Z pasją przeczytałem książkę J.D. Vance’a, który właśnie zadebiutował w roli amerykańskiego wiceprezydenta na europejskich salonach, a konkretnie w Monachium, podczas Konferencji Bezpieczeństwa. Wystąpił na niej jako główny przedstawiciel administracji Donalda Trumpa, a właściwie w jego zastępstwie. Dlaczego nie pojawił się w stolicy Bawarii sam Trump? To trochę dziwne, bo gdzie lepiej błyszczeć, gdzie lepiej rezonować niż pomiędzy dziesiątkami liderów świata, których gromadzi konferencja. I czas wyjątkowy – amerykański prezydent nie tylko zapowiedział, ale też realnie zainicjował negocjacje pokojowe z Putinem z intencją zakończenia wojny. Jedną z przyczyn może być to, że do Trumpa dotarło, iż pokój nie jest ani tak łatwy, ani nie wydarzy się tak szybko, jak to sobie wymyślił. Gdyby więc miał to być moment triumfu, Trump z pewnością chciałby go przeżyć w Monachium; jeśli zaś upokorzenie, to lepiej grać światowego bossa z Waszyngtonu i na niepewne pole wysłać politycznego nuworysza, jakim jest J.D. Vance.