...właśnie nie – jest coraz gorzej.
Ale prawdę mówiąc, Sudan Południowy nie jest w największym kryzysie, bo mamy jeszcze np. Jemen.
I to też przemawia, brutalnie mówiąc, na jego niekorzyść. Jest Jemen, który jest jeszcze bardziej potrzebujący, ale są też kraje, w których sytuacja pogarsza się bardzo szybko, jak Afganistan. Są też Syria i Pakistan, które dotknęły monstrualne klęski żywiołowe. A dodatkowo może się już trochę przyzwyczailiśmy do kryzysu humanitarnego w Afryce Wschodniej i rzeczywiście machamy na niego ręką, bo „tam zawsze było źle”. Tyle że powtórzę: dziś tam jest jeszcze gorzej, a pieniędzy na pomoc mamy coraz mniej.
Dobrze by było, żeby Sudan Południowy jednak zaistniał mocniej w naszej świadomości i żebyśmy w końcu lepiej zrozumieli, że w jakimś sensie przykładamy się do pogarszającej się tam sytuacji. Bo nie da się już dłużej unikać odpowiedzialności za to, że to my, kraje wysoko uprzemysłowione, najbardziej się przyczyniamy do zmian klimatu, za które najwyższą cenę płacą dziś ci, którzy do tych zmian nie przykładają ręki właściwie w ogóle.
To mamy tu dwa poważne problemy, bo my ani nie czujemy, że jesteśmy bogatą Północą, ani nie wierzymy do końca, że zmiany klimatu już są śmiertelnym zagrożeniem.
To prawda, ale myślę, że będziemy coraz lepiej rozumieć naszą odpowiedzialność w tych globalnych procesach i dostrzeżemy w końcu związek między naszymi wyborami konsumpcyjnymi, naszym stylem życia a tym, że ktoś w Sudanie Południowym nie jest w stanie zaplanować, czy dosadzić jeszcze trochę pomidorów.
Czyli zmieniamy starą śpiewkę naszych babć ze „zjedz wszystko, bo dzieci w Afryce głodują” na „nie kupuj nowego ubrania, bo powódź w Sudanie Południowym niszczy plony”?
Może bardziej nawet: „Zastanów się nad tym, jaki to może mieć wpływ na życie innych, i postaraj się w jakiś sposób zmienić coś w swoim zachowaniu, by być jednak częścią pozytywnej zmiany”. Choć może to jest zbyt długie zdanie dla dziecka (śmiech). A jednocześnie – co mnie osobiście najmocniej frustruje i męczy – Sudan Południowy jest krajem, który ma naprawdę olbrzymie możliwości rozwoju, spore bogactwa naturalne, przede wszystkim ropę, duży potencjał rolniczy, no i Nil Biały, który mógłby być ważną drogą transportową dla całego regionu. I mieszkają tam fenomenalni ludzie, szczególnie młodzi, którzy naprawdę chcą coś zmienić, uczą się, mają wizję rozwoju swojego kraju.
Wiem, że byłeś w Green Belt Academy w Borze, gdzie uczą się dzieci z różnych społeczności, a budynki szkoły, łazienki, dormitoria, dostęp do wody i nawet ogrody warzywne zasponsorował akurat polski oddział firmy Electrolux. I liczba uczniów zwiększyła się dwukrotnie, to świetne miejsce do nauki, dzieciom się tam bardzo podoba. Nie trzeba wiele, by w takim miejscu zrobić coś naprawdę istotnego, więc polskie firmy mogłyby na pewno znacząco nam w tym pomóc.
Ale może najpierw trzeba tam zaprowadzić pokój i porządek, a dopiero potem skupić się na budowie społeczeństwa z tych 64 zamieszkujących ten kraj plemion?
Tylko że ten proces już trwa, formalnie pokój obowiązuje już blisko trzy lata. Teraz trzeba myśleć o wzmocnieniu struktur państwowych i tkanki społecznej, budowie infrastruktury i inwestowaniu w długofalowe projekty. Wziąć się na poważnie za budowę dróg czy systemów odprowadzania ścieków, ale też za biznes, który wykorzystałby choćby to bogactwo, jakim są ryby w Nilu Białym. Można by budować przetwórnie, chłodnie, sieć eksportu do Ugandy i dawać miejsca pracy ludziom, którzy ich tak bardzo potrzebują. Ale to się praktycznie nie dzieje, jest niewiele nowych inwestycji.
Ale coś jednak ruszyło. Trzy lata temu zatytułowałem swój reportaż „Pół mostu na Nilu”, a dziś w Dżubie stoi już piękny nowy most wybudowany przez Japończyków.
Jechałam nim, tylko problem w tym, co za tym mostem… A nadal ciągną się tam drogi w strasznym stanie, prowadzące między sypiącymi się domkami przez środek prowizorycznego targu, między ludźmi, motorami i beczkowozami z wodą. Bo nawet w stolicy nie ma wody innej niż z beczki na dachu lub przyniesionej ze studni. Jeden taki most niczego nie zmienia, potrzebne są długofalowe inwestycje w bardzo podstawowe kwestie. I one mogą być prowadzone we współpracy z organizacjami humanitarnymi, które od lat w Sudanie Południowym próbują łączyć bieżące projekty pomocowe z projektami rozwojowymi, właśnie po to, by budować scenariusz wyjścia z kryzysu. Sama pomoc humanitarna rzeczywiście nie rozwiązuje problemu. Ona jest dziś bardzo potrzebna, ale jeśli w dłuższej perspektywie będziemy jedynie uzależniać te społeczności od pomocy, to one nigdy nie staną na nogi. A w przypadku Sudanu Południowego byłoby podwójnie źle nie wykorzystać tej szansy rozwojowej – to najmłodsze państwo na świecie, bez setek lat historii, a jedynie z przyszłością.
Helena Krajewska (ur. 1991)
Rzeczniczka prasowa Polskiej Akcji Humanitarnej (PAH). Przebywała w Sudanie Południowym w marcu i kwietniu 2023 r.
Polska Akcja Humanitarna apeluje o wsparcie dla swoich działań w Sudanie Południowym – regularne lub jednorazowe – na stronie www.pah.org.pl/wplac