Nie, szczęśliwy, bo to jedno zdanie zwykle do niego trafiało, doskonale odpowiadało na wszystkie jego pytania. Owi starcy już wtedy cieszyli się olbrzymią sławą.
[b]I tego nie rozumiem. Sieć empików nie była zbyt bogata, więc skąd o nich wiedziano, zwłaszcza że część z nich nie zostawiała po sobie pism?[/b]
Okazuje się, że i w epoce sprzed Internetu wieści rozchodziły się bardzo szybko. Funkcjonowała poczta cesarska, a poza tym byli wędrowni opowiadacze, którzy mówili o świętych mężach znajdujących coraz więcej naśladowców. Oczywiście nie wszyscy wytrzymywali trudy życia w odosobnieniu.
[b]Co było najtrudniejsze?[/b]
Jest coś nieprzetłumaczalnego na polski, czyli acedia – stan nazywany opisowo demonem południa. Proszę sobie wyobrazić Egipt, kilkadziesiąt stopni ciepła, człowiek jest kompletnie rozłożony i nie ma siły na nic. W życiu wielu anachoretów zdarzały się poważne kryzysy, zobojętnienia, gdy dzień do dnia był podobny, nic się nie zmieniało, nie działo się nic ważnego. To już nawet nie było znużenie, tylko całkowite zobojętnienie i niezdolność do jakichkolwiek postępów duchowych.
[b]Jak sobie z tym radzono?[/b]
Traktowano to jako czas oczyszczenia ducha, duchowej pustyni, którą trzeba przejść, by dojść do ziemi obiecanej.
[b]A co ludzi pchało na pustynię?[/b]
Jakiś duchowy głód i żywe zainteresowanie kwestiami teologicznymi. Tak żywe, że podczas soboru przekupki rzeczywiście rozprawiały o Trójcy Świętej, że dogmaty wiary naprawdę budziły powszechne emocje i były w stanie poruszyć ludzi.
[b]Ale ci ludzie nie zostawali po prostu księżmi, lecz eremitami.[/b]
Dziś na Zachodzie, kiedy często brakuje powołań, klasztory o najsurowszej regule nie zamykają się, wciąż trafiają do nich nowi mnisi.
[b]To nie tłumaczy potężnej fali anachoretyzmu.[/b]
Bo tego się nie da logicznie wytłumaczyć i ja też tego nie tłumaczę. Można sobie wyjaśniać, że w późniejszym okresie innych przyciągała sława wielkich mnichów – mistyków. IV wiek to czas niebywałego rozwoju życia pustelniczego. To już nie są setki, tylko tysiące ludzi. A weźmy pod uwagę, że wtedy ludzi było wielokrotnie mniej. To tak, jakby dziś były setki tysięcy!
[b]Kilkaset tysięcy pustelników w samym tylko Egipcie? Tego nie można sobie wyobrazić. Doszło do sytuacji, w której musieli interweniować cesarze.[/b]
Na pustynię szło tak wielu ludzi, że brakowało młodzieży do wojska i ludzi do pracy oraz płacenia podatków. Cesarze musieli z tym walczyć i wprowadzano utrudnienia, by nie każdy mógł zostać mnichem.
[b]Zwłaszcza że w niektórych regionach brakowało kandydatów na mężów. Chłopaki zamiast do żeniaczki szli na pustynię![/b]
Trzeba pamiętać, że pierwsze klasztory są wyłącznie męskie. Od końca IV do VI wieku z powodu exodusu mężczyzn na pustynię często brakowało mężów, pracowników, żołnierzy.
[b]Mówimy o Egipcie, ale życie monastyczne już wtedy się rozprzestrzeniało.[/b]
Eremici pojawiali się wszędzie, gdzie były pustynie, czyli na Synaju, w Judei, Syrii. W Kapadocji powstawały pierwsze klasztory.
[b]Wszędzie obowiązywały te same, niespisane jeszcze reguły?[/b]
Nie, były miejsca surowsze i łagodniejsze. Najsurowsze, czasem wręcz dziwne, formy monastycyzmu powstawały na terenie Syrii. To tam w V wieku, pod wpływem św. Szymona Słupnika, narodził się ruch stylitów, czyli słupników, którzy spędzali życie na kolumnach greckich lub skałach w kształcie słupa.
[b]Szymon Słupnik spędził tak ponoć 37 lat! Rozumiem, że miał za sobą zamykanie się w cysternie, przykuwanie do skały i podobną ekstremalną ascezę, ale 37 lat?! To nie legenda?[/b]
Mówi się, że Daniel z Samosaty przeżył tak 42 lata. Oczywiście większość stylitów spędzała tak kilka, maksymalnie kilkanaście lat. To było jednak wycieńczające. Najgorsze było to, że oni nie mogli rozprostować kości, nie mogli się położyć. Szymon spał w pozycji podpartej, nic dziwnego, że cierpiał z powodu choroby nóg. Prócz tego byli wystawieni na spiekotę, nocne chłody, wiatr.
[b]To dziś brzmi jak aberracja. Na słupach tylko bociany wytrzymują.[/b]
Dostarczano im bardzo skąpe racje żywności i wody, bo w ramach ascezy ograniczali nawet ją, niektórzy mieli zbudowane coś na kształt szałasu na słupie, mieli drabiny, by mógł przyjść do nich kapłan z Eucharystią.
[b]Skąd w ogóle pomysł, by żyć w ten sposób?[/b]
Większa asceza nie była jedynym powodem – taki stylita był znakiem dla ludzi, symbolem wyrzeczenia, ofiary. Musimy wiedzieć, że nie były to słupy na zupełnym odludziu, raczej na rozstaju dróg lub w pobliżu siedlisk, bo ci mnisi byli wspaniałymi kaznodziejami, kimś w rodzaju misjonarzy.
[b]Stacjonarnych.[/b]
Nie zawsze, niektórzy zmieniali słupy, by dotrzeć do innych słuchaczy. Pod ich słupami gromadziły się dziesiątki wiernych, a pod słupem Szymona wyrosło całe miasteczko pielgrzymów, Telanissos! Stylici cieszyli się ogromną charyzmą, potrafili zatrzymać najważniejsze nawet figury i mówić im prawdę w oczy, a nikt nie śmiał ich w żaden sposób za to karać.
[b]Jednak najbardziej znani pozostawali eremici egipscy.[/b]
Tam najsławniejsze były trzy kolonie mnichów leżące koło Aleksandrii. Pierwsza, na pograniczu delty Nilu, była Nitria, jakieś 20 kilometrów dalej są Celle, a po 40 kolejnych kilometrach dochodzi się do Sketis. I mnisi zaczynali często w Nitrii, potem, w miarę rozwoju duchowego, szli w głąb pustyni. To tam mieszkali słynni pustelnicy, tacy jak abba Sisoes, abba Pambo czy wspomniany już Arseniusz.
[b]Jak duże to były miejsca?[/b]
W Cellach odkryto ok. 1200 eremów, a w jednym mieszkało po trzech, czterech mnichów. Nawet jeśli nie wszystkie pustelnie naraz były zamieszkane, to ciągle była tam potężna armia mnichów.
[b]Nie mówię o monachomachii, ale czy między nimi nie dochodziło do konfliktów?[/b]
Zdarzały się, ale zapobiegały temu reguły. Ciągle zachęcano ich do ciszy, namawiano, by nie przesiadywali na ławeczkach przed swymi eremami. Ponadto dzień wypełniały im modlitwy i praca fizyczna, oni naprawdę mieli co robić.
