– A w jaki sposób byś ze mną rozmawiał?
– Zaproponowałbym ci drinka zamiast tej wstrętnej herbaty.
To miał być żart, Elliottowi jednak w żadnym razie nie było do śmiechu. I nie zaproponował Philby'emu drinka.
– Chcesz, żebym przedstawił ci moją wersję tego, dlaczego pracowałeś dla Rosjan? Chcesz, żebym powiedział ci, co wtedy myślałeś?
– Nicholas, mówisz poważnie?
– Jak najbardziej.
Elliott, latami żyjąc w przekonaniu, że wie, co dokładnie siedzi w głowie Philby'ego, odkrył w końcu, jak bardzo się mylił. Mowa, którą teraz wygłosił, stanowiła desperacką próbę zrozumienia tego, czego zrozumieć się nie da: – Ja cię rozumiem. Od pewnego czasu jestem zakochany jednocześnie w dwóch kobietach. Jestem przekonany, że ty byłeś dokładnie w takiej samej sytuacji, jeśli chodzi o sympatie polityczne: kochałeś jednocześnie i Anglię, i Związek Radziecki. Ale już dostatecznie długo pracowałeś dla Związku Radzieckiego, już dostatecznie dużo im pomogłeś. Teraz musisz pomóc nam... Przestałeś dla nich pracować w 1949 roku. Tego jestem absolutnie pewien. Teraz mamy styczeń 1963 roku. Minęło 14 lat. W tym czasie twoje idee i poglądy uległy zmianie. Musiały się zmienić. Potrafię zrozumieć kogoś, kto pracował dla Związku Radzieckiego, powiedzmy, przed wojną albo podczas wojny. Ale do 1949 roku człowiek z twoją inteligencją i przenikliwością musiał zrozumieć, że pogłoski na temat potworności dokonywanych przez Stalina nie były pogłoskami, że to była prawda. I wtedy postanowiłeś zerwać współpracę ze Związkiem Radzieckim.
Philby wzruszył ramionami i potrząsnął głową.
– Przyjechałeś tu, żeby poddać mnie przesłuchaniu. A mnie się wydawało, że rozmawiam z tobą jak z przyjacielem.
Już po raz drugi Philby nawiązał do łączącej ich przyjaźni. Wtedy coś w Elliotcie pękło i wybuchnął:
– Przez całe lata mnie oszukiwałeś! Ale teraz wydobędę od ciebie prawdę, nawet gdybym miał ci ją własnoręcznie wyrwać z gardła. Miałeś do wyboru: marksizm albo twoją rodzinę, i wybrałeś marksizm. Kiedyś cię podziwiałem, Kim. Mój Boże, jak ja teraz tobą gardzę. Mam nadzieję, że masz jeszcze w sobie jakieś resztki przyzwoitości, żeby zrozumieć dlaczego.
Były to pierwsze gniewne słowa, jakie Elliott wypowiedział kiedykolwiek do Philby'ego. W tym momencie wszelkie pozory uprzejmej konwersacji między dwoma dżentelmenami nagle się ulotniły. Przez dłuższą chwilę żaden z mężczyzn nie poruszał się ani nic nie mówił.
W końcu Elliott z wolna odzyskał panowanie nad sobą, po czym przerwał boleśnie nieznośną ciszę: – Jestem przekonany, że uda nam się dojść do porozumienia. Następnie Elliott przedstawił Philby'emu warunki ugody. Jeśli Philby przyzna się do wszystkiego po powrocie do Londynu lub, jeśli woli, w Bejrucie, nie zostanie postawiony w stan oskarżenia. Musi jednak wyjawić wszystko, co wie: opowiedzieć o każdym kontakcie z przedstawicielami sowieckiego wywiadu, każdym sowieckim szpiegu działającym na terytorium Wielkiej Brytanii, każdej tajemnicy, jaką przez te wszystkie lata zdążył przekazać Moskwie. – Daję ci moje słowo, a także Dicka White'a, że otrzymasz pełen immunitet prawny i zostaniesz ułaskawiony, ale tylko wówczas, jeśli wszystko nam powiesz. Chcemy, żebyś nam pomógł, żebyś w pełni z nami współpracował.
