Jim Holt, Amerykanin, jest właśnie tego rodzaju autorem. „Idee..." to zaś zbiór esejów naukowych, książka bez żadnej przesady wybitna. Holt pisze jak natchniony: żywo, ciekawie, kompetentnie, nie obawiając się zanurzenia w trudne i zawiłe zagadnienia matematyczne, jak funkcja dzeta Riemanna, która niespodziewanie przydaje się do poszukiwania liczb pierwszych. Jakość książki jest wynikiem tego, iż „Idee..." stanowią ekstrakt najlepszych tekstów Holta z ostatnich 20 lat. Wśród zagadnień, którym poświęca uwagę, są m.in. kwanty, w tym stany splątane, jest teoria grup, maszyna Turinga, krzywa Gaussa czy praca Johna von Neumanna nad pierwszym komputerem. Bardzo udany jest szkic o fraktalach i urodzonym w Warszawie Mandelbrocie.
Jimowi Holtowi przyświeca chęć pokazania „głębi, siły i czystego piękna idei", które stały się podstawą przełomowych teorii naukowych. Nie można ich rozpatrywać w oderwaniu od ludzi – dlatego książka zawiera silny komponent biograficzny. Autorzy tych koncepcji okazują się niezłymi dziwolągami: o Einsteinie słyszał każdy, Gödel zagłodził się na śmierć, podejrzewając spisek mający na celu otrucie go, wybitny matematyk Grothendieck skończył w Pirenejach jako cierpiący na urojenia pustelnik, Turing zjadł nafaszerowane cyjankiem jabłko, a Cantor od teorii nieskończoności skończył w przytułku dla wariatów. Ciekawe byłoby zbadanie, czego Holt się już nie podejmuje, czy geniusze wichrują umysłowo pod wpływem kontaktu z materią, którą usiłują rozpracować, czy przeciwnie – to rodzaj aberracji w umyśle, którym dysponują, pozwala im zajmować się z pożytkiem tematyką, wobec której inni są bezsilni.
Wreszcie Holt zebrał w książce pomysły o „zasadniczym znaczeniu dla naszej najbardziej ogólnej koncepcji świata i naszego sposobu zdobywania i uzasadniania wiedzy". Zaiste, tytaniczne zadanie, wymagające orientacji w całości dorobku nauki i swobodnego poruszania się po odległych od siebie polach problemowych. Trud lektury łagodzą właśnie owe wtręty biograficzne, gdzie czytelnik styka się z życiem geniuszy i dla zabawy może zestawić je ze swoim własnym.
Fascynujący wydał mi się dział „Pobieżne analizy", gdzie o superciekawych zagadnieniach Holt mówi krótko i węzłowato. Dla przykładu: w poświęconym świadomości tekście „Umysł kamienia" omawia koncepcję, że „umysł jest wszechobecny, przebywa w każdym fragmencie materii, od galaktyk aż po neutrina, nie pomijając obiektów w średniej skali, takich jak szklanka wody czy roślina doniczkowa". Wszystkie rzeczy tego świata są zasadniczo obdarzone psychiką, nie wyłączając polnych kamieni. „Wnętrze kamienia widzi cały Wszechświat dzięki sygnałom grawitacyjnym i elektromagnetycznym nieustannie docierającym do niego", w myśl hasła „doświadczenie to informacja z wewnątrz; fizyka to informacja z zewnątrz". Trochę zabawne, że w tym kontekście Holt ani zająknie się o Bogu, do którego ma z tego punktu rozważań zatrważająco blisko.