Ale Atsuko nie dała mi spokoju, przyszła z wydobytą skądś kartką papieru i zaczęła kreślić jakieś znaki, które nic mi nie mówiły. Zaczęła w chaotycznej pantomimie pokazywać to na siebie, to na inne rzeczy i szczebiotać.
– No przecież wiem, że jesteś Atsuko – powiedziałem gniewnie i wbiłem w siebie palce.
Ona była uśmiechnięta niczym dziecko, ale ja nie byłem skory do odwzajemnienia się tym samym. Dla niej to wszystko było zabawne. A mnie ten jej entuzjazm zaczął strasznie denerwować. Bo co z tego, że wrócimy do poziomu z kamienia łupanego, że będziemy nazywać rzeczy. Tak, mogę powiedzieć: to kartka, to długopis, a to góry, ale co to da, kiedy musimy budować związek z niuansami i światłocieniami. Jak z nią na migi porozmawiam o zawiłościach semantycznych, o przesunięciach znaczeń? Jak wyrażę swoje subtelne problemy i jak zrozumiem jej delikatne kłopoty?
Coraz silniej opanowywało mnie dojmujące przeświadczenie, że z minuty na minutę oddalamy się od siebie niczym dwa dryfujące w różne strony kontynenty. Rozrzuciłem z irytacją kartki, na których Atsuko kreśliła te swoje znaczki. W jej oczach zobaczyłem przerażenie…
– To bez sensu! – krzyknąłem pełen wściekłości. – Bez sensu.
Musiałem przestraszyć ją tym nie na żarty, ponieważ znowu wybiegła na górę. Ja zaś zostałem w salonie sam i spoglądałem na ośnieżone szczyty. Próbowałem się skupić, zrozumieć, jak to się stało, wygląda, jakby jakiś wirus zaatakował nie tylko nasze translatory, ale również cały sprzęt, sprawiając, że przestał on działać. Przecież prąd musi wrócić, na pewno ktoś odkryje usterkę. Próbowałem zrobić coś do jedzenia, zarówno dla siebie, jak i dla Atsuko, ale po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że nic w tej materii nie wiem, bowiem zawsze robiła to albo ona, albo system. Postanowiłem przygotować cokolwiek, licząc, że jej będzie to odpowiadało. Nagle dotarło do mnie, jak mało o niej wiem. Skupiliśmy się na wymianie idei i zaufaliśmy słowom, zapominając o znajomości siebie.
* * *
Może to mój gniew, może to cała ta sytuacja, ale w leżącej na górze dziewczynie nie poznałem swojej ukochanej. Nie była to fizycznie inna osoba, ale ktoś odmienny pod względem psychicznym. Pozbawiona LingMaga stała przede mną w swej czystej formie. Ta patrzyła się na mnie wzrokiem gniewnym, pełnym nienawiści. Tak jakby mój dziecinny wybuch wściekłości coś w niej zmienił, przemienił ją w kogoś obecnego. Kiedy podarłem jej pisaninę, musiało coś w niej pęknąć. Twarz Atsuko wykrzywiała się bowiem w straszliwym grymasie, wyrzuciła też z siebie gniewne słowa, te zaś raniły mnie niczym pojedyncze ciosy noża. Gotowałem się w środku. Co to ma być, że ja jej robię jedzenie, że wychodzę z chęcią pogodzenia się? Ja, który nie potrafię gotować, przełamuję się, przekraczam, a ona ma pretensje. Wszystkie to skumulowało się we mnie i rzuciłem ze złością talerz z jedzeniem, który natychmiast się roztrzaskał. Atsuko spojrzała się na mnie, spoliczkowała mnie, po czym przykryła się szczelnie kołdrą, robiąc z niej kokon, tak jakby chciała odciąć się od świata. Z niedowierzaniem wpatrywałem się w nią, ściskając obolałą twarz. Ona zaś dyszała i oddychała ciężko. Wściekły zbiegłem na dół, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. To była nasza pierwsza kłótnia w związku i od razu przybrała tak ekstremalną formę. Była w nas nienawiść atawistyczna, dzika, wręcz pierwotna. Jakby odbierając nam słowa, odebrano nam człowieczeństwo.
Sądzę, że przerosła nas wtedy świadomość braku możliwości komunikacji, bo inaczej jak wytłumaczyć tę absurdalną eskalację naszej agresji? Niczym dwa kontynenty dryfujące w odległe strony. Kiedyś będące jednym, a teraz stanowiące dwie różne przestrzenie. Przez zabranie nam języka zabrano nam siebie nawzajem. Chyba dotarło do nas, że LingMag okazał się straszliwym przekleństwem. Świat technologii zdradził nas. Uniwersalny język jest ślepą drogą. Nie wyobrażałem sobie, co będzie, jak wrócimy do cywilizacji, czy wrócą nasze rozmowy? Czy ten zgrzyt, bo przecież on był tyko zgrzytem, zostanie? A może na zawsze coś utraciliśmy, może groźba utracenia komunikacji będzie wisiała nad nami niczym cień i ostatecznie pogrzebie nasz związek? Czarne myśli krążyły mi po głowie uporczywie niczym w teatrze cieni. Co rusz pojawiały się jako coraz mroczniejsze i mroczniejsze. A ja się w nie zapadałem coraz głębiej. Magia świąt uleciała, nim ją dobrze poczuliśmy.
Tak minął dzień oraz wieczór, który spędziliśmy przy świecach. Każde osobno, ja na dole, Atsuko na górze. Kolejnego dnia chodziliśmy wokół siebie w milczeniu, a za oknem padał coraz większy śnieg. Następnego dnia próbowałem się odezwać, ale mój głos tylko ją zirytował, podobnie jak ją mój. Nasze głosy zaczęły zadawać nam coraz więcej bólu. Sądzę, że tak musiała wyglądać wieża Babel. Wydaje mi się, że nasz związek nie ma przyszłości. A przynajmniej wtedy tak myślałem.
Na sejmikach szlacheckich trupów bywało bez liku
Powód zwady mógł być prozaiczny, bo szlacheckie głowy bywały krewkie. Ze strony starosty sieradzkiego poszła salwa, padli ranni i zabici. Rozlew krwi postępował szybko. A przecież wszystko zaczęło się od zwykłej karczmy!
* * *
Próbowałem raz jeszcze porozumieć się z Atsuko. Ale ona leżała zwinięta w pościeli. Ja zaś patrzyłem na to zły i rozczarowany. Jakaś część mnie krzyczała: przyhamuj, przecież można znaleźć rozwiązanie, można jeszcze coś zdziałać. Ale druga czuła się przerażona i wściekła, chciała ukarać świat i z jakiegoś powodu również Atsuko. Tylko nie wiedziałem dlaczego. Słyszałem, jak cicho płakała na górze. Ją też przerosła ta sprawa. Tak jakby i do niej dotarła świadomość tego całego ogromu nieszczęścia, jakie na nas spadło. Ale z drugiej strony nic się nie wydarzyło, oto awaria, pewnie jakoś sobie powinnyśmy poradzić, na pewno ktoś ją naprawi.
Popatrzyłem na jej sylwetkę skrytą pod pościelą, po czym zszedłem na dół. Za oknem grasowała w ciemność. Kiedy zabrano nam język, zabrano nam wiedzę o nas. Zabrano nam nas. Budowaliśmy naszą relację na słowie, na wymianie myśli, a teraz byliśmy tego pozbawieni. Z tą myślą w głowie zasnąłem.
W świąteczny wieczór siedziałem w fotelu, wpatrując się w przestrzeń. W jednej ręce miałem szklankę z alkoholem, a w drugiej ściskałem pudełeczko. Pudełeczko, które specjalnie zabrałem na tę okazję. To ono, a nie awaria, miało być ukoronowaniem wydarzeń.
Nie wiem, ile spałem, ale wybudziły mnie dźwięki fortepianu. Zaraz po nim, ze wzmożoną siłą, wiecie, jak to jest, kiedy wstajecie i cała rzeczywistość jeszcze do was nie dotarła, uderzyła mnie ta nagła sytuacja. Spojrzałem na dom, na pustą szklankę w mojej ręce. Na plamy po jedzeniu na schodach. Zerknąłem nieśmiało na Atsuko, która siedziała przy fortepianie tyłem do mnie. Jej palce smagały białe klawisze instrumentu. Grała utwór, nie znałem go, a raczej nie kojarzyłem, ale rozumiałem, co chciała przekazać, jakaś cząstka mnie odczytała z dźwięków, które grała, że Atsuko jest smutno, ale zarazem chce się ze mną pojednać. Przypomniałem sobie swoje próby gry i pojedyncze toporne wykonania. Wtedy ona odwróciła się do mnie i wskazała ruchem głowy na pianino. Była w tym geście ostatnia próba pojednania. Ostrożnie usiadłem obok niej, a moje dłonie pokierowały się ku klawiszom. Testowałem dźwięki i tonacje prowadzone przez Atsuko. W końcu nieśmiało i niewprawnie wyraziłem wpierw swoją złość, a potem żal. Na który i ona odpowiedziała. Wreszcie wygrałem nieśmiało melodię. Ta pojawiła się we mnie, kiedy zobaczyłem, że Atsuko postawiła na fortepianie pudełko, które zabrałem ze sobą na naszą świąteczną podróż.
Paweł Rzewuski
Doktor filozofii i historyk. Zajmuje się filozofią polityki i historią społeczną. Autor powieści kryminalnej „Syn bagien” oraz popularnonaukowej książki o przedwojennej Warszawie „Grzechy »Paryża Północy«”. Niedługo wyjdzie jego najnowsza powieść „Krzywda”, dziejąca się w XVII-wiecznej Polsce.