Philby nic nie mówił. Elliott ciągnął więc, przy czym jego głos stawał się coraz bardziej twardy i stanowczy. Jeśli Kim odmówi współpracy, jeśli będzie z uporem zaprzeczał prawdzie, zostanie potraktowany z całą surowością i nikt mu nie pomoże. Zostanie mu odebrany paszport i cofnięte pozwolenie na pobyt. Nie będzie mógł nawet otworzyć sobie konta w banku. Nigdy już nie zatrudni go żadna brytyjska gazeta, nie mówiąc o MI6. Jego dzieci zostaną usunięte z drogich prywatnych szkół. On sam już do końca pozostanie pozbawionym środków do życia pariasem, „trędowatym", jak wyraził się Elliott. Philby miał przed sobą brutalny w swojej prostocie wybór: albo dżentelmeńska umowa, całkowite bezpieczeństwo w zamian za pełne przyznanie się do winy i współpracę, albo uparte zaprzeczanie faktom i „życie w warunkach niedających się znieść na dłuższą metę". Istniała jeszcze trzecia możliwość. Była ona tak oczywista dla nich obu, że Elliott nie musiał nawet o niej wspominać: Philby mógł po prostu wziąć nogi za pas i uciec. W tym momencie Philby wstał i skierował się w stronę drzwi. Spotkanie przy herbacie dobiegło końca.
– Jeśli zgodzisz się na współpracę, damy ci pełen immunitet prawny i nie zostaniesz postawiony w stan oskarżenia. W prasie nie ukaże się ani jedno słowo na ten temat.
Philby otworzył drzwi.
– Jak dotąd miałeś mnóstwo szczęścia, Kim. Teraz masz dokładnie 24 godziny. Bądź tu z powrotem jutro, dokładnie o czwartej po południu. Jeśli jesteś na tyle inteligentny, jak zawsze sądziłem, przyjmiesz nasze warunki.
Odpowiedź Philby'ego, jeśli takowa nastąpiła, nie została nagrana przez ukryty mikrofon.
– Rzucam ci koło ratunkowe, Kim...
Drzwi zamknęły się za wychodzącym Philbym.
Prawdy, półprawdy, kłamstwa
Milczenie Philby'ego przy rozstaniu się z Elliottem było samo w sobie przyznaniem się do winy. „Ani razu nie zapytał o to, jakimi nowymi dowodami dysponujemy". Niczemu już nie zaprzeczał. Zdawał się wyciągać rękę po koło ratunkowe. „Kim się załamał – powiedział Lunnowi Elliott – wszystko w porządku", po czym jeszcze tego samego dnia wieczorem wysłał uspokajający telegram podobnej treści do Dicka White'a w Londynie. Wewnętrznie jednak pełen był poważnych obaw. Czy Philby wróci nazajutrz? Czy zgodzi się na współpracę, zamknie się w sobie, a może spróbuje uciec? „Te następne 24 godziny były niezmiernie stresujące". Następnego dnia punktualnie o czwartej po południu Philby ponownie zjawił się w mieszkaniu. Wydawał się całkowicie spokojny i opanowany.
– OK, no to mamy dziennikarską bombę – powiedział – ale najpierw jesteś mi dłużny drinka. Nic nie piłem od dnia moich urodzin w Nowy Rok.
Elliott nalał do szklanek dwie duże porcje brandy. Następnie Philby przystąpił do wygłaszania przygotowanej zawczasu mowy, będącej osobliwą mieszanką prawd, półprawd i kłamstw. Powiedział, że został zwerbowany przez tajne służby sowieckie za pośrednictwem swojej pierwszej żony Litzi (co nie do końca było prawdą) i że z kolei on sam zwerbował Macleana i Burgessa (co było prawdą). Z kieszeni wyciągnął dwie kartki papieru, na których sporządził na maszynie ocenzurowane przez samego siebie, niepełne sprawozdanie ze swojej działalności szpiegowskiej na rzecz Moskwy, zawierające niewiele szczegółów i jeszcze mniej nazwisk. Przyznał się do tego, że został zwerbowany przez sowieckie służby wywiadowcze w 1934 roku, twierdził jednak, że zaprzestał pracy dla Moskwy natychmiast po wojnie, „zrozumiawszy błędy związane ze swoim postępowaniem". Owszem, to właśnie on ostrzegł Macleana w 1951 roku, zrobił to jednak tylko dlatego, że był lojalny wobec przyjaciela, a nie jako aktywny szpieg, który ochrania innego szpiega. Wymienił nazwiska swoich oficerów prowadzących z KGB z najwcześniejszego okresu, nie wspominając jednak ani słowem o tych oficerach sowieckiego wywiadu, z którymi kontaktował się w Stambule, Waszyngtonie, Londynie i Bejrucie.
– Czy Niedosiekin jest twoim oficerem łącznikowym? – spytał Elliott, nawiązując do osoby szefa biura KGB w Bejrucie, który prowadził George'a Blake'a, nim ten został pochwycony i aresztowany.
– Do jasnej cholery, ja nie mam żadnych oficerów łącznikowych – skłamał z ostentacyjną irytacją Philby – przecież zerwałem wszelkie kontakty z KGB.
Elliott wiedział, że Philby nie mówi mu wszystkiego. Owo dwustronicowe sprawozdanie było „bardzo ogólnikowym dokumentem", w którym Philby przyznawał się do prowadzenia działalności szpiegowskiej tylko w stosunkowo krótkim czasie. Choć było to jedynie „częściowe, ograniczone przyznanie się do winy", z czego Elliott doskonale zdawał sobie sprawę, stanowiło jednak oficjalne, podpisane przez Philby'ego oświadczenie, które w razie potrzeby można by przedstawić przed sądem, dokument, który zmieniał dotychczasowe warunki całej gry. Philby w końcu przyznawał się, że był sowieckim szpiegiem, i można było oczekiwać, że wkrótce z pewnością ujawni więcej szczegółów na ten temat. W tej sytuacji można było również założyć, że w zasadzie zaakceptował warunki umowy, należało więc przystąpić do negocjacji: wolność w zamian za szczegółowe informacje. MI6 dysponowało teraz pisemnym, podpisanym przez samego zainteresowanego oświadczeniem, w którym ten przyznawał się do winy, choć oczywiście robił to jedynie fragmentarycznie. Tak czy owak, Philby nie mógł się już teraz w żadnym razie wycofać. Elliott przycisnął go i odniósł zwycięstwo.
Wróg czy przyjaciel
Co jednak tak naprawdę zamierzał zrobić Philby? Na to pytanie trudno odpowiedzieć, ponieważ sam Philby nigdy nie powiedział całej prawdy na temat swoich intencji. Później twierdził, że prowadził jedynie grę mającą na celu zyskanie na czasie, bawiąc się z Elliottem w kotka i myszkę, przez cały czas kontrolując sytuację, „trochę grając na zwłokę, trochę popijając", tymczasem w rzeczywistości przygotowując własny plan. Jego zachowanie świadczy jednak o czymś zgoła odmiennym. Philby był spanikowany, wpadł w potrzask, a oferta Elliotta była dlań wielce kusząca, przy tym zdawał sobie sprawę, że od tego, w jaki sposób rozegra tę trudną partię, zależy cała jego przyszłość. Czy MI6 rzeczywiście będzie honorować wszystkie warunki umowy? Czy jeśli powie zbyt dużo, nie narazi się przypadkiem na śmiertelne niebezpieczeństwo?
Czy Elliott wciąż jeszcze jest jego przyjacielem, czy stał się już wrogiem? Elliott domagał się odpowiedzi. Mając w dłoni oświadczenie Philby'ego, w którym przyznawał się on do winy, zaczął wywierać na niego coraz większą presję. „Nasza obietnica przyznania ci immunitetu i ułaskawienia zależy od tego, czy przekażesz nam wszystkie informacje, czy nie. Przede wszystkim chcemy informacji o ludziach, którzy współpracowali z Moskwą. Tak na marginesie, to my dobrze ich znamy i wiemy, kim oni są". Po części był to oczywiście blef, jednak Philby nie mógł tego wiedzieć. Co właściwie wiedział Elliott? Czy Anthony Blunt pękł i zaczął mówić? A może Elliott stosował starą, wykorzystywaną podczas przesłuchań sztuczkę, polegającą na zadawaniu pytań, na które samemu zna się już odpowiedzi? Przez dwie godziny Elliott i Philby, popijając brandy, toczyli ze sobą zacięty pojedynek, aż w końcu słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a nad Bejrutem dał się słyszeć zawodzący głos muezina. Posługując się terminologią krykietową, można by powiedzieć, że na razie był remis – zero do zera: Elliott wykonał rzut, Philby odbił piłkę, następnie przeszedł do defensywy i zatrzymał się przy bocznej linii, wiedząc, że następny rzut może oznaczać koniec tej wyjątkowo długiej rozgrywki.
Wiele miesięcy później, przesłuchując nagranie ich rozmowy, Peter Wright przekonał się, że Elliott „starał się dać z siebie wszystko, żeby tylko przyprzeć do muru człowieka, dla którego oszustwo i matactwo były od 30 lat drugą naturą". Cała rozgrywka toczyła się według ściśle ustalonych zasad; była to brutalna walka na śmierć i życie prowadzona w nieśpiesznym tempie przez dwóch kulturalnych, traktujących się bardzo uprzejmie, lekko wstawionych angielskich dżentelmenów. „Pod koniec obaj brzmieli niczym dwaj podchmieleni spikerzy radiowi, którzy ciepłymi i jasnymi głosami, mówiąc po angielsku z charakterystycznym akcentem wyniesionym z ekskluzywnej szkoły prywatnej, omawiali szczegóły największej afery szpiegowskiej XX wieku".
Fragment książki „Szpieg wśród przyjaciół" Bena Macintyre'a o podwójnym agencie Kimie Philbym, która ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki
Śródtytuły od redakcji
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95