Polaku, jak ci na imię

Imię dziecka jest najważniejszym komunikatem, jaki rodzice wysyłają światu. Julie i Leny, Maje oraz Kacpry świadczą o tym, że za oryginalnością podążamy masowo i stadnie

Publikacja: 25.02.2012 00:01

Polaku, jak ci na imię

Foto: NTO

Nareszcie zmiana! – zakrzyknęły w styczniu z radością portale internetowe. Julię i Jakuba – królujących od kilku lat na liście najpopularniejszych imion w Polsce – zdetronizowali w ubiegłym roku Lena i Szymon. Ma to już w sobie coś z epidemii. Jej ofiary można liczyć w dziesiątkach tysięcy. Kiedy pójdą do przedszkola, w grupie natrafią na co najmniej kilku swoich imienników. Z każdej listy będą wyczytywani wraz z nazwiskiem. Ale kiedy w dorosłym życiu trafią do pracy w fast foodach i supermarketach, nie będą musieli się martwić, że niezadowolony klient zdoła ich zidentyfikować na  podstawie plakietki z imieniem.



Etiennette czy Zofia



Wybór imienia dla dziecka należy do najważniejszych decyzji w rodzinie. Wie o tym każdy, no, może prawie każdy rodzic. Co roku przed tym dylematem staje ponad 800 tysięcy Polaków. Rodzina, znajomi, koledzy z pracy, poradniki, fora internetowe – wszystko to ma przyjść z pomocą w podjęciu decyzji kluczowej dla przyszłości dziecka. Bo przecież skądś trzeba czerpać wiedzę, że Julie to kobiety pełne życia, energiczne, śmiałe, wesołe i optymistyczne, a Jakubowie są ciekawi świata, interesują się nowoczesną techniką, są dowcipni, pomysłowi i towarzyscy.



Dr Monika Kresa, językoznawca z Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego, zauważa, że obecnie zaobserwować można dwie tendencje: – Z jednej strony rodzice chcą, by dzieci wyróżniały się spośród tłumu innych, nadają im więc imiona oryginalne. Z drugiej zaś starają się nie krzywdzić imionami zbyt udziwnionymi i sięgają po te z pewnego „popularnego" kręgu.

Rodzicom Stanisławów, Antonich, Franciszków, Zofii i Marii przyświeca przekonanie, że dziecko powinno wyróżnić się samo, talentami i pracą



Zwolennikiem wyróżniania jest lider zespołu Ich Troje Michał Wiśniewski, który swoje potomstwo nazwał: Fabienne, Xavier, Etiennette oraz Vivienne. Na drugim biegunie znajdują się rodzice Stanisławów, Antonich, Franciszków, Zofii i Marii. Im zdaje się przyświecać przekonanie, że dziecko powinno wyróżniać się samo.



W Stanach Zjednoczonych inwencji rodziców dotyczącej imion nie ogranicza nikt. Wśród dzieci urodzonych w Kalifornii w latach 90. ośmiu chłopców rodzice nazwali Harward, ale aż 18 – Princeton. Było tam również dziewięciu Sędziów (Judge), trzech Prawników (Lawyer), ale, o dziwo, tylko dwóch młodych Kalifornijczyków o imieniu President.



W Polsce inwencję ogranicza prawo. Instrukcja dla kierowników urzędów stanu cywilnego zakazuje nadawania imion ośmieszających lub niepozwalających zidentyfikować płci dziecka. Urzędnicy mają do dyspozycji listę, która ma pomóc rodzicom w wyborze. Ale ci mogą też sami zgłaszać propozycje. W razie wątpliwości sprawa trafia do Rady Języka Polskiego, która rozstrzyga spór. – Chodziło o to, by nie nadawać dzieciom imion równych wyrazom pospolitym, jak Antena, bądź pochodzących od nazw geograficznych, jak Ameryka – wyjaśnia dr Kresa.

