Lubię mrok – mówi mi Marcin Koszałka. – On jest dla mnie paliwem. Chyba właśnie lęki uruchamiają we mnie myślenie o kinie, o sztuce. To prawda, one męczą. Chodzę na psychoterapię. Ale mam w sobie obawę, że jak się z niepokojów i strachu wyleczę, jak poczuję się świetnie, jak będę zadowolony z siebie i wszystko będzie mi się podobało, to przestanę być twórczy.
Reżyser przyznaje, że z wczesnej młodości wyniósł brak poczucia własnej wartości:
- Może dlatego, na przekór, stale próbowałem sobie udowodnić, że mogę być kimś. Chciałem jak sportowiec wygrywać wszystko. Taka cholerna ambicja. I ogromna pułapka. Mam kompleks matki, która przez całe życie mnie upokarzała. A jak ty byś się czuła, gdybyś stale słyszała: „Gówno umiesz, gówno znaczysz"?