Co daje twojej powieści „Do perfekcji” opis, czego nie potrafi oddać dialog? I czy kształtowałeś rytm akapitów jako substytut scrollowania na telefonie – z celowymi pauzami, nagłymi przyspieszeniami i „karuzelami dopaminowymi” powracających motywów?
Widzę tu dwie odpowiedzi – obie na swój sposób prawdziwe. Po pierwsze: nie jestem mistrzem dialogu, za to swobodnie czuję się w opisie. Przez lata pracy jako krytyk sztuki zrozumiałem, że najtrudniejsze nie jest wydawanie sądów, lecz wierne oddanie tego, co widać – tak, by czytelnik mógł to naprawdę zobaczyć. To był też czas, gdy nie dało się po prostu dorzucić w sieci tylu zdjęć, ile się chce, więc należało bezwzględnie trzymać się obserwacji. Tego się nauczyłem – i okazało się, że to sprawia mi dużą przyjemność.