Całkiem fajny kraj

Znani ludzie, biznesmeni, artyści czy sportowcy ubiegający się o polskie obywatelstwo mile łechczą naszą narodową dumę.

Publikacja: 02.02.2013 00:01

Polska w oczach Wietnamczyków: kraj mlekiem i miodem płynący

Polska w oczach Wietnamczyków: kraj mlekiem i miodem płynący

Foto: Fotorzepa, Przemek Wierzchowski

Kiedy German Efromovich, miliarder z Ameryki Południowej i właściciel linii Avianca, chce kupić TAP, największego portugalskiego przewoźnika, napotyka przeszkodę zdawałoby się nie do przejścia. Według unijnego prawa inwestor spoza UE nie może przejąć więcej niż 49 proc. akcji linii lotniczej. I wtedy na konferencji prasowej w Lizbonie Efromovich obwieszcza zdumionym dziennikarzom: „Staram się o polskie obywatelstwo. Mam do tego prawo, bo moi rodzice byli Polakami". Paszport dostaje niedługo potem, 5 grudnia ubiegłego roku.

Efromovich podkreśla, że jego rodzice byli dumni z polskich korzeni. Urodził się w Boliwii w rodzinie polskich Żydów, którzy zaraz po wojnie opuścili nasz kraj. Na razie polskie obywatelstwo nie na wiele mu się zdało. Władze Portugalii niespodziewanie zrezygnowały ze sprzedaży TAP, uznając, że biznesmen nie dał wystarczających gwarancji finansowych.

Nie zmienia to faktu, że przybył nam kolejny obywatel. W dodatku zamieszał na liście najbogatszych. Z majątkiem wartym 3,5 mld zł jest teraz piąty, za Janem Kulczykiem, Zygmuntem Solorzem, Michałem Sołowowem i Leszkiem Czarneckim. Zastąpił też w rankingu najbogatszego do tej pory obywatela Polski zagranicznej proweniencji. Tao Ngoc Tu, absolwent Politechniki Gdańskiej i właściciel firmy handlowej Tan Viet, która ma jedną czwartą rynku zup błyskawicznych w Polsce. „Pan Tao" kontroluje też zakłady produkcji konserw Mewa w Nidzicy. Na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost" zajmuje 93. miejsce z majątkiem wartym 170 mln zł.

Wnioski się mnożą

Jurij Gladyr, od czterech lat zawodnik Zaksy Kędzierzyn-Koźle, nie może się pochwalić tak wielkim majątkiem, ale z pewnością lepiej gra od nich w siatkówkę. Pochodzący z Połtawy na Ukrainie Gladyr mieszka w Polsce z żoną Mariną i urodzoną tu córeczką Darią. Właśnie odebrał polskie obywatelstwo. Chciałby teraz wystąpić w koszulce z orzełkiem na piersi: „To jest marzenie każdego siatkarza, bo kadra Polski gra zawsze w imprezach najwyższej rangi" – mówił. Przypadek Gladyra ma jeszcze jeden ważny aspekt. Przybył nam obywatel w najszybciej wyludniającym się regionie kraju.

O Polakach z wyboru najgłośniej jest w piłce nożnej. Znane nazwiska dodają splendoru drużynom i ratują narodową kadrę. „Lubię Polaków, lubię Polskę. Chciałbym zostać obywatelem kraju, w którym przeżyłem wiele pięknych chwil" – to deklaracja Rogera Guerreiro, piłkarza Legii rodem z Brazylii. Obywatelem szybko zostaje, gdy okazuje się, że drużyna narodowa pilnie potrzebuje ofensywnego pomocnika. Na Euro 2008 jest już podporą zespołu, tak jak Emanuel Olisadebe na mundialu w 2002 roku. To Olisadebe zresztą, obok kilku skandynawskich żużlowców, przetarł ścieżki innym. Choć miał już polską żonę, nie spełniał ówczesnego warunku pięciu lat stałego pobytu w Polsce. Skorzystano więc z zapisu ustawy mówiącego „o przypadkach szczególnie uzasadnionych".

Od ubiegłego roku obywatelstwo można uzyskać łatwiej i szybciej w postępowaniu przed wojewodą. Może je też przyznać w sposób uznaniowy prezydent. Za jego sprawą w 2012 roku Polakami stało się 2,5 tys. osób. Większość wniosków o obywatelstwo lub tylko jego potwierdzenie trafia jednak do wojewodów. – W przypadku ubiegania się o obywatelstwo u wojewody należy spełnić określone warunki, na przykład udokumentować co najmniej dwuletni pobyt na terytorium Polski, znajomość języka polskiego, stabilny i regularny dochód lub posiadanie polskich korzeni. Jeśli spełnione są ustawowe przesłanki, wojewoda nie może odmówić. Jeśli warunki nie są spełnione, cudzoziemiec może złożyć wniosek o nadanie obywatelstwa do prezydenta RP – mówi zastępca dyrektora Wydziału Spraw Cudzoziemców Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego Agata Ewertyńska.

Jej zdaniem w ostatnich latach liczba takich wniosków szybko rośnie. Tylko do wojewody mazowieckiego napłynęło ich w ubiegłym roku prawie 500, podczas gdy jeszcze w 2008 roku było ich tylko 107. Przed wejściem Polski do UE były to sytuacje sporadyczne. Najczęściej powodem są polskie pochodzenie, związki rodzinne z obywatelami polskimi, praca oraz osiedlenie się i długoletni pobyt w Polsce.

Dwa, trzy razy w roku wojewoda organizuje specjalne uroczystości. Nowi obywatele dostają egzemplarz konstytucji i śpiewają razem hymn. Nie jest to obowiązkowe. Nie trzeba też stawiać się osobiście, wystarczy wysłać pełnomocnika, jak German Efromovich, który wynajął kancelarię prawną. W jego przypadku chodziło zresztą nie o otrzymanie obywatelstwa, ale o jego potwierdzenie.

Coraz liczniej grupę Polaków z wyboru reprezentują artyści. Milo Kurtis, współzałożyciel Maanamu, a teraz lider zespołu Naxos, kilka dni temu złożył stosowny wniosek. – Jeśli uzyskam obywatelstwo, planuję zrobienie wielkiego koncertu z udziałem zespołów, w których grałem. Niech ludzie widzą, że warto być Polakiem. Polacy są zbyt krytyczni względem siebie. Ciągle narzekają. A przecież gdzie indziej jest gorzej – przekonuje.

Powabna Polska

Dlaczego cudzoziemcy coraz liczniej starają się o polskie obywatelstwo? – Decyduje pragmatyzm. Jak ktoś długo tu mieszka, to chce coś z tego mieć. Obywatelstwo to wyjazdy zagraniczne, zwłaszcza do krajów Unii, bez wyrabiania wizy, nie trzeba wyrabiać co jakiś czas karty pobytu, można głosować w wyborach. Słowem: zyskuje się te same prawa i obowiązki co reszta Polaków – tłumaczy Agata Ewertyńska.

Zdaniem pochodzącego z Nigerii Henry'ego Mmereole, który prowadzi w Warszawie trzy apteki, cudzoziemcy zostają tu, bo kraj się szybko rozwija i osoby dynamiczne mogą szybko awansować w społecznej hierarchii. Na pewno można tu więcej osiągnąć niż w krajach, gdzie wszystko jest już ugruntowane. Najgorzej z klimatem, ale można się przyzwyczaić. Mmereole co roku jeździ na nartach w polskich górach.

Coraz częściej obok względów ekonomicznych czy rodzinnych dochodzi kolejny element: „Polska jest fajna i atrakcyjna". – Ta atmosfera, ludzie przyjaźni. Ciotka i wuj z Grecji przeszli się niedawno Traktem Królewskim w Warszawie i nie mogli wyjść z podziwu nad tym miejscem. Polska powinna się promować przez kulturę, a ma np. wybitny teatr i sport. Głównie te dziedziny powodują, że kraje są znane – tłumaczy Milo Kurtis.

Urodzony w Zgorzelcu syn greckich uchodźców (blisko 15 tys. osób przybyło tu na przełomie lat 40. i 50.) uznał, że skoro myśli jak Polak i do śmierci zamierza tu mieszkać, to tak będzie i uczciwiej, i wygodniej. W jakiejś części jest już Polakiem, kocha ten kraj, ale Grekiem pozostanie, bo „my jesteśmy jak Żydzi – decyduje krew, kim byli rodzice, a nie miejsce urodzenia". W latach 80. Niemcy proponowali mu swoje obywatelstwo. Temat szybko upadł, gdy zapytał teścia, co o tym sądzi. „Masz wybór: – usłyszał. „Ale my nie będziemy mieć Niemca w rodzinie".

Pochodzącego z irackiego Kurdystanu Ziyada Raoofa urzekł Kraków. W 1999 r. kupił XIX-wieczny dworek w pobliskich Tomaszowicach, przekształcając go w Krakowskie Centrum Konferencyjne. Otworzył też sześć hoteli i restauracji w zabytkowych budynkach.

Ale przyznawanie się do polskości osób, które wcześniej nie miały z naszym krajem wiele wspólnego, nie jest czymś zupełnie nowym. W XVIII i XIX wieku swoje robił wizerunek ludzi walczących o wolność. To właśnie dlatego Maurycy Beniowski, choć urodził się w słowackim miasteczku Vrbové należącym wówczas do Korony św. Stefana, uważał się za Polaka. Walczył nawet w konfederacji barskiej. Wzięty przez Rosjan do niewoli i zesłany na Kamczatkę, uciekł wraz z innymi więźniami na Madagaskar.

Modzie na bycie Polakiem uległ też niemiecki filozof Fryderyk Nietzche. „Dziękuję niebu, że we wszystkich swoich instynktach pozostałem Polakiem" – pisał, choć nie płynęła w nim ani kropla słowiańskiej krwi. W innym miejscu dodawał, że uważa Polaków za najbardziej utalentowanych i rycerskich pośród wszystkich Słowian, a ich talenty za przewyższające niemieckie.

Wietnam północy

Znani ludzie, biznesmeni, artyści czy sportowcy ubiegający się o nasze obywatelstwo mile łechczą naszą dumę narodową. „Gratulacje Panie Damianie. :-)" – napisał na Twitterze Sławomir Nowak, wówczas jeszcze pracujący w Kancelarii Prezydenta. Trener Franciszek Smuda dzięki Damianowi Perquisowi wzmocnił środek obrony.

Bez rozgłosu nad Wisłę przybywają rzesze ludzi szukający lepszego życia czy wykształcenia. Ale tylko ułamek procentu przybyszy chce się starać o polskie obywatelstwo. Kilka tysięcy osób w skali roku w całej Polsce to mało, zważywszy na fakt, że mieszka u nas legalnie bądź nielegalnie od pół miliona do miliona cudzoziemców. Ale ich napływ tak naprawdę dopiero się rozpoczyna.

O ile naszego zachodniego sąsiada upodobali sobie Kurdowie, Turcy i mieszkańcy krajów bałkańskich,  Wielką Brytanię – Hindusi, Pakistańczycy i Jamajczycy, a Francję – obywatele krajów Maghrebu, o tyle Polskę za cel wyjazdów obrali Wietnamczycy. – Rodzice wielu studiowali tu w latach 60. czy 70., mówią po polsku i przekazują nieco wyidealizowany obraz Polski jako ziemi mlekiem i miodem płynącej – mówi Karol Hoang, właściciel biura handlującego nieruchomościami Asean Development i agencji modelek. Jego dziadek był dyplomatą w Warszawie.

W Polsce mieszka kilkadziesiąt tysięcy Wietnamczyków, ale to nie oni dominują wśród imigrantów, lecz Ukraińcy. Obok wykonywania prac rolnych i ogrodniczych specjalizują się w budowlance i opiece nad dziećmi lub osobami starszymi. Pracują też w supermarketach. – Ukraińcy popracują, zarobią i wrócą do siebie, Chińczykom nie wyjdzie interes albo przyjdzie kryzys, to zwiną manatki i pojadą dalej, a Wietnamczycy zostaną. Wrastamy tu korzeniami, od razu myślimy, co będziemy robić za 10–20 lat, co czeka nasze dzieci, czy dostaną gruntowne wykształcenie i czy będą mogły pracować w dobrej korporacji czy banku – tłumaczy Karol Hoang, który ma żonę Polkę i czuje się już w połowie Polakiem. Swój 20-letni związek z Polską przypieczętował właśnie obywatelstwem.

