W październiku 1944 r. Bronisław Marchlewicz przywdział mundur Milicji Obywatelskiej (wówczas miał on kolor zielony), a dwa lata później był już jej majorem. Skierowano go do Komendy Głównej, gdzie został szefem sekcji w Wydziale Wyszkolenia.
W 1948 r. przeszłością Marchlewicza zajęła się Komisja Rehabilitacyjna dla byłych funkcjonariuszy PP przy Prezydium Rady Ministrów. Na jej wniosek Miejska Rada Narodowa w Otwocku zebrała świadectwa mieszkańców miasta, którzy mieli ocenić zachowanie szefa lokalnej policji w czasie okupacji. Z ich relacji wyłania się postać niezwykłego bohatera.
Świadkowie Kowalski i Malczyk przypominają o interwencjach Marchlewicza, po których zwolnione zostały osoby zatrzymane przez Niemców. Stanisław Pieśniewski dodaje, że Marchlewicz ostrzegał Polaków (w tym jego samego) przed łapankami i rewizjami, a Franciszek Adamski dodaje, że policjant informował organizatorów tajnego nauczania o dotyczących ich donosach, dzięki czemu mogli uniknąć aresztowania. Józef Korcz otrzymał od komendanta nocną przepustkę ułatwiającą mu pracę w konspiracji, a ponadto zaznacza, że Marchlewicz, postępując wbrew niemieckim zaleceniom, nie wydał swoim policjantom rozkazu strzelania do Żydów, którym udało się uratować z pogromu otwockiego getta. Izaak Cynamon przypomina, że kierownik komisariatu wręcz wypuszczał złapanych i doprowadzonych już z miasta Żydów.
W archiwum Zbigniewa Marchlewicza znajdują się również inne relacje, spisane przez osoby, które znały jego ojca. Dla policjanta te luźne kartki już wkrótce miały się stać polisą na życie. Być może zwłaszcza te, na których znalazły się świadectwa przedstawiające stosunek Marchlewicza do przedwojennych komunistów.
Michalina Duraczowa, matka bojownika Gwardii Ludowej, napisała:„W jesieni 1942 r. do Komisarjatu Policji Polskiej wpłynęło oskarżenie mnie o przechowywanie żydówki. W tym czasie było rozplakatowane obwieszczenie władz niemieckich, że za przechowywanie żydów grozi kara śmierci. Obecny kierownik Komisarjatu ob. Bronisław Marchlewicz wiedząc kto ja jestem, zamiast sprawę skierować do niemieckiej policji śledczej umorzył ją, ocalając w ten sposób mi życie”.
Wśród relacji otwocczan jest również oświadczenie Karola Chłondała: „Pamiętam, kiedy w latach 1942 lub 1943 po wysadzeniu przez organizacje podziemne pociągu niemieckiego w okolicach Starej Wsi, przyjechała do Otwocka żandarmeria niemiecka, żądając od ob. Marchlewicza (...) podania nazwisk 20 komunistów jako zakładników. Ob. Marchlewicz trzymany przez 12 godzin w Komisarjacie kategorycznie odmówił podania jakichkolwiek nazwisk oddając siebie jako zakładnika”.