Głowa czy Geodezja

Kiedy w 1995 roku Kazimierz Rymut, językoznawca onomasta, opublikował na podstawie ewidencji ludności PESEL „Słownik imion współcześnie w Polsce używanych", okazało się, że i w naszym kraju da się zauważyć coraz silniejszy pęd do oryginalności. – O ile nie dziwią nas imiona Narcyz, Róża, Kalina czy Wawrzyn, o tyle Tulipan czy Liana (nadane 47 razy), Lebioda, Lipa, Głowa czy Geodezja są imionami kontrowersyjnymi i możemy sobie wyobrazić, że ich nadanie dość negatywnie wpłynęło na życie dzieci – mówi dr Kresa.

Kiedyś rodzicom było łatwiej. Choć procedur nikt nie spisywał, rządziły powszechnie znane reguły. Choćby taka, że imię nie mogło brzmieć dziwacznie. Jak podkreśla Monika Kresa, udziwnienie – szczególnie na wsiach – miało charakter stygmatyzujący. Dyzma lub Petronela z dużym prawdopodobieństwem pochodzili z nieprawego łoża.

Co ciekawe – chociaż chrzest przyjęliśmy w X wieku – imiona ze świata chrześcijańskiego trafiły do nas dopiero po Soborze Trydenckim, w wieku XVI. Wtedy prasłowiańskich Mścisławów i Bolesławów zaczęli wypierać bohaterowie biblijni oraz święci. Franciszkanie chrzcili Franciszków, jezuici Ignacych. Nadawano też takie imię, „jakie dziecko sobie przyniosło" – czyli tego świętego, w którego dniu dziecko się urodziło. Jeśli zaś święty nie był szczególnie znany, wybierano z kart kalendarza słynniejszego sąsiada.

W rodzinach pielęgnujących tradycję dzieci często dziedziczyły imiona po przodkach. W królewskim rodzie Piastów tak wielu jest Bolesławów, że potrzeba przydomków, aby ich odróżnić. – Chętnie nadawano imiona po dziadkach, rodzicach, rodzicach chrzestnych czy osobach zasłużonych dla danej rodziny – tłumaczy dr Kresa.

Jak my dziś, tak i nasi przodkowie kierowali się modą lub tradycją. Imiona Jan, Kazimierz, Antoni, Marianna, Katarzyna czy Aniela chętnie nadawano dzieciom od wielu pokoleń. Ale co rusz pojawiały się mniej lub bardziej trwałe trendy. W XIX wieku powróciła moda słowiańska: Mieczysław, Bolesław, Stanisław.

Dlaczego imię jest takie ważne? Wielu rodziców podświadomie wierzy w jego profetyczną moc. W Stanach Zjednoczonych znaleźli się badacze, którzy tę teorię gotowi są poświadczyć przykładami. Jakiś czas temu tamtejszą prasę obiegła wiadomość, że przed sędzią rodzinnym w Nowym Jorku stanęła oskarżona o nieobyczajne zachowanie nieletnia dziewczynka o imieniu Temptress (Kusicielka). Sędzia podczas procesu przepytał matkę, dlaczego nadała córce takie właśnie imię. Kobieta uzasadniała to sympatią do młodej aktorki występującej w programie „Bill Cosby Show". O tym, że aktorka w rzeczywistości nazywa się nie Temptress, lecz Tempestt Bledsoe, matka dziewczynki dowiedziała się już po nazwaniu córki Kusicielką. Sędzia uznał, że w tej sprawie imię oskarżonej jest okolicznością łagodzącą. W uzasadnieniu wyroku skonstatował jednak, że rodzice, którzy nie potrafią właściwie wybrać imienia dla dziecka, nie są dobrymi rodzicami.

Winner czy Loser

Przeciwnicy profetycznej mocy imion natychmiast przywołują słynny przypadek braci Lane urodzonych na przełomie lat 50. i 60. Winner i Loser pochodzili z biednej wielodzietnej rodziny. Loser – mimo że imię skazywało go na porażkę – poradził sobie znakomicie. Ukończył studia i rozpoczął pracę w nowojorskiej policji. Jego brat Winner zwycięzcą się nie okazał. Też był znany nowojorskiej policji, lecz z innych powodów. Bił rekordy w popełnianiu przestępstw. Ponad 30 razy aresztowano go za kradzieże, przemoc domową, wykroczenia. Bracia nie utrzymywali bliskich kontaktów.

