To nieprawda, co piszą historycy sztuki o wzroku bizantyjskich postaci. To nie żadne „zapatrzenie w horyzont", dowód na mistyczny wgląd w pozaziemską rzeczywistość. To są puste oczy obłudy i strachu.
San Vitale zdaje się sugerować, że nie istnieje budynek, lecz tylko jego coraz to nowe perspektywy. Przestrzeń, w którą wchodzimy, otwiera się jak ogród o rozwidlających się ścieżkach. Złudzenia optyczne są mocne jak w barokowym teatrze. Pomysł polega na tym, że ośmioboczną wieżę z każdej strony zakończono wysoką, dwupiętrową apsydą. Jesteśmy więc wewnątrz kwiatu, co zwielokrotnia dotychczasową perspektywę. Poza tym jest jeszcze wydłużone prezbiterium. W górze też nie ma spokoju, bo wnęki podzielono na dwie kondygnacje z pięterkiem dla kobiet, czyli emporą. Empory podtrzymywane są lekkimi kolumnami o kapitelach tak głęboko rzeźbionych, że wyglądają na ażurowe. Do tego pokaźna wysokość tamburu – okrągłej opaski, na którym wzniesiono kopułę.
Gdziekolwiek spojrzeć, wzrok nie ma się jak zatrzymać. Wszystko w ruchu. Światło pada zewsząd i rozprasza się we wszystkie strony. Genialne zawirowanie światła i przestrzeni. Nie jest to już poczciwa konstrukcja bazyliki, tej trochę bardziej rozbudowanej stodoły, wewnątrz wyzłoconej dla niepoznaki. Tu mamy do czynienia z misterną układanką świetlistych lub mrocznych półkul, nowy model chrześcijańskiego wszechświata według bizantyjskich cesarzy. Kościół podzielono na część dla wiernych, dworu i kapłanów.
Mozaiki przewyższają wszystko, co dotychczas widziałem. Ewangeliści i prorocy mają przejmujące twarze. Tło – ciemne, niemal czarne, lub zielonozłote – wydobywa ich trójwymiarowe kształty. Ten miły pastuch o rumianych policzkach, w poszarpanej tunice, ale w czerwonym, jakby królewskim, płaszczu – to Abel. Wdzięcznie unosi ofiarnego baranka na kamienny ołtarz. U stóp ścielą mu się białe i czerwone kwiaty. Za nim chata kryta strzechą. Po drugiej stronie ołtarza Melchizedek w strojnej szacie kapłana dostojnie unosi w górę chleb – wzór hostii. Za nim stoi świątynia. Całość jest nośnikiem jasnego przekazu o miłej Bogu ofierze, której wzorem i zapowiedzią są bohaterowie Starego Testamentu.
Mojżesz na górze Synaj – młodzieńczy, bez rogów i brody, w rzymskiej todze. Oparł lewą nogę na skale i wiąże sandał gestem znanym z płaskorzeźby „Nike zawiązująca sandał", ale głowę odrzucił nagłym ruchem w tył, bo oto z ciemnej chmury wyłania się Ręka Opatrzności Bożej. Zniknął antyczny spokój. Zastąpił go gwałtowny ruch. A wokół Mojżesza kwitną czerwonozłote kwiaty. Nie kwitną – płoną, bo to krzak gorejący.
Nad wszystkim góruje Zbawiciel. Nie ma jeszcze brodatej twarzy o surowym obliczu. Jest młodzieńcem bez zarostu, jak Apollo. Wręcza wieniec świętemu Witalisowi, jakby to był atleta w Olimpii. Kościół jest ciemny. Poza prezbiterium nie ma dużych okien. Ledwo widać malowidła w kopule. Facet z ochrony przepędza nas, gdy próbujemy rozłożyć statyw. Krąży wokół, więc mimo mnogości filarów i stworzonych przez nie zaułków nie mamy szans. Kasia nastawia aparat na samowyzwalacz, kładzie na posadzce i kopuła zrobiona. Ale co z prezbiterium? Jest tu więcej światła, nie wystarczy jednak na profesjonalne zdjęcie. I wtedy zauważam, że co drugi turysta używa flesza! Zresztą niektórzy nie są w stanie zrobić zdjęcia bez błysku, bo „małpki" włączają lampę automatycznie... Nikt nie reaguje. Zakładam potężną 580 EX, Kasia wyciąga drugą. Lampy można zintegrować i sprawa jest załatwiona. I komu przeszkadzał statyw? Mnie? Wyrzutów sumienia nie mam, bo przecież to nie farba olejna, którą światło naruszy.
Hieratyczność się mści
Na tle niebieskiej świty orszaki dworu Justyniana i Teodory wyglądają gorzej – są płaskie i bez głębi. Postacie pozbawione trzeciego wymiaru, a ich ruchy pozorne. Jest to regres w stosunku do antycznej tradycji. Mści się hieratyczne nastawienie. Malarz mozaikarz (a właściwie to jak nazwać twórcę mozaik?) wbrew pozorom nie przedstawił cesarza i jego dworaków – jak się wydawało pochlebcom – ale pewien ceremonialny układ wytwornych szat i kunsztownie wykonanych przedmiotów: oto grawerowana misa ze złota wysadzanego drogimi kamieniami, tutaj ozdobiony topazami krzyż, a tam lekcjonarz oprawny w olbrzymie szmaragdy. Na ramieniu władcy lśniąca rubinami i perłami olbrzymia agrafa spinająca płaszcz.