Liberalne demokracje od dawna wchodzą w kolizje z sędziami czy ekspertami próbującymi kreować rzeczywistość społeczno-polityczną bez wyraźnej legitymacji demokratycznej. Polityków złości, że sędziowie nie ograniczają się do interpretowania prawa i bycia „ustami ustaw”, ale chcą stwarzać „nowe światy” metodą nadinterpretacji, ponad głowami parlamentów.
Takie zarzuty były stawiane już przed dekadami m.in. Sądowi Najwyższemu Stanów Zjednoczonych, który przeszedł na przełomie wieków sporą ewolucję: od strażnika zgodności prawa stanowego i federalnego z konstytucją do interpretatora konstytucyjnych pojęć i odkrywcy nowych znaczeń w zapisach zawartych w najwyższym akcie prawnym USA. Poprawki do amerykańskiej ustawy zasadniczej, ze względu na wymagany bardzo szeroki konsensus polityczny, były bardzo trudne do wprowadzenia, dlatego właśnie SN został kreatorem rzeczywistości polityczno-społecznej za oceanem. Słynne orzeczenie z 1973 roku Roe v. Wade potwierdzające dopuszczalność aborcji było motorem tzw. rewolucji kulturowej, która przeorała amerykańską rzeczywistość. Rewolucję tę eksportowano na cały świat, co nie byłoby możliwe bez kreatywnego podejścia amerykańskich sędziów do konstytucji i wydobywania z niej zupełnie nowych znaczeń.