Peryferie języka

Nie wiemy jeszcze, do jakiego stopnia język zmienia naszą świadomość. Główny wpływ na światopogląd młodzieży ma jednak to, co słyszy w domu i w jakiej formie jest to wyrażane.

Publikacja: 18.05.2013 01:01

Peryferie języka

Foto: ROL

W Sienkiewiczowskiej Trylogii Wołodyjowski mawiał o Skrzetuskim:  „konfident", mając na myśli przyjaciela. A łacińska nazwa pieniądza „pecunia" znaczyła niegdyś tyle, co bydło. Znaczenie słów zmienia się od zawsze?



Od zawsze. To naturalny proces. Mamy potrzebę nazywania wielu zjawisk po nowemu. Po części wynika ona z tego, że świat się zmienia. Tworzymy więc nowe słowa, zapożyczamy z innych języków lub zmieniamy znaczenia istniejących wyrazów. „Konfident" na przykład pierwotnie oznaczał osobę zaufaną, obecnie jest to „szczególny typ" takiego człowieka. „Bydło", które wywodzi się z czasownika „być",  początkowo było nazwą bycia, egzystencji, później – już konkretniej – istot żywych, potem – jeszcze węziej – zwierząt, aż doszło do znaczenia współczesnego.



W starym słowniku „ małżeństwo" to związek mężczyzny i kobiety, ale Wikipedia  dodaje już słowo „zazwyczaj". Angielskie słowniki idą dalej, mówiąc tylko o związku „dwóch osób". Czy znaczenie słowa „małżeństwo" już się przesunęło?



Niekoniecznie. W znaczeniu wyrazu „małżeństwo", podobnie jak w sensach innych słów, istnieje sfera „centralna" i sfera „peryferyjna".  W centrum mieszczą się najbardziej typowe cechy pojęcia – takie, z którymi kojarzy je większość użytkowników języka. W odniesieniu do „małżeństwa" będą to zapewne dwie cechy – że jest to związek kobiety i mężczyzny oraz że ten związek jest usankcjonowany prawem czy religią. Ale są także peryferie. Definicja w Wikipedii oddaje właśnie też te peryferyjne cechy – gdy małżeństwem nazywa się na przykład związek dwóch kobiet  albo związek nieusankcjonowany prawnie. Inną kategorią, której rozumienie zmienia się pod wpływem zmian społecznych, jest „matka".

Nauka stworzyła tu całe peryferie...

Owszem. W  centrum pozostaje kobieta, która dała materiał genetyczny, urodziła i wychowała dziecko, a na peryferiach – taka, która tylko dała materiał genetyczny, a także surogatka. Podobnie jest z wieloma innymi kategoriami, np. z ptakami – oprócz klasycznych („tradycyjnych") ptaków, które latają, są też nieloty. Te stanowią peryferie kategorii. Inaczej mówiąc – struś czy kura jest mniej prototypowym ptakiem niż wróbel, tak jak (dla jakiejś części użytkowników języka) związek dwóch mężczyzn jest mniej prototypowym małżeństwem niż związek osób różnej płci. Dziś trudno określić, w którym kierunku potoczy się proces rozszerzania znaczenia słowa „małżeństwo" – może się zatrzymać na obecnym etapie, a może też się rozszerzyć do tego stopnia, że małżeństwem będziemy nazywać każdy rodzaj wspólnego prowadzenia gospodarstwa domowego (np. gdy dwie obce osoby razem wynajmują  mieszkanie). Tego naprawdę nie da się przewidzieć. Czy ktoś, kto w XVI wieku modlił się, mówiąc: „Proszę, miły Panie, abych na wieki lubieżną Tobie była", mógł przypuszczać, że 400 lat później „lubieżny" przestanie znaczyć „lubiany, ulubiony", a stanie się synonimem „rozpustnego"? Takich przykładów można podać setki.

Co najczęściej wpływa na zmiany znaczeń?

Język jest systemem – zmiana jednego elementu powoduje zmianę funkcjonowania innych elementów, które są z nim powiązane (np. wyrazów bliskoznacznych czy przeciwstawnych). Gdy z jakiegoś powodu (np. dlatego, że zmieniła się rzeczywistość) zawężamy, rozszerzamy czy przenosimy znaczenie jednego wyrazu, to po jakimś czasie podobne zjawiska zaczynają obejmować też inne słowa. Poza tym dość często (szczególnie ostatnio) zapożyczamy z języków obcych (obecnie – z angielskiego) nie wyrazy, lecz znaczenia, tzn. pod wpływem jakiegoś języka nadajemy nowe znaczenie słowu, które już istniało w polszczyźnie.  Wtedy automatycznie zmieniają się także znaczenia z nim związane. Na przykład  „dedykować" po polsku znaczy „stworzyć coś z myślą o kimś"  („Dedykował książkę swojej żonie"). A teraz coraz częściej słyszymy „pracownik dedykowany do obsługi sprzętu", co jest oczywiście błędne, ale być może za jakiś czas nikt nie będzie zwracał na to uwagi.