[b]Wszyscy wyplatali koszyki.[/b]
I był problem z ich sprzedażą, bo biedni chłopi z okolicy sami robili sobie kosze, więc mnisi musieli spławiać swoje Nilem do Aleksandrii. Stąd wziął się u nich podział pracy, bo ktoś musiał się tym zająć. Wyplatano też maty, wyprawiano skóry i przepisywano książki. Uprawiano także własne nieduże ogródki. Prócz pracy w klasztorze niektórzy najmowali się do irygacji kanałów, do żniw, winobrania i zbioru oliwek. Za swą pracę albo dostawali pieniądze, albo towary pierwszej potrzeby: oliwę, zboże, wino…
[b]Co jadł mnich?[/b]
Przede wszystkim to jadł mało. W ogóle nie jedzono mięsa, przygotowywano czasem ryby, robiono samemu mąkę, z której pieczono chleb. Pito rozcieńczone wodą wino, ale tylko dwie szklaneczki, bo – jak mawiał jeden z ojców – „w trzeciej mieszka diabeł”. Mimo chorób i niedożywienia bardzo wielu z nich dożywało naprawdę sędziwego wieku, przekraczając ówczesną średnią wieku dwukrotnie! Święty Antoni żył 105 lat.
[b]Znamy dokładnie datę jego urodzin?[/b]
Akurat tu się nie mylimy. Ale oczywiście są też wielcy ojcowie Kościoła, tacy jak św. Jan Chryzostom czy św. Bazyli Wielki, którzy stracili zdrowie podczas pobytu na pustyni. To były skutki zbyt silnej ascezy. Trzeba jednak pamiętać, że anachoreci zdawali sobie sprawę, że przesadna asceza nie prowadzi do niczego dobrego. Starsi ojcowie z przymrużeniem oka patrzyli na młodziaków chcących bić rekordy w ascezie, wydłużających modlitwy, i tłumaczyli, że nie o to chodzi.
Znana jest historia, jak to pewien myśliwy polujący z łukiem spotkał św. Antoniego żartującego z innymi eremitami. Poczuł się zgorszony i skarcił świętego. „Napnij swój łuk” – odpowiedział mu Antoni. „A teraz jeszcze bardziej i jeszcze bardziej”. Łuk pękł. „Widzisz, tak jest z ascezą. Kiedy za mocno napniesz, pęka”.
[b]Skądinąd to ciekawe, że pogrążeni w ascezie i umartwianiu ojcowie pustyni byli często tak pogodnymi ludźmi.[/b]
Bo oni nie umartwiali się dla samego umartwienia czy szukania własnej doskonałości, ale liczył się cel, a było nim poszukiwanie Boga. Bardzo poważnie traktowali swe zasady, ale jednocześnie mieli sporo dystansu do siebie. Gdy jeden drugiemu powiedział, że wygłosił piękne kazanie, usłyszał w odpowiedzi: „Tak, wiem, szatan powiedział mi to, gdy tylko kończyłem”.
[b]Pustyni nie omijały spory teologiczne.[/b]
Oczywiście, że nie, św. Atanazy był pięciokrotnie zsyłany dekretem cesarskim na krańce imperium. Miało to miejsce w czasie sporów ariańskich. Niemal cały IV wiek trwał spór o to, czy Chrystus jest Synem Bożym i człowiekiem w pełni czy też – jak chciał Ariusz – kimś w rodzaju superczłowieka, powiedzielibyśmy w uproszczeniu, adoptowanego przez Boga. Spory te wcale nie skończyły się w 325 roku na soborze w Nicei i zaowocowały stworzeniem kilku grup różnie interpretujących istotę Chrystusa. I wciągały nie tylko biskupów, ale i mnichów, a także cesarzy.
[b]Jak wyglądały one w praktyce?[/b]
Odbyło się kilkanaście lokalnych synodów, w czasie których oskarżano się i o herezje, i o rzeczy błahe. Atanazego oskarżono o kradzież naczyń liturgicznych. Zsyłano go najdalej, jak się dało, bo raz trafił na południe, na pustynię, gdzie zamieszkał z mnichami, z czego był bardzo zadowolony. Innym razem trafił na północny kraniec cesarstwa, do Trewiru, w dzisiejszych Niemczech, gdzie krzewił idee monastyczne. W sumie spędził na wygnaniach 17 lat!
[b]Rzadko wpadał do celi w Sketis.[/b]
Często z niej wypadał (śmiech). On uważał, że wszystkie jego wygnania były bardzo owocne.
[b]Rzeczywiście, skoro przyniósł Europie monastycyzm. Za nim podążył św. Marcin z Tours.[/b]
On pod koniec IV wieku założył kilka wspólnot mniszych w okolicach Tours, pierwszą w Liguge. Trafiali do nich kandydaci z całej Galii i Prowansji, bo św. Marcin był niestrudzonym ewangelizatorem i wiele podróżował.
[b]Porozmawiajmy o Bizancjum. Kim byli studyci?[/b]
Mnichami z największego klasztoru w Konstantynopolu, ufundowanego w V wieku przez konsula Studiosa. To był potężny klasztor, liczący 900 mnichów, znany ze świętych i znakomicie wykształconych przełożonych. W VIII – IX wieku klasztor ten odegrał olbrzymią rolę w okresie sporów o kult obrazów.
[b]Konfliktu ikonoklastów z ikonodulami.[/b]
Święty Teodor Studyta był jednym z najgorętszych obrońców kultu ikon i zwalczał wspieranych przez cesarstwo ikonoklastów. Ostatecznie na Soborze Nicejskim II ikonodulowie zwyciężyli, co jeszcze wzmocniło pozycję studytów. Ich potęga, nie tylko duchowa, bo mieli znaczne posiadłości, trwała do upadku Konstantynopola.
[b]Kolejna wielka tradycja monastyczna to hezychazm. Znów trudne słowo.[/b]
Hesychia oznacza wewnętrzny spokój, wyciszenie.
[b]Warszawka powiedziałaby zen albo nirwana – słowem: buddyzm.[/b]
(śmiech) O tak, w dodatku ważnym elementem hezychazmu była Modlitwa Jezusowa polegająca na ciągłym powtarzaniu wezwania „Panie Jezu, Chryste, Synu Boga, zmiłuj się nade mną”. Często łączy się to z techniką oddechową, co pomaga w medytacji.
[b]To hezychaści stworzyli największy ośrodek monastyczny świata.[/b]
Jest nim święta góra Atos w Grecji, gdzie jest 20 dużych klasztorów, kilkanaście mniejszych ośrodków zwanych sketis i pustelnie plus pustelnicy. Dziś jest ich tam około 2 tysięcy, w tym jeden Polak, ale w średniowieczu było ich nawet 40 tysięcy.
[b]Ilu?![/b]
40 tysięcy mnichów. Kobiety nie mogą tam nawet wjechać. Bardzo to drażni feministki, które chcą zablokować fundusze europejskie na renowację zabytków, urządzają rejsy protestacyjne dookoła góry, ale mnisi nie odpuszczają. A rząd grecki ich broni, bo to jest autonomiczna republika mnichów.
[b]Skąd u księdza zainteresowanie ojcami pustyni?[/b]
Jeszcze przed seminarium skończyłem filologię klasyczną i trochę naturalnie wyszło, że zainteresowałem się nie tylko światem pogańskim, ale i wczesnochrześcijańskim. Dziś bardziej zajmuję się światem greckim, literaturą armeńską.
[b]Łacina, greka, armeński, koptyjski – cztery języki i w żadnym nie można się dogadać.[/b]
Nie, nie, koptyjski znam słabo (śmiech).
[b]Tylko cztery martwe języki? Nie wstyd księdzu?[/b]
Nieuk jestem (śmiech). Może jeszcze nauczę się syryjskiego. Rzeczywiście nie zdarzyło mi się w nich porozumiewać, bo na kongresach patrologicznych wszyscy jednak mówią po angielsku, francusku czy niemiecku, więc się jakoś można dogadać.