A kiedy miną święte miesiące, wtedy zabijajcie bałwochwalców tam, gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki! (IX; 5)
Przez Nigeryjczyka i jego nieudolną próbę samobójczego zamachu nad terytorium USA Jemen może się stać nowym Irakiem czy Afganistanem. Nagle Ameryka zaczęła patrzeć na ten kraj z przerażeniem. To stąd pochodzi znaczna część więźniów Guantanamo, a spośród pozostających tam nadal 198 – 86 to Jemeńczycy. Także przywódcy działającej tu al Kaidy, Naser al Wuhajszi i jego zastępca Saudyjczyk Said al Szihri, spędzili kilka lat w amerykańskim więzieniu na Kubie. Ten drugi przechodził potem terapię poprzez sztukę w Arabii Saudyjskiej, ale resocjalizacja terrorysty w ojczyźnie skończyła się ucieczką do Jemenu.
Władze mają na głowie nie tylko al Kaidę. Toczą walkę z rebelią szyickich Hutich na północnym zachodzie, wspieraną ponoć przez Iran („ponoć”, „prawdopodobnie”, „chyba” – takich określeń nie da się uniknąć, opisując sytuację w Jemenie). Oraz coraz gorzej radzą sobie z separatystami w kilku prowincjach dawnego Jemenu Południowego.
Szejk al Zindani i ponad setka innych uczonych islamskich zagrozili, że wezwą do obrony przed najeźdźcami z Zachodu. Interwencji jak ognia boją się władze. Obiecują, że same zrobią porządek z terrorystami. Potrzebują jedynie od Zachodu pieniędzy i wsparcia technicznego. Co dzień do mediów przedostają się informacje o osiągnięciach w walce z al Kaidą. Sukcesy nie są jednak tak spektakularne, jak chciałby je widzieć rząd. Bojownicy, którzy mieli być zabici, nagle ożyli, a złapany al Szihri okazał się nie człowiekiem numer dwa w al Kaidzie, lecz niższym rangą bojownikiem organizacji o tym samym nazwisku.
Nigeryjczyk dostał materiały wybuchowe, w tym pentryt, którego nie odpalił, od eksperta al Kaidy w Jemenie – to prawie pewne. Doszło do tego prawdopodobnie w trudno dostępnej prowincji Szabwa. Jak twierdzą władze jemeńskie, tam mógł się spotkać z inną złowieszczą dla Amerykanów postacią, szejkiem Anwarem al Awlakim, urodzonym w stanie Nowy Meksyk przewodnikiem duchowym kilku zamachowców z 11 września 2001 roku i majora, który w listopadzie zeszłego roku w Forcie Hood zastrzelił kilkunastu żołnierzy amerykańskich. A w każdym razie Omar był w jego domu na jemeńskim pustkowiu, gdzie bojownicy al Kaidy urządzają sobie spotkania religijne.
Powiedz wierzącym: niech spuszczają skromnie spojrzenia i niech zachowują czystość. To dla nich będzie przyzwoitsze. Zaprawdę, Bóg jest w pełni świadomy tego, co oni czynią! (XXIV; 30)
Francuzka z grupy Omara nosiła chustę, ale nie miała zakrytej twarzy. Był tym początkowo urażony – wspomina dyrektor al Anisi – ale się szybko pogodził. Gdy chodził po mieście, mijał kobiety prawie zawsze zakryte od stóp do głów, z twarzą włącznie. Strój Jemenki to balto, suknia do ziemi, bez zdobień, nie licząc misternych wykończeń rękawów. Oprócz tego hidżab, czyli chusta, i nikab, który zakrywa twarz, czasem w całości, a najczęściej pozostawia szparkę, przez którą widać czarne oczy i umalowane rzęsy. Dziś dominuje czerń, kiedyś ubrania Jemenek były różnokolorowe.
Zakryte twarze to kwestia ostatnich 20, 30 lat. – Fundamentaliści wmawiają nam, że to tradycja. Ale jeszcze w latach 80. mnóstwo kobiet, i w miastach, i tych pracujących na roli, nie ukrywało swojego oblicza przed obcymi mężczyznami – mówi Mansur al Kadi, były wieloletni sekretarz generalny Ministerstwa Kultury.
Profesor politologii i wicerektor uniwersytetu w Sanie Ahmed al Kibsi uważa, że konserwatyzm w ubiorze to rodzaj mody. – Nawet w Egipcie, gdzie w latach 70. i 80. wiele kobiet wyglądało, jakby wylądowały prosto z Paryża czy Nowego Jorku, jest coraz więcej nikabów. To taka islamska globalizacja – śmieje się.
We wsi na wybrzeżu Morza Czerwonego kobiety zaczęły zakrywać twarze dopiero pięć lat temu, gdy doprowadzono tam prąd. Pojawiły się telewizory, anteny satelitarne.
I wraz z nimi wiedza o tym, jak powinna się ubierać dobra muzułmanka.
W prawie dwumilionowej Sanie, ukryte w czerni kobiety o nieznanych kształtach, nieznanych rysach i w nieznanym wieku są wszechobecne. Na bazarach, gdzie tylko kupują, bo handel to nie zajęcie dla nich, w wesołym miasteczku i w samochodach. W minibusach, podstawowym środku komunikacji w Sanie, kobiety siadają przodem do kierunku jazdy, a naprzeciwko nich mężczyźni. Nie patrzą na siebie, starają się nie dotknąć kolanami, choć miejsca jest mało. Odważyłem się zerknąć na moje współtowarzyszki podróży. Trzy czarne figurki, miejsca do patrzenia miały tak mało, że rzęsy ocierały im się o tkaninę. Widać było tylko palce z dużymi srebrnymi i złotymi pierścionkami, ściskające torby.
I gołe stopy w klapkach. A spod jednego balta wystawały buty na obcasach.
Powiedz swoim żonom i swoim córkom, i kobietom wierzącym, aby się szczelnie zakrywały swoimi okryciami. To jest najodpowiedniejszy sposób, aby były poznawane, a nie były obrażane (XXXIII; 59)
Omar, idąc z hostelu do instytutu, mijał szkołę podstawową. Rano przychodzili tam tylko chłopcy w zielonych mundurkach kroju wojskowego z flagą jemeńską na piersi. Po południu mijali dziewczynki w białych chustach, ale jeszcze z odkrytymi twarzami (przywilej wieku). One przychodziły na drugą zmianę. Koedukacyjnych lekcji tu nie ma. I to się Omarowi podobało.
Jemenki, trzy piąte z nich to analfabetki, bardzo rzadko pracują z Jemeńczykami. To oni sprzątają w hotelach, czyszczą podłogi w sklepach, sprzedają perfumy i kremy z dużych słojów, damską bieliznę i płócienne poduchy do kształtowania cienkiego chleba.
Dużo pracujących kobiet widziałem tylko w biurze linii lotniczych Yemenia. I widziałem ich twarze. Na głowach miały kolorowe chusty. Jeszcze bardziej rewolucyjne widoki pojawiały się na ekranie: w reklamie występowały stewardesy z gołymi głowami.
Nikabu nie nosi Lubna al Kibsi,
28-letnia biochemiczka, asystentka na Wydziale Medycyny Uniwersytetu w Sanie (nie jest córką wicerektora al Kibsiego, lecz bardzo daleką krewną; wpływowy klan Kibsich liczy około
50 tysięcy ludzi). – Ale jestem osamotniona. Studentki medycyny mają pozakrywane twarze. Wszystkie są takie same. A przecież jak się idzie do lekarza, to lepiej go widzieć – mówi piękna biochemiczka. Podkreśla, jak bardzo los kobiety w Jemenie zależy od rodziny. Jej rodzice są otwarci, wykształceni i wspierają ją w karierze zawodowej, mobilizują. I nie zmuszają do małżeństwa. Nie znalazła na razie odpowiedniego kandydata na męża. O ideał w Jemenie trudno, mówi, wszyscy żują kat, roślinę o narkotycznych właściwościach, tracą czas i energię. Jednak kto wie, czy nie trafi na odpowiedniego Jemeńczyka, który doceni taką kobietę jak ona. Inszallah!
Na razie wybiera się do Japonii, by zrobić specjalizację z genetyki. Tam nie będzie miała problemu z zakrywaniem twarzy, ale i w Jemenie, jak podkreśla, nikt jej nigdy nie obraził z tego powodu, że pokazuje twarz całemu światu. – Czuję się nawet bardziej szanowana od kobiet w nikabach.
Podobnie długo myślała pewna doktor psychologii, prawie feministka, wykształcona za granicą. Ostatnio jednak zaczęła przychodzić na uniwersytet z zasłoniętą twarzą. Nie wytrzymała niechętnych spojrzeń.
Takich, jakimi obrzucał kobiety bez nikabu Omar. – Nie wiem, co mógł sobie myśleć – mówi Lubna al Kibsi. – Nic nie wiem o takim człowieku. Nigeryjczyk, który przygotowywał się w Jemenie do zamachu na amerykański samolot? Naprawdę? I cały świat o nim mówi? Pierwszy raz słyszę. To nie jest temat dla kobiet.
Cytaty z Koranu w przekładzie Józefa Bielawskiego (PIW, Warszawa 1986)