Przyjmiemy to za swoje?

Mam nadzieję, że nie.

Ale zapisując w definicji  peryferyjne znaczenia wyrazu, akceptujemy istnienie zjawisk czy rzeczy, które opisują. Czy zmieni to także nasz światopogląd?

Nie przesadzajmy. Samo zapisanie jakiejś cechy znaczenia słowa w definicji niczego nie zmienia – to, że ktoś (np. autor słownika) zapisał, że dziś niektórzy nazywają małżeństwem związek dwóch mężczyzn, nie jest równoznaczne z tym, że akceptuje ten stan rzeczy. Tworząc słownik, wprowadzam do niego słowo „faszyzm", choć wcale tego zjawiska nie akceptuję. Słowniki nie mają mocy twórczej, język zresztą też niewielką.  Gdyby kreował świat, musielibyśmy przyjąć, że granice naszego języka są granicami naszego świata, że nie wychodzimy poza język. Na szczęście jest jednak inaczej. Wpływa on natomiast na nasz światopogląd. Znaczenia słów są  przecież nośnikami wartości, kategorii, na które dzielimy świat, i procesów, jakie w nim zachodzą. Jeśli zmieni się  znaczenie słowa np. „małżeństwo", to nie stanie się to bez udziału naszej świadomości. Nie dzieje się tak, że jak coś zmienimy w języku, to automatycznie zmieni się nasz system wartości. Język i światopogląd zmieniają się co najmniej równolegle. A częściej zmiany językowe są tylko skutkiem przeobrażeń społecznych i w systemie wartości. Zresztą, jeślibyśmy zmienili znaczenie „małżeństwa",  to zapewne znaleźlibyśmy jakiś inny wyraz, który odnosiłby się do tradycyjnie rozumianego związku. Słowa oddają pojęcia i jeśli potrzebujemy nowego wyrazu, by mówić o świecie, po prostu go stwarzamy.

Tyle że kolejne pokolenia nie będą już kontestować oficjalnie zdefiniowanych pojęć...

Nie wierzę w to. Jeśli ktoś nie uznaje za małżeństwo np. dwóch osób tej samej płci, nie nazywa tak ich związku. A dzieci nie uczą się języka ze słowników, lecz w swoim otoczeniu i w domu. Przecież nie wertujemy słowników, zastanawiając się nad tym, jak to, co tam znajdziemy, zmienia nasz światopogląd. Owszem, nasze wartości kształtują się pod wpływem języka, ale głównie tego, który jest używany w najbliższym środowisku.  Jeśli dziecko słyszy w domu, że małżeństwo to kobieta i mężczyzna,  a w słowniku przeczyta, że to może być także dwóch facetów, to nie zacznie tak myśleć. Co najwyżej zastanowi się, dlaczego tak jest i co się za tym kryje. Trudno jest przecież zmienić światopogląd jedną definicją.

Młodzież pisze na forach, że patriota to ten, co nie bije dzieci i ma z orłem zegarek. A odniesienie do historii i tradycyjnych wartości to obciach.

Znaczenie każdego słowa konkretyzuje się w zależności od warunków. Klasycznie rozumiany patriota to ktoś, dla kogo ojczyzna jest bliska i ważna. Jeśli nie bijemy dzieci, to nie uczymy ich agresji, przez co za jakiś czas nasze społeczeństwo będzie mniej agresywne. To też zawiera się w pojęciu „ojczyzna jest bliska i ważna". Zależnie od sytuacji historycznej mamy różne odcienie patriotyzmu. Inny był podczas drugiej wojny światowej, inny w czasach socjalizmu. Być może teraz jakaś część społeczeństwa uważa, że obecnie patriotyzm przejawia się w innych emocjach i działaniach niż walka na barykadach. Różne badania wielokrotnie wykazały, że Polacy w różny sposób konkretyzują to pojęcie: dla części jest to wciąż poświęcenie się dla ojczyzny, a dla części – praca w interesie kraju.

Z tym, że „patriota" z pojęcia jednoznacznie pozytywnego stał się ambiwalentnym. Dla wielu, szczególnie młodych, ludzi patriotyzm kojarzy się z nacjonalizmem.

Tak mogło się stać pod wpływem używania tego słowa przez ugrupowania, które piszą o patriotyzmie w kontekście takich słów jak „naród" czy „narodowy",  a także wiążą patriotyzm z katolicyzmem. Nie wierzę jednak, że duża część młodzieży kojarzy patriotyzm z nacjonalizmem. Przeczą temu choćby badania CBOS z 2008 r. (a więc sprzed pięciu lat). Jeśli jest tak, że część Polaków zaczyna przykładać ujemną wartość do słowa „patriotyzm", dlatego że kojarzy jej się ono z martyrologią, to być może używanie go w kontekście współczesnym, innym niż „romantyczny" i skierowany wyłącznie ku historii, przywróci mu właściwą wartość.

A gdyby tak pomanipulować definicjami i jak u Norwida „odpowiednie dać rzeczy słowo". Pozytywny  termin „tolerancja" znaczył kiedyś  pobłażanie dla cudzych błędów. Jeśli nazwiemy tak przyzwolenie na moralny relatywizm, pozytywna konotacja pozostanie i rzecz się przyjmie...

Ależ już według słownika z początku XX wieku tolerancją jest „pobłażliwość dla innych przekonań, np. politycznych, religijnych, poszanowanie innych wyznań" (dziś zamiast „pobłażliwość" powiedzielibyśmy „akceptacja"). Istotą tolerancji jest to, że akceptuje się coś, czego akceptowanie nie jest oczywiste. Jeśli ktoś akceptuje relatywizm moralny (swoją drogą, to pojęcie też może być wypełniane różnymi treściami), to mówi „akceptuję to" bądź „mam tolerancję dla..." – lecz postrzeganie obiektu tolerancji (w tym wypadku – relatywizmu moralnego) się nie zmienia.

Ostatnio generalny remont przeszło słowo „płeć". W Konwencji Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet zdefiniowano ją oficjalnie jako społecznie skonstruowane role, zachowania i działania, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn...

Mowa tu o płci genderowej. Oprócz tego istnieje płeć rozumiana na sposób biologiczny. Zresztą, dawniej oznaczała ona ciało człowieka. Gdy się komuś urodziło dziecko, rozpoznawano, „że była to płeć niewieścia". A rozpoznawano ją, rzecz jasna, po szczegółach anatomicznych – dlatego „płeć" po jakimś czasie zaczęła się odnosić do organów, które wskazują na to, czy ktoś jest kobietą, czy mężczyzną, skąd już tylko krok do znaczenia współczesnego – „zespół cech odróżniających kobiety od mężczyzn". Do niedawna ten „zespół cech" był rozumiany wyłącznie biologicznie, teraz zaczyna być też rozumiany w sposób społeczny. Rozróżnienie na płeć genderową i płeć biologiczną jest właściwe nauce (np. naukom społecznym), potocznie słowa „płeć" używa się w sensie biologicznym.

Ale teksty te muszą przenikać się wzajemnie w naszej świadomości i kształtować ją...

Nie wiemy jeszcze, do jakiego stopnia język zmienia naszą świadomość. Z pewnością rozszerzanie znaczenia zwraca naszą uwagę, daje wiedzę o istniejących zjawiskach, ale nie wiemy, na ile kształtuje nasz stosunek do nich. Główny wpływ na światopogląd młodzieży ma jednak to, co słyszy w domu i w jakiej formie jest to wyrażane.

— rozmawiała Ewelina Pietryga

Dr Katarzyna Kłosińska jest językoznawcą z Uniwersytetu Warszawskiego, sekretarzem Rady Języka Polskiego Językoznawca

W Sienkiewiczowskiej Trylogii Wołodyjowski mawiał o Skrzetuskim:  „konfident", mając na myśli przyjaciela. A łacińska nazwa pieniądza „pecunia" znaczyła niegdyś tyle, co bydło. Znaczenie słów zmienia się od zawsze?

Od zawsze. To naturalny proces. Mamy potrzebę nazywania wielu zjawisk po nowemu. Po części wynika ona z tego, że świat się zmienia. Tworzymy więc nowe słowa, zapożyczamy z innych języków lub zmieniamy znaczenia istniejących wyrazów. „Konfident" na przykład pierwotnie oznaczał osobę zaufaną, obecnie jest to „szczególny typ" takiego człowieka. „Bydło", które wywodzi się z czasownika „być",  początkowo było nazwą bycia, egzystencji, później – już konkretniej – istot żywych, potem – jeszcze węziej – zwierząt, aż doszło do znaczenia współczesnego.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy