Czy zauważył pan, jako człowiek teatru, że teatr wywołuje zainteresowanie mediów ?i społeczeństwa nie swoją działalnością, tylko wtedy, gdy aktorka pokaże pupę reżyserowi, kiedy jest kłótnia o gejów, awantura na widowni albo groźba najazdu ?50 tysięcy kibiców w proteście przeciwko przedstawieniu.
Odpowiem krótko i węzłowato: winne są media. Teatr wychodzi naprzeciwko oczekiwaniom czasów i społeczeństwa, ale forma czy jakość wypowiedzi przestała mieć znaczenie – ważne jest, o czym jest spektakl, a raczej przeciwko komu, przeciwko czemu. To jest w Polsce zawsze najciekawsze: za kim ktoś jest albo przeciwko komu ktoś coś robi. To jest po części zrozumiałe, bo podobno bunt jest częścią postępu, a zbuntowany teatr jest jak tego postępu drożdże. Problem polega na tym, że wolność pomyliła się nam z anarchią.
A lubi pan, jak wypowiadają się na temat teatru ludzie, którzy nigdy lub dawno w teatrze nie byli? Wyobraża sobie pan pisanie o polityce bez podstawowej wiedzy na ten temat? ?A na teatrze znają się wszyscy. Zaocznie.
Twórców zawsze interesował diabeł, który chował się w cieniu, bo miał kompleksy wobec Boga. Dziś diabeł stał się bezczelny i idzie środkiem ulicy. Dlatego mnie interesuje anioł, który musiał się ze swoim banalnym dobrem chować. Publiczność też zaczął interesować anioł. Diabeł jest w odwrocie
Bo teatr jest wygodnym pretekstem do wypowiadania własnych ideologicznych manifestów i zwalczania cudzych. Za każdym razem jest tylko narzędziem. Wyjmuje się jakiś epizod z szerszego kontekstu i się go rozrabia. Najlepszym dowodem na to, że teatr umiera, jak się miesza do polityki, jest rewolucja francuska. Prasa była jeszcze w zalążku, nie miała masowego zasięgu i scena stała się najpotężniejszą trybuną polityczną. Manipulowano z niej społeczeństwem. Pozytywny bohater nosił trójkolorową kokardę, a reszta nadawała się na szafot. Teatr bardzo się zaangażował w politykę i skutek był taki, że przez kilkadziesiąt lat nie mógł się podnieść z upadku. Powiem może coś kontrowersyjnego: czy się komuś to podoba czy nie, podobnie było z naszym bojkotem telewizji w stanie wojennym, abstrahując od najszczytniejszych pobudek. Straciliśmy co najmniej jedno pokolenie aktorów i widzów.