Ajest tam się z czego cieszyć, zwłaszcza przy stole. Parmeńską szynkę oraz parmezan, bolońską mortadelę czy spaghetti świat podziwia nie mniej niż freski Rawenny. A Modena, rodzinne miasto Pavarottiego, leży w sercu krainy, do której powinniśmy mieć szczególny sentyment, w końcu tekst naszego hymnu powstał 25 kilometrów dalej, w Reggio Emilia. Tak więc dziś o Modenie, mieście, do którego odczuwam trudną do wytłumaczenia słabość, bo ani ono najpiękniejsze, ani zabytki najważniejsze, ani z muzeów nie słynie. Jasne, uwielbiam ocet balsamiczny, który w Modenie osiągnął status (i ceny) boskiego eliksiru, ale to chyba nie to. Ale skoro to rubryka o winie, to i ono pojawić się musi, z wyjaśnieniem, że Emilia-Romania nie kojarzy się z winem. A powinna, w końcu tu powstaje winiarski produkt eksportowy numer jeden Włoch (tak przynajmniej było jeszcze kilka lat temu), czyli… lambrusco. To ono, na swoje nieszczęście, podbiło Amerykę, ale o tym za chwilę. Nic dziwnego, że jedyne w świecie Muzeum Lambrusco otwarto kilkanaście kilometrów od Modeny i domu Pavarottiego.