Dokładnie 150 lat temu ukazali się „Ojcowie i dzieci" Iwana Turgieniewa. Powieść stanowiła portret pokolenia umiarkowanych rosyjskich liberałów i nadchodzącego pokolenia znacznie bardziej radykalnych i pozbawionych złudzeń dzieci. Nihilista Bazarow stał się – wbrew intencjom autora – idolem rosyjskiej rewolucyjnej młodzieży.
„Boiduda" Jakuba Lubelskiego, debiutancka powieść autora związanego ze środowiskiem „Teologii Politycznej", a wcześniej z „Pressjami", jest jak gdyby odwrotnością klasycznej powieści Turgieniewa. Dzieci buntują się w niej przeciwko liberalnym ojcom, wybierają jednak tradycyjne wartości i głęboko przeżywaną religię, a nie nihilizm. Jacek Daniel, bohater powieści, jest symbolem pokolenia, które odrzuca brak zakorzenienia, miałkość intelektualną i duchową letniość swoich rodziców.
Pocztówki od nieobecnego taty
Książka Jakuba Lubelskiego jest jednak przede wszystkim psychologiczną powieścią o dojrzewaniu bez ojca. Tata Jacka, krytyk sztuki, założył nową rodzinę jeszcze przed narodzinami swojego syna. Potem spotykał się z nim od czasu do czasu, ale budował relację z synem przede wszystkim za pomocą banalnych pocztówek wysyłanych mu z całego świata. Matka, wykładowca teorii literatury, musiała zastąpić chłopcu ojca, co zresztą nieraz całkiem dobrze się jej udawało. Cieszyła się, że synek należy do przedszkolnej bandy i wspierała go w walce ze szkolnym establishmentem. „Boiduda" jest znakomitą opowieścią o samotnym wychowywaniu dziecka, poszukiwaniu autorytetów, konstruowaniu męskości i w końcu bolesnym zrywaniu więzów z matką.
Bildungsroman Lubelskiego jest mocno osadzony w realiach lat 90. i środowiska krakowskiej polonistyki. Z jednej strony mamy więc wspomnienia doniosłych wydarzeń politycznych z perspektywy kilkuletniego chłopca, notatki obyczajowe z przedszkola, szkoły i krakowskich ulic, ale też odniesienia do coraz bardziej egzotycznych elementów dziecięcej popkultury Turtlesów, Tsubasy czy żołnierzyków G. I. JOE. Z drugiej strony otrzymujemy portret inteligenckiego Krakówka: wypełnione książkami mieszkanie w kamienicy, cześć dla wielkich poetów, ślepy kult „Gazety Wyborczej", wizyty oryginałów z Instytutu na Gołębiej. Mały Jacek chodzi z mamą na spotkania z Miłoszem, wiąże pod stołem sznurówki Venclowie i bawi się z córką Barańczaka. W kilku sportretowanych postaciach bez trudu można rozpoznać powszechnie znane osobistości. Przynajmniej jeden wypadek – pewien krakowski postmodernista zostaje nazwany „duchowym szmaciarzem" i „męskim kurwiszonem" – grozi poważnym skandalem.
Poziomy psychologiczny i obyczajowy splatają się w scenie z Jerzym Pilchem. Tak, w książce pojawia się Pilch, niemal pod własnym nazwiskiem. W „Spisie cudzołożnic" opisał on wizytę w domu pewnej kobiety, którą popsuł jej synek, zmuszający gościa do zabawy w „wio, koniku". Ta sama sytuacja opisana jest w „Boidudzie" z perspektywy chłopca, który musi gorączkowo szukać alkoholu dla dwóch nawalonych facetów. Pilch staje się tutaj personifikacją nieobecnego ojca. To, co dla niego było tylko anegdotą, przelotną relacją z nieznanym dzieckiem, okazuje się prawdziwym dziecięcym dramatem.