Jednak o tym, że imię naprawdę może właścicielowi pomóc lub zaszkodzić, świadczą eksperymenty naukowe. Amerykańscy psychologowie dowiedli, że spośród dwóch osób, które starają się o pracę i mają takie samo CV, pracodawca częściej na rozmowę kwalifikacyjną zaprasza tę, która ma imię charakterystyczne dla białej społeczności. Badani tłumaczyli, że „czarne" imiona kojarzyły im się z ludźmi o nieciekawym backgroundzie rodzinnym.

Z kolei w Wielkiej Brytanii prof. Richard Wiseman z Uniwersytetu Hertfordshire, psycholog znany z niekonwencjonalnych eksperymentów dotyczących dnia codziennego, w 2008 r. przepytał grupę ponad 6,5 tys. osób o skojarzenia związane z imionami. Okazało się, że pewne imiona – takie jak James i Elizabeth – wiążemy z sukcesem. Imię Jack, Lucy and Katie kojarzą się ze szczęściem, a Helen i John z jego brakiem. Gdy słyszymy Sophie i Rachel, wyobrażamy sobie kobiety atrakcyjne, w przeciwieństwie do Ann. Imionom podświadomie przypisujemy także inne cechy: pracowitość, ociężałość umysłową, poczucie humoru lub jego brak. Wiseman przedstawił także wcześniejsze badania, które udowadniają, że nauczyciele stawiają wyższe oceny dzieciom o imionach uznawanych za atrakcyjne. Pracodawcy zaś chętniej takie osoby awansują.

W Polsce psycholingwiści zwracają uwagę, że lepiej odbieramy imiona, które zawierają w sobie przyjemnie brzmiące dla ucha dźwięczne spółgłoski półotwarte: l, r, m, n. Dobrze nam się kojarzą Szymon, Mikołaj, Dominik, Julia, Amelia i oczywiście Lena.

Apolonia czy Pola

Serge'owi Gainsbourgowi, francuskiemu piosenkarzowi i skandaliście, którego biografia trafia właśnie do księgarń, imię Lucien, jakie dostał od rodziców, kojarzyło się źle. Uznawał je za dobre dla fryzjerów. Karierę rozpoczął więc od zmiany. Luciena zastąpił Serge, jego zdaniem brzmiący intrygująco, trochę rosyjsko, oryginalnie. Wielu artystów stroi się w nowe imiona, kierując się intuicją i wyobrażeniami. Ale samo imię niczego nie załatwia.

Dwa lata temu znana z „Big Brothera" Frytka zdecydowała się na zastąpienie Agnieszki Mają. – Od zawsze chciałam być Mają. Kojarzyło mi się to z pszczółką Mają, którą uwielbiam. Dlatego przez lata nie mogłam wybaczyć rodzicom, że dali mi na imię tak pospolicie – mówiła Frykowska, dołączając do grona 11 607 Mai, którym nadano to imię w ciągu roku. Więcej w tym czasie było tylko Julii.

Jednak kim byłaby Marlin Monroe jako Norma Jeane Baker? A Pola Negri jako Barbara Apolonia Chałupiec? A przechodząc do czasów współczesnych – czy Kayah osiągnęłaby sukces jako Katarzyna Szczot? Psychologowie podkreślają: jeśli ktoś zmienia imię, ma silną motywację, by zaistnieć publicznie. I to tej determinacji, a nie brzmieniu imienia, może zawdzięczać sławę.

Konstancja czy Agata

W2009 r. amerykańscy naukowcy David E. Kalist i Daniel Y. Lee po przeanalizowaniu danych dotyczących młodocianych przestępców ze stanu Pensylwania opublikowali pracę, z której wynika, że zachowań przestępczych dużo częściej dopuszczają się osoby o rzadkich imionach. I dzieje się tak niezależnie od rasy, którą ci ludzie reprezentują.

Chociaż w Polsce nikt takich zestawień nie prowadzi, pracownicy ośrodków pomocy społecznej przyznają, że znaczna część ich małych podopiecznych nosi imiona, które można usłyszeć tylko w amerykańskich filmach. Silnie reprezentowani są: Alan, Kevin, Brian, Nicola, Jessika czy Sandra.

– Dla dzieci z gorszych rodzin charakterystyczne imię jest identyfikatorem, a nie przyczyną ich gorszej pozycji społecznej – twierdzi Roland G. Fryer Jr., profesor ekonomii z Harvardu. Fryer wiele godzin spędził nad spisem wszystkich urodzonych w Kalifornii od roku 1961 r. do 2003. Informacje dotyczące w sumie ponad 16 milionów urodzeń zawierały standardowe dane o imieniu, płci, rasie, wadze noworodka i statusie materialnym rodziców.

Fryer doszedł do wniosku, że rodziny czarne i białe zawsze różniły się w preferencjach co do nadawanych imion. Jednak od początku lat 70. różnice w upodobaniach jeszcze się zwiększyły. – Prawdopodobnym powodem jest przypadający na ten okres wybuch Black Power, który dążył do akcentowania afrykańskiej kultury i zwalczał twierdzenia o jej niższości – twierdził badacz.

Jednak wyróżnikiem równie istotnym jak kolor skóry jest status materialny rodziców. Spośród pięciu najpopularniejszych imion dziewcząt nadawanych przez białą klasę średnią żadne nie powtórzyło się wśród tych, które nadawała klasa niższa. I to najlepiej pokazuje barierę społeczną dzielącą społeczeństwo. W USA, jak kiedyś w Polsce, pewne imiona są zarezerwowane dla klasy wyższej. U nas chłopi nie nazywali córek Konstancja, podobnie jak szlachta rzadko wybierała imiona Jakub czy Agata. W Stanach klasa wyższa nie nazwie dziewczynki Amber, Kayla czy Alyssa, a wychowankowie slamsów nie noszą raczej imion Madison, Lauren czy Katherine.

Wszędzie niezmienna jest natomiast inna prawidłowość: popularność imienia trwa zaledwie kilka lat. Potem najbardziej zużyte wypadają z obiegu. Fryer wśród dziesięciu najpopularniejszych imion żeńskich w 2000 r. nie znalazł żadnego, które znajdowało się w pierwszej dziesiątce zaledwie 40 lat wcześniej. Polska poddaje się tej samej prawidłowości, tyle że szybciej. Z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że w 1960 r. największą popularnością cieszyły się: Elżbieta, Małgorzata, Barbara, Maria, Ewa, Anna, Grażyna, Krystyna, Danuta i Teresa. Dwadzieścia lat później z tej listy zostały już tylko Ewa i Małgorzata. W 2000 r. dziesięć najpopularniejszych imion żeńskich to już całkiem inna lista: Natalia, Aleksandra, Wiktoria, Julia, Weronika, Karolina, Klaudia, Paulina, Patrycja, Katarzyna.

Badacze zauważają, że po 1989 r. w naszym kraju dało się zauważyć nowy trend: zachłyśnięcie się kulturą Zachodu. Wśród dzieci pojawiają się imiona wcześniej nienotowane, jak Angelika, czy nietradycyjne, jak Arleta. Także biblijne: Sara, Daniel, Dawid. – Wydaje się jednak, że nie ma to nic wspólnego z motywacją religijną czy biblijną. Te hebrajskie imiona są po prostu imionami popularnymi na Zachodzie – mówi dr Monika Kresa.

Natomiast w Stanach – jak zauważa Fryer – po imiona z Biblii częściej sięgają ludzie lepiej wyedukowani. Często też odkreślają związki z tradycją lub przeciwnie – udziwniają imiona, inspirując się literaturą i sztuką. – Imiona wędrują w dół po drabinie społecznej. Najpopularniejsze nadawane w klasie wyższej można odnaleźć dziesięć lat później wśród biedoty – twierdzi Fryer. Biedni wyrażają w ten sposób pragnienie, by i ich potomstwo doświadczyło społecznego awansu. Kiedy jednak imię nadawane w klasie wyższej zostanie zaakceptowane przez masy, elita porzuca je bez sentymentów.

Isaura czy Grażyna

Co ciekawe, artyści, celebryci, postaci filmowe i literackie inspirują nas rzadziej, niż można przypuszczać. Choć na przestrzeni wieków jakiś wpływ wywierali. Dziś już nie mamy świadomości, że imię Julia spopularyzował Jan Jakub Rosseau. Po sienkiewiczowskich „Krzyżakach" pozostały Danusie, po „Grażynie" Mickiewicza jej współczesne imienniczki, a spuścizną „Quo vadis" były Ligie, ewentualnie Lidie.

Imię Edyta najpierw spopularyzowała Edith Piaf, a w latach 70. w Polsce popularna prezenterka Edyta Wojtczak. Wysyp Amelii to z kolei zasługa francuskiego filmu z Audrey Tautou, w którym śliczna bohaterka stara się ulepszać świat wokół siebie i uczynić ludzi szczęśliwszymi. Po śmierci Jana Pawła II w Warszawie wzrosła popularność imienia Karol. Książki Katarzyny Grocholi wywołały modę na imię Judyta. Niewielu rodzicom, którzy tak nazwali swoje córki, imię to kojarzy się z kobietą, która ucina głowę babilońskiemu wodzowi Holofernesowi.

Jednak popularność imienia Britney i jego licznych inaczej zapisanych odmian wcale nie oznacza, że rodzice nadawali je na cześć Britney Spears. Przeciwnie, to panna Spears padła ofiarą popularności tego imienia w latach 80. Podobnie jak dekadę wcześniej ofiarą popularności imienia Shirley była Shirley Temple.

Moda na imię, które nie jest zakorzenione w kulturze, trwa jednak krótko. W latach 80. w godzinach emisji brazylijskiego serialu „Niewolnica Isaura" pustoszały ulice. Kilkaset dziewczynek padło wtedy ofiarą popularności śniadej bohaterki i zostało nazwanych jej imieniem. Dziś po Isaurze można się już tylko oblizać – pozostała już po niej jedynie nazwa czekoladowego tortu.

W kultowym „Misiu" Stanisława Barei niezapomniana jest scena, podczas której wiozący węgiel dyskutują o imieniu dla urodzonej cztery lata wcześniej dziewczynki. Jej tata tłumaczy: „Zasadniczo, pobieżnie, my ją nazywamy Marysia, ale tak chcemy dać jej jakoś bardziej nowocześnie. Jest takie jedno imię. Dobre dla dziewczynki: Tradycja!".

Z dialogu na furmance kolejne pokolenia Polaków zaśmiewają się do łez. Po czym wstają z kanap, idą do urzędów i rejestrują zastępy Len, Majek i Kacprów. Taka już nasza tradycja.

Nareszcie zmiana! – zakrzyknęły w styczniu z radością portale internetowe. Julię i Jakuba – królujących od kilku lat na liście najpopularniejszych imion w Polsce – zdetronizowali w ubiegłym roku Lena i Szymon. Ma to już w sobie coś z epidemii. Jej ofiary można liczyć w dziesiątkach tysięcy. Kiedy pójdą do przedszkola, w grupie natrafią na co najmniej kilku swoich imienników. Z każdej listy będą wyczytywani wraz z nazwiskiem. Ale kiedy w dorosłym życiu trafią do pracy w fast foodach i supermarketach, nie będą musieli się martwić, że niezadowolony klient zdoła ich zidentyfikować na  podstawie plakietki z imieniem.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy