Bajka o filantropii

Publikacja: 07.01.2012 00:01

Redakcja Plusa-Minusa zamówiła u mnie felieton na temat filantropii, czyli gotowości osób bądź instytucji do bezinteresownego udzielania pomocy potrzebującym. Kiedyś rozumiano w ten sposób wsparcie pieniężne, ale obecnie, gdy wszystko można wycenić, jest to również czas poświęcony na pracę społeczną bez wynagrodzenia.

A w Polsce z tak rozumianą filantropią jest bardzo źle. Jak podaje raport „Zaangażowanie społeczne Polaków w 2010" roku, 78% Polaków twierdzi że wsparła biednych, ale dotyczy to w ogromnej części drobnych datków lub przekazanie używanej, najczęściej niepotrzebnej odzieży. Natomiast tylko 7% deklarowało że pracowało w formule wolontariatu. Lokuje to Polskę na 18 miejscu wśród badanych 28 krajów europejskich. Podobnie mizerne dane są podawane w „Diagnozie społecznej 2011": tylko 15 proc. Polaków wskazało, że włącza się w działania na rzecz społeczności, co oznacza taki sam wynik jak w 2009 roku. Nieliczne osoby, które pracują społecznie dla innych twierdzą że czynią tak, ponieważ sprawia im to przyjemność oraz że być może kiedyś ktoś im odpłaci tym samym. Osoby, które nie angażują się w pracę społeczną, twierdzą, że nie mają czasu lub że się tym nie interesują.

Może to lepiej, że Polacy skupiają się na pracy za pieniądze, na własnym biznesie, a pomoc innym zostawiają państwu? Niech państwo wspiera potrzebujących, przecież płacimy na to podatki? Nie, to błędny wniosek. Brak zaangażowania w pracę na rzecz dobra wspólnego powoduje, że to dobro wspólne nie jest szanowane. Pieniądz publiczny uważany jest za niczyj, więc nie trzeba go szanować. Inny Polak kieruje się wyłącznie zyskiem, więc trzeba się pilnować, bo mnie oszwabi dla zysku. Nie można mu ufać. Takie postawy, dominujące w Polsce,  określa się mianem niskiego kapitału społecznego. Jak pokazano jeszcze w 2008 roku w raporcie o kapitale intelektualnym Polski, którego byłem współautorem, kapitał społeczny leży na dnie. Jeżeli się nie podniesie,  Polsce trudno będzie się dalej rozwijać. Bo skoro sobie nie ufamy, to trzeba wszystko regulować masą przepisów, co pęta wolność gospodarczą i generuje olbrzymie koszty, w tym koszty prawie 500,000 urzędników którzy pilnują egzekucji tych przepisów.

I o to właśnie chodzi. Jeżeli będziemy bardziej angażowali się w pomoc innym, tym bardziej będziemy sobie ufali, tym mniej trzeba będzie regulować nasze życie przepisami i tym szybciej będzie rozwijała się nasza gospodarka.

Zatem w interesie kraju jest rozwój filantropii, dbałości o rzeczy wspólne, wolontariatu, prac na rzecz społeczności. Żeby ten rozwój nastąpił potrzebne są symbole, historie, które będą opowiadali sobie sąsiedzi z wypiekami na twarzy. Matka Teresa była takim symbolem.

Owszem, mam pomysł na stworzenie takiego symbolu w Polsce. Mamy wielu miliarderów. Jeżeli każdy z nich da na przykład po 50 milionów złotych (to dla nich drobne) w celu stworzenia kapitału żelaznego prywatnego uniwersytetu, którego celem będzie osiągniecie miejsca w czołowej 50-tce uczelni światowych – o, to byłby taki symbol filantropii, który mógłby przyspieszyć rozwój kapitału społecznego w Polsce. Symbol, o którym mówiłyby panie u fryzjera i faceci w myjni samochodowej. Nawet rozmawiałem o tym z bardzo bogatym prezesem i właścicielem polskiego koncernu, który dokonuje globalnej ekspansji. Spytałem go, dlaczego do tej pory bardzo bogaci Polacy, tacy jak on, nie ufundowali takiej uczelni: przecież nasze najlepsze uniwersytety są w czwartej setce światowych rankingów, więc taka uczelnia, która byłaby w gronie najlepszych na świecie w dziedzinach w których mamy przewagi konkurencyjne, przydałaby się Polsce? Usłyszałem, że próby były, ale polscy profesorowie zmarnowali pieniądze.

Może jednak warto spróbować jeszcze raz stworzyć "porozumienie polskich miliarderów na rzecz rozwoju nauki polskiej"? Oto filantropia przez największe „F"! Taki uniwersytet mógłby zatrudnić najlepszych polskich naukowców pracujących na wielu kontynentach i w Polsce, mógłby stworzyć masę krytyczną zmiany modelu rozwoju Polski, z opartego na pracy rąk na oparty na sile umysłów. Byłby to też świetny wzorzec dla milionerów, którzy zainspirowani działaniami bogatszych kolegów mogliby tworzyć różne inicjatywy na mniejszą skalę, lokalnie, ale liczone w tysiącach. A może wtedy politykom byłoby wstyd ziać do siebie taką nienawiścią w telewizorze. I kapitał społeczny miałby szanse na rozwój.

Cóż, dobrze wiem że takie rzeczy jak opisane powyżej, zdarzają się tylko w bajkach. Czasem jednak przydaje się odwaga marzeń.

Redakcja Plusa-Minusa zamówiła u mnie felieton na temat filantropii, czyli gotowości osób bądź instytucji do bezinteresownego udzielania pomocy potrzebującym. Kiedyś rozumiano w ten sposób wsparcie pieniężne, ale obecnie, gdy wszystko można wycenić, jest to również czas poświęcony na pracę społeczną bez wynagrodzenia.

A w Polsce z tak rozumianą filantropią jest bardzo źle. Jak podaje raport „Zaangażowanie społeczne Polaków w 2010" roku, 78% Polaków twierdzi że wsparła biednych, ale dotyczy to w ogromnej części drobnych datków lub przekazanie używanej, najczęściej niepotrzebnej odzieży. Natomiast tylko 7% deklarowało że pracowało w formule wolontariatu. Lokuje to Polskę na 18 miejscu wśród badanych 28 krajów europejskich. Podobnie mizerne dane są podawane w „Diagnozie społecznej 2011": tylko 15 proc. Polaków wskazało, że włącza się w działania na rzecz społeczności, co oznacza taki sam wynik jak w 2009 roku. Nieliczne osoby, które pracują społecznie dla innych twierdzą że czynią tak, ponieważ sprawia im to przyjemność oraz że być może kiedyś ktoś im odpłaci tym samym. Osoby, które nie angażują się w pracę społeczną, twierdzą, że nie mają czasu lub że się tym nie interesują.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”. Kto decyduje o naszych wyborach?
Plus Minus
„Przy stoliku w Czytelniku”: Gdzie się podziały tamte stoliki
Plus Minus
„The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”: Historia pewnego czasopisma
Plus Minus
„Bug z tobą”: Więcej niż zachwyt mieszczucha wsią
Plus Minus
„Trzy czwarte”: Tylko radość jest czysta