Arkady Fiedler. Człowiek lasu i namiotu

Był jednym z najbardziej znanych polskich podróżników. Porzucił spokojny żywot mieszczanina, by dotrzeć w najdalsze zakątki świata. Zakłócił sen przedwojennych elit o koloniach, by kilka lat później zbudować inny mit: nieustraszonych polskich lotników. W marcu minęła 30. rocznica śmierci Arkadego Fiedlera.

Aktualizacja: 20.03.2015 14:31 Publikacja: 20.03.2015 01:08

W kraju szczerzy zęby Bierut, na Jukatanie – bogowie... Arkady Fiedler w Meksyku, rok 1948

W kraju szczerzy zęby Bierut, na Jukatanie – bogowie... Arkady Fiedler w Meksyku, rok 1948

Foto: Z archiwum Muzeum Arkadego Fiedlera

Rzeczpospolita:  W jaki sposób pakował się panów ojciec? Był uporządkowanym chaotyczny, sam pamiętał o wszystkim, a może potrzebował pomocy?

Arkady Radosław Fiedler
: Pakował się sam, ale to szczegół przecież. Znacznie ważniejsze były przygotowania merytoryczne. Trwały minimum rok. Ojciec mnóstwo czytał o krajach, do których się wybierał, i to czytał w kilku językach – znał niemiecki, angielski, hiszpański. Wypełniał notatkami kolejne zeszyty. To były naprawdę wnikliwe studia. Ojciec odbył przeszło 30 dużych podróży. Był pod tym względem bardzo doświadczony. Tymczasem przed każdą kolejną wyprawą bardzo się przejmował. Tak, jakby to był pierwszy i najważniejszy wyjazd w jego życiu.

Reisefieber?

Marek Fiedler:
Tak, właśnie reisefieber. Ojca trawiła gorączka podróży, a jednocześnie rozpierała go energia. Pamiętam taką sytuację, bardzo znamienną. Bodaj w 1957 roku ojciec wybierał się do Indochin. Klimat tam dla Europejczyka paskudny: duszno, gorąco, wilgotno, a do tego trzeba jeszcze chodzić po wertepach z pakunkami, walizami. Słowem, potrzebna jest dobra kondycja. Ojciec prawie każdego dnia jeździł do Poznania, by wejść do księgarni, biblioteki, czasem spotkać się z kolegami. Zwykle do pociągu wsiadał w Puszczykówku, teraz jednak szedł przez las do sąsiedniej stacji Puszczykowo. Żeby było dalej. Z powrotem podobnie. Pewnego dnia spotkał go jeden z naszych sąsiadów i zobaczył, że ojciec dźwiga jakieś pakunki. „Panie Fiedler, a co pan tam niesie?" – pyta. A ojciec na to, że cegły. Potem mówił, że bardzo mu się taka zaprawa przydała, bo podróż była ciężka. Z Indochin wrócił chory, miał amebę. Wyglądał jak szkielet. Kto wie, czy w ogóle byśmy go zobaczyli, gdyby na miejscu nie spotkał swojego przyjaciela, Polaka, specjalisty od chorób tropikalnych. Na własne oczy zobaczyliśmy wówczas, że z tropikami nie ma żartów.

A.R.F.
: Ojciec na szczęście był człowiekiem silnym, szczupłym, wysportowanym, potrafił sobie radzić z przeciwnościami. Podobną przygodę miał nad Ukajali w Ameryce Południowej. Tam jego nogę zaatakowały kleszcze. W zgięciu pod kolanem miał wielką krwawiącą ranę. Do końca życia pozostała mu blizna. No, ale takie ryzyko było wkalkulowane w podróżowanie do miejsc, które generalnie Europejczykom nie służą.

Tym bardziej że jeszcze kilkadziesiąt lat temu podróżowanie było diametralnie inne niż teraz. Niemal każda wyprawa wydawała się przedsięwzięciem poniekąd awanturniczym...

M.F.:
I trochę traperskim. Ale ojciec zawsze podkreślał, że najlepiej czuje się na uboczu, w lesie, wśród rdzennych mieszkańców. Pamiętam jedną z ostatnich jego podróży. W 1980 roku pojechaliśmy wspólnie do Kanady, by odwiedzić Indian, których przed laty opisał w książce „Kanada pachnąca żywicą". Obawiałem się tej wyprawy, bo ojciec miał prawie 86 lat. Nieśmiało zacząłem dopytywać, czy damy radę, ale on odparł krótko: „Daj spokój, właśnie tam czuję się naprawdę dobrze". I rzeczywiście. Spaliśmy pod namiotami, wokół pustka: las, jeziora... Wtedy najmocniej poczułem, że ojciec to człowiek lasu i namiotu.

Pozostało 85% artykułu

Teraz 4 zł za tydzień dostępu do rp.pl!

Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach subskrypcji rp.pl

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu