„Jest oczywiście możliwe, że inżynier z Przemyśla spalił się żywcem na stadionie warszawskim, ale gdyby to się stało, cała Warszawa wiedziałaby o tym w ciągu kilku godzin. Miasto huczy od pogłosek i plotek wszelkiego rodzaju, a Radio Wolna Europa (Polacy nazywają je Warszawa Zachodnia) ma przedziwne sposoby zdobywania wiadomości i wysyłania ich z powrotem na użytek tych, którzy jeszcze nie słyszeli. Nie mogę po prostu uwierzyć, aby nie dotarło do Radia Wolna Europa albo prasy zachodniej to, co znane jest całej Warszawie". Taki list napisał czytelnik William Woods do redakcji angielskiego tygodnika „New Statesman and Nation", który w lutym 1969 roku zamieścił informację o samospaleniu Ryszarda Siwca. Wątpliwości były uzasadnione. Od wydarzeń na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia minęło pięć miesięcy, a dotąd odnotowała je tylko jedna zachodnia gazeta – francuski „Le Nouvel Observateur". Tygodnik napisał o sprawie Siwca w styczniu 1969 roku, gdy w Pradze czeski student Jan Palach dokonał samospalenia w akcie protestu przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.
Niewiara
Trudno się dziwić ostrożnemu podejściu zachodnich dziennikarzy do sensacyjnej wiadomości, skoro milczało na ten temat najlepiej poinformowane o wydarzeniach w Polsce Radio Wolna Europa. Rozgłośnia nadała relację z wydarzeń w Warszawie dopiero w kwietniu 1969 roku, czyli siedem miesięcy po fakcie, gdy szczegółowe sprawozdanie z wydarzeń wysłał do jej sztokholmskiego oddziału przemyski znajomy Siwca Władysław Mazur.
Mazur nie mógł się pogodzić z tym, że gdy o Palachu mówi cały świat, o równie dramatycznym proteście Polaka nie słyszał niemal nikt.
Dlaczego Radio Wolna Europa nadało wiadomość o Siwcu dopiero po otrzymaniu listu Mazura, skoro informacje na temat wydarzeń na warszawskich dożynkach docierały do niego już kilka dni po fakcie? Redakcja tłumaczyła to opóźnienie na łamach pisma „Na antenie", w którym drukowano audycje rozgłośni: „(Wiadomość o samospaleniu Ryszarda Siwca) wydała się tak nieprawdopodobna, że nie została powtórzona w programie Rozgłośni. Rozumowaliśmy podobnie jak p. Woods. W jaki sposób tego rodzaju scena mogła przejść niezauważona przez spore grono cudzoziemców – dyplomatów i korespondentów zagranicznych – znajdujących się na trybunach?".
Zagłuszanie
Pytanie, które zadawali sobie wówczas redaktorzy Radia Wolna Europa, pozostaje aktualne do dziś. Jak to się stało, że samospaleniu Siwca nikt nie nadał rozgłosu? Dlaczego przez długie lata niemal nikt w kraju i na Zachodzie nie dowiedział się o jego dramatycznym akcie protestu? Wydarzenia nie dało się nie zauważyć. Ludzi, którzy wiedzieli, co się stało i jakie były motywacje Siwca, było wielu.
8 września 1968 roku na dożynkach na Stadionie Dziesięciolecia było sto tysięcy ludzi, w tym wielu dziennikarzy. Płonącego Siwca widział między innymi komentator radiowy Zbigniew Wojciechowski, który prowadził audycję na żywo. „Radiosłuchacze nie usłyszeli w naszej relacji nic o tym wydarzeniu" – wspominał później Wojciechowski. „Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że w podkładzie dźwiękowym cały czas mieliśmy skoczne kujawiaki, krakowiaki. Jak w takim momencie mówić, że coś się pali, coś się dzieje? Gdyby orkiestra natychmiast przestała grać, to sprawozdawca musi zareagować, powiedzieć, dlaczego orkiestra przestała grać i już ma punkt odniesienia i my byśmy to relacjonowali".