Azjaci uchodzą za zamknięte społeczności. I tak jest, ale wynika to nie tyle z chęci izolowania się, ile ze słabszej znajomości języka polskiego wśród dominującego pierwszego pokolenia przybyszy. Najmłodsi i urodzeni tutaj pilnie się uczą, zajmują nawet czołowe lokaty w olimpiadach z języka polskiego, ale starszym wystarczy znajomość języka potrzebna w biznesie. Czy język polski jest dla was aż tak trudny? – Tak samo dla nas trudny, jak dla was wietnamski – odpowiada Karol Hoang.

Młodzi Wietnamczycy szybko się asymilują, często czują się bardziej Polakami. Pierwsze pokolenie przybyszy ma nawet pretensje, że dzieje się to za szybko, że za mało kultywują więź ze starym krajem. W przypadku Azjatów pojawia się jednak poważniejszy problem z tożsamością. Nie są niebieskookimi blondynami. Chcieliby być Polakami, ale nie zawsze są akceptowani.

Ale nastawienie Polaków do imigrantów zmienia się od czasu, gdy w końcu lat 90. w Olisadebe rzucano na meczu bananami. Pochodzący również z Nigerii John Abraham Godson został pierwszym czarnoskórym polskim posłem. Wszystko zaczęło się, gdy o Polsce opowiedział mu rumuński misjonarz. Teraz zaznacza, że jest łodzianinem, tu chce żyć i tu być pochowany.

Milo Kurtis w szkole nie chodził na religię, dzieci wołały do niego: „ty Żydzie", a do domu wracał pobity. Skończyło się, gdy mama zapisała go na boks. Nie pasuje do wizerunku Polaka-katolika. Choć ochrzczony w cerkwi prawosławnej, dziś jest ateistą. Jednak gdy skrytykował publicznie Pussy Riot za wtargnięcie do moskiewskiej świątyni i brak szacunku dla modlących się tam ludzi, spotkał w kawiarni Marka Jurka i Artura Zawiszę. „Takich ateistów nam w Polsce potrzeba" – pochwalili. – Nie są to jednak postacie z mojej bajki – podkreśla Kurtis.

Odsiecz z zagranicy

Emigranci to najaktywniejsze jednostki w swoich krajach. Dlatego warto pozwalać im się osiedlać i podejmować pracę. Wpłyną na pobudzenie naszej gospodarki – przekonuje prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Jeden z czołowych naszych ciężarowców Arsen Kasabijew już kilka miesięcy po uzyskaniu obywatelstwa, w dniu katastrofy smoleńskiej, w Mińsku zdobył mistrzostwo Europy. German Efromovich zbił majątek na m.in. petrobiznesie. Za awiację wziął się przypadkiem. Jeden z klientów był mu winien pieniądze, ale ich nie miał i w zamian przekazał mały dwusilnikowy samolot, który zaczął latać w Brazylii jako taksówka powietrzna. Dziesięć lat później miał już flotę 170 maszyn latających pod szyldem Avianca. Ten tytan pracy sam często osobiście sprawdza karty pokładowe albo odprawia podróżnych i ich bagaże.

Zdaniem prof. Gomułki w dłuższej perspektywie możemy wchłonąć nawet 2–3 mln osób z zagranicy. Imigranci wydają się koniecznością w dobie niskiego przyrostu naturalnego. Według pesymistycznych prognoz demografów w 2030 r. liczba Polaków spadnie do 35 mln. Bez odsieczy z zagranicy nie utrzymamy wysokiego rozwoju gospodarczego, który jest nam potrzebny, by gonić Zachód. Mało tego. Rosnąca rzesza emerytów będzie skazana na głodowe świadczenia.

Tymczasem cudzoziemcy już teraz wytwarzają co najmniej 3 proc. polskiego PKB, a być może i dwa razy więcej. Problem w tym, że o najlepszych imigrantów – biznesmenów, sportowców, ludzi kultury trwa w Europie prawdziwa bitwa. Rosjanie skusili właśnie niskimi podatkami Gerarda Depardieu. Kto wykupi węgierskie obligacje za co najmniej 250 tys. dolarów, może dostać w pakiecie paszport tego kraju.

11 listopada delegacja polskich obywateli, byłych cudzoziemców, złożyła kwiaty przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Nowi Polacy często podkreślają swój patriotyzm. Piosenkarz Ivan Komarenko, ostatnia osoba, której obywatelstwo nadał prezydent Lech Kaczyński, podkreślał, że jego więź z Rosją wygasła, a Polskę uważa za swoją ojczyznę. W piosence „Dom na wiślanym brzegu" śpiewa „w końcu swój znalazłem dom".

O korzeniach nie zapomina Mahmed Chalidow, pochodzący z Czeczenii czołowy zawodnik mieszanych sztuk walki (MMA). Jest muzułmaninem, nie walczy ani nie trenuje w okresie ramadanu. Na ring wchodzi przy akompaniamencie muzyki z Kaukazu. – To, że startuję w polskich barwach, jest dla mnie zaszczytem – podkreśla jednak. Obywatelstwo dostał w 2010 roku.

Milo Kurtis zaznacza, że jest patriotą zarówno polskim, jak i greckim. Bronił Grecji w mediach, gdy obrażano ją w związku z kryzysem, a dziennikarze posługiwali się stereotypami. Czym powinien przejawiać się polski patriotyzm? Powinien być nowoczesny. To płacenie podatków, niemówienie niczego złego o Polsce w kraju i promowanie jej za granicą.

W latach 80. w domu Kurtisa mieściły się podziemna drukarnia i magazyn książek. Produkowano tam też znaczki pocztowe „Solidarności". Sam Kurtis z zespołem Osjan przewoził do Polski książki wydane przez Kulturę czy Kontakt.

Kiedy nadchodzi moment, gdy imigrant czuje się bardziej Polakiem? Na pewno nie w chwili odebrania papieru poświadczającego obywatelstwo. Reżyser „Świata według Kiepskich" Okił Chamidow, z pochodzenia Tadżyk, żartuje, że stało się to, gdy zaczął narzekać bez powodu. „O, jestem Polakiem" – pomyślał wtedy.

W Polsce wciąż brakuje jednak poważnej debaty, jaki powinien być stosunek naszych władz do osiedlających się cudzoziemców. – Jestem zwolennikiem silnej Polski multikulturowej, jaką była w XVI i XVII wieku. Kultury powinny się przenikać. Z tego przenikania się powstały poważne imperia. Skoro młodzi wyjeżdżają z Polski do Wielkiej Brytanii, to niech tu przyjeżdżają młodzi z Białorusi, Uzbekistanu czy Indii. Niech w ogóle będzie bardziej kolorowo na ulicach – mówi Milo Kurtis.

Filozof Dariusz Karłowicz jest mniej entuzjastyczny. – Z imigracją mamy różne doświadczenia. Najlepiej jest chyba w USA, gdzie energia i apetyt na sukces wielu nowych Amerykanów jest nieźle zagospodarowywany. Tam stosunkowo szybko dochodzi do „uobywatelnienia" sporej części imigrantów. Amerykański, republikański patriotyzm i jego religia obywatelska pozwalają odnaleźć się ludziom z różnych światów.  Może po prostu nie trzeba zapierać się siebie, by zostać Amerykaninem – zastanawia się.

Dużo gorzej radzi sobie z przybyszami Francja. Zamieszki i płonące auta to symbol jej kłopotów. – Nagonka na przeciwników multi-kulti nie zastąpi porządnej polityki społecznej. Inna sprawa to pytanie, czy francuski laicyzm nie jest formułą, która znaczną część imigrantów na trwałe stawia na marginesie republiki – dodaje Karłowicz.

Jego zdaniem nasz kraj nie prowadzi żadnej poważnej polityki imigracyjnej. Napływ dużej liczby cudzoziemców to wyzwanie, na które nikt nie jest przygotowany. – Nie jestem przeciwnikiem imigracji. Cała historia Europy to jedno wielkie mieszanie się kultur. Kiedy jednak mowa o polityce imigracyjnej, najnaturalniejszym pomysłem wydaje mi się stawianie na bliskich nam kulturowo mieszkańców Europy Wschodniej – podkreśla.

Polacy z wyboru mogą być prawdziwym skarbem. Trzeba tylko umiejętnie się do niego dobrać. Na razie kandydaci na Polaków nie mają nawet obowiązku znajomości polskiej kultury i historii. Co więc z tego, że ściągniemy do kraju kilka gwiazd, które staną się Polakami, skoro miliony innych ludzi będą tu mieszkać bez silniejszej więzi i wspólnej tożsamości?

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał