Większość artykułu wypełniają rozważania, w jaki sposób mogło dojść do tej pomyłki. Autorzy podają też nazwisko rzeczywistego TW Leopolda. Całkowicie niepotrzebnie. Nie będę nadal rozpowszechniał tej informacji, która świadczy jedynie o bezduszności i pogardzie dla innych ludzi ze strony autorów. Komu ma służyć dziś niszczenie tego człowieka, który z jakąkolwiek działalnością publiczną nie ma nic wspólnego. Nasz kolega z Ruchu, nawet jeśli podpisał zgodę na współpracę, nigdy nam nie zaszkodził ani w swoich zeznaniach, ani później. Czytałem wiele tomów akt i donosów na mnie, nigdy nie było tam niczego, co napisał prawdziwy TW Leopold. Prawdopodobnie to jeszcze jeden przykład współpracy wymuszonej, podjętej, ale niezrealizowanej, przynajmniej jeśli chodzi o znany mi obszar działalności podziemnej.

To, co skłoniło mnie do zabrania głosu, to następujący fragment tekstu: „Błędu tego (uznania mnie za agenta SB o pseudonimie Leopold – przyp. mój) nie powielili współpracownicy min. Macierewicza, którzy przygotowywali w 1992 r. słynną listę. Niestety, nazwisko Stefana Niesiołowskiego nadal widnieje na liście min. Milczanowskiego, przez co wspomniany polityk do dziś niesłusznie narażony jest na rozmaite pogłoski i insynuacje. Dziś sprawę można było rzeczowo wyjaśnić i opisać dzięki możliwościom, jakie daje IPN”.

Prawie same półprawdy i kłamstwa. Gdy tylko nie poparłem p. Macierewicza w jego niechlubnej działalności politycznej, jaką rozpoczął po opublikowaniu swojej listy, na której umieścił wielu niewinnych ludzi, w „Gazecie Polskiej” z inspiracji Macierewicza ukazała się notatka, że w ostatniej chwili zostałem usunięty z przygotowanej przezeń listy. Następnie „Gazeta Polska” już wprost pisała, że byłem agentem TW Leopold. Macierewicz nie tylko nigdy nie zaprzeczył, ale w kontrolowanych przez niego pisemkach typu „Głos” ukazywały się kolejne artykuły na temat tej listy i sama lista, gdzie zawsze byłem TW Leopoldem. Wygrałem proces z „Gazetą Polską” o zniesławienie, co wywołało gwałtowne ataki na mnie ze strony p. Macierewicza. Ze wszystkich sił on i jego polityczni sojusznicy starali się mnie zniszczyć, posługując się insynuacjami i uruchamiając wszystkie środki, jakie nikczemni ludzie stosują, aby skompromitować przeciwników. Gdy otrzymałem z IPN status pokrzywdzonego, najbliższy współpracownik Macierewicza p. Piotr Woyciechowski wysłał kilka listów do prezesa IPN, w których ostro protestował przeciwko nadaniu mi tego statusu, gdyż jestem agentem SB. Pracownicy IPN, panowie Petereman i Gontarczyk, chyba znają tę korespondencję?

Dziś kłamstwa i insynuacje na mój temat rozpowszechnia Jerzy Robert Nowak, postać obrzydliwa pod każdym względem. Poradzę sobie z nim przy pomocy sądów, gdyż jest to najlepsza droga dochodzenia swoich racji w demokratycznym państwie. Nie przypominam sobie, aby panowie Peterman i Gontarczyk podjęli jakąkolwiek polemikę z p. Nowakiem na mój temat. Przeciwnie, zamieszczają swoje artykuły obok oszczerstw p. Nowaka w „Naszym Dzienniku”, gdzie jest nawet specjalny dodatek IPN, co kompromituje tę instytucję.

Mam tylko jedną prośbę do pracowników IPN, aby zamiast włączać się do walki pp. Kaczyńskich z Lechem Wałęsą i ujawniać niegroźnych już dziś agentów, zajęli się agentami moskiewskimi lub ludźmi, którzy postępują jak agenci we wszystkich ważnych dla Polski sprawach, reprezentując punkt widzenia Moskwy i w dodatku niszcząc Kościół katolicki w naszym kraju, jak Tadeusz Rydzyk i wielu jego współpracowników. Wyjaśnijcie panowie źródła finansowej potęgi Rydzyka, białe plamy w życiorysie tych ludzi wybitnie szkodzących Polsce i Kościołowi, a wtedy wykażecie, że jesteście potrzebni.