Reklama

Jan Maciejewski: Płomień

Wiedząc, że jest tu potrzebny tylko na chwilę, jest w stanie uczynić tę chwilę – z perspektywy człowieka – nieskończenie długą. Przeciągnął ją już do z górą dwóch tysięcy lat i ma potencjał na drugie tyle. O ile będzie pamiętał, że jest tylko świecą. Nie sam siebie zapalił i nie on zdecyduje, kiedy wolno mu zgasnąć. Mój przyzwyczajony do mroków wzrok pokochał światło świecy, tak samo jak moja zanurzona w ciemnościach dusza kocha Kościół.

Publikacja: 20.12.2024 14:19

Jan Maciejewski: Płomień

Foto: AdobeStock

Dlaczego płaczesz?” – spytałem wczoraj wieczorem mojego syna. „Bo jest mi smutno, że już zaraz skończą się roraty”.

Smutno jest mu też, kiedy o piątej rano wyrywam go ze snu, ale ten akurat smutek szybko mija. Rozpraszają go, jak mrok wokół siebie, światła świec. Tych dwóch w naszych dłoniach i kilkudziesięciu płonących przed ołtarzem. Wnętrze kościoła, od wielu lat tak dobrze już opatrzone i poznane, staje się w odrobinę tylko rozproszonych, ledwie napoczętych płomieniami świec ciemnościach, bogatsze i prawdziwsze niż za dnia. To wnętrze potrzebuje ciemności, żeby stać się sobą. I ze względu na nią, tylko w niej, palić mają się po co płomyki świec. W tych płomieniach jest dramat, najprawdziwsza opowieść o Kościele (tym dużą literą), jaką znam.

Pozostało jeszcze 81% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się świat i Polska. Jak wygląda nowa rzeczywistość polityczna po wyborach prezydenckich. Polityka, wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i psychologia.

Czytaj, to co ważne.

Reklama
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zaczarowana amnestia
Plus Minus
Agnieszka Markiewicz: Dobitny dowód na niebezpieczeństwo antysemityzmu
Plus Minus
Świat nie pęka w szwach. Nadchodzi era depopulacji
Plus Minus
Pierwszy test jedności narodu
Plus Minus
Wirtualni nielegałowie ruszają na Zachód
Reklama
Reklama