krok oczu. Anonimowość nie istnieje, nie będzie już nigdy wartością to, co potrafi się kojarzyć tylko z brakiem i opuszczeniem. Potrzeba czegoś innego, jakichś innych oczu. Czegoś, co nie tyle zastąpi, ile przelicytuje Facebooka i Instagrama; dokładniejszej inwigilacji, jeszcze cierpliwszego adresata intymnych wyznań.




Media społecznościowe nie mają innego godnego siebie rywala poza ideą boskiej opatrzności. Ich wielka, żeby nie powiedzieć: ewangelizacyjna, rola polega na tym, że rozwiały złudzenie samotności, w której można się ukryć i dożyć to życie, zajmując się po prostu swoimi sprawami. Są bogiem zazdrosnym, domagają się cały czas nowych ofiar, nowych treści, kolejnych informacji. Kolejnych posągów.

„Rzeźbić własny posąg" – Ojcowie Kościoła (powszechnego, nie cyfrowego) posługiwali się w kółko tą metaforą, pisząc o modlitwie, ascezie i ćwiczeniach duchowych, stawaniu twarzą w twarz z Bogiem. Było to dla nich dokładne przeciwieństwo wyrażenia „malować własny obraz". Malarstwo jest sztuką, która dodaje – kolejne warstwy farby na płótno, a rzeźbiarstwo przeciwnie, tą, która odbiera. Żeby dostać się do posągu, trzeba zedrzeć wiele warstw z bloku marmuru, wydostać go ze środka. Jak do duszy dociera się przez oddłubywanie jej z kolejnych ról narzuconych przez świat. Cały duchowy wysiłek polega na przeobrażaniu się z nieciekawej, podobnej do wszystkich innych, bezkształtnej bryły w jedyny w swoim rodzaju posąg.

Kiedy zniknęła anonimowość, nie ma już trzeciej drogi. Jest tylko cyfrowe malarstwo albo duchowe rzeźbiarstwo. Wyrzucanie z siebie treści, które mogą spodobać się światu, albo docieranie do tej upragnionej przez Boga. Oba te bóstwa są równie zachłanne, tak samo zazdrosne. Ale powietrze tego pierwszego karmi cię skąpo i tylko drugie może cię poprowadzić niewidzialnymi rękami.