Mogli już Państwo zapomnieć, ale w lipcu (tak się składa, że akurat po wyborach prezydenckich) w Sejmie powołano ostatnich członków stworzonej rok wcześniej państwowej komisji do spraw wyjaśniania przypadków czynności skierowanych przeciwko wolności seksualnej i obyczajności wobec małoletniego poniżej lat 15. Wybrano wówczas nawet jej przewodniczącego. A potem – jak by to powiedzieć – były wakacje, komisja znikła z radarów medialnych i, mimo lata, zapadła w sen zimowy. Spotkań, prac ani widu, ani słychu. Nic nie wiadomo, by panie i panowie choć raz się spotkali.

Zaskoczenia nie ma, bo od dawna wiadomo było, że obecnej władzy na realnie pracującej komisji wyjaśniającej sprawy i pociągającej do odpowiedzialności winnych nie zależy. Utworzenie tego ciała było chwytem PR-owym po pierwszym filmie braci Sekielskich, a że ci zrobili drugi, to trzeba było powołać członków do stworzonej wcześniej komisji. Nikt jednak nie może zmusić ani władzy, by przygotowała odpowiednie rozporządzenia wykonawcze konieczne do jej działania, ani samej komisji, by rzeczywiście działała. A zatem nie działa. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miała zacząć to robić.




Nie znaczy to jednak, że nic się nie dzieje. Dzieje się, i to sporo, ale w dużej mierze za sprawą dziennikarzy i pewnego księdza, kandydata zresztą do tej komisji, którego jednak nie uznano za odpowiedniego do pracy w niej (jak przyznali politycy PiS, tego kandydata skreślono na prośbę pewnego arcybiskupa, któremu najwyraźniej zależało, żeby komisja nie działała). Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski został więc w Radwanowicach i choć nie ma ani budżetu, ani biura, ani koniecznych uprawnień, to realnie coś dla oczyszczenia Kościoła i społeczeństwa robi. Od momentu, gdy jego kandydaturę odrzucono, ujawnił zaniedbania abp. Wiktora Skworca w Tarnowie i doprowadził do wszczęcia dochodzenia w tej sprawie, potem pokazał, że także były już metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz tuszował w swojej diecezji co najmniej kilka spraw dotyczących zarówno pedofilii, jak i wykorzystywania swojej pozycji do molestowania dorosłych. To działania ks. Isakowicza-Zaleskiego sprawiły, że teraz kardynał powinien wiele rzeczy wyjaśnić. A na koniec to właśnie dzięki działaniom kapłana z Radwanowic aresztowano proboszcza z diecezji sandomierskiego, którego także biskup przeniósł do nowej parafii, choć miał wiedzę o tym, że ten wykorzystywał seksualnie nieletnich.

Dlaczego o tym piszę? Bo mam wrażenie, że, niestety, jeśli gdzieś w Polsce działa komisja ds. wyjaśniania przypadków pedofilii, to nie ta powołana przez władzę. Działają ks. Isakowicz-Zaleski, środowisko „Więzi", którego naczelny Zbigniew Nosowski również przyczynił się do ujawnienia kilku spraw, a także media świeckie, takie jak „Rzeczpospolita" (tu ogromny ukłon w stronę Tomasza Krzyżaka), Onet czy OKO.press. Komisja państwowa zaś śpi smacznym snem, podobnie jak większość polskiego Episkopatu. Efektem będzie zaś pustynia duchowa, przed którą jakiś czas temu przestrzegał Jarosław Kaczyński. Kłopot polega tylko na tym, że głównym powodem, dla którego ona się pojawi, będą nie wrogie Kościołowi środowiska, ale zaniedbania i błędy ludzi Kościoła, a także próby ich ukrywania przez polityków prawicy. Powoływanie komisji, które nie działają, gwarantowanie bezkarności ludziom Kościoła to jest autostrada, którą biskupi i działacze prawicy wiozą nas w kierunku Irlandii. I tylko Don Kichoci w rodzaju ks. Isakowicza-Zaleskiego próbują jeszcze ten kierunek zmienić.