Kiedy myślę o roku 2022 i próbuję spojrzeć na niego z lotu ptaka, widzę przede wszystkim tłumy. Gdybym miała nazwać rok 2022, nazwałabym go rokiem globalnego szoku. Po prostu działy się sprawy o wymiarze masowym, w różnej skali, różnego kalibru, światowe i lokalne, ale na ogół bohaterami dramatów były całe społeczności i zbiorowiska, nie tylko ludzkie zresztą.
Wojna w Ukrainie spadła na nasz konsumpcyjny świat niepoprzedzona napięciem, przewidywaniami czy narastającym konfliktem. W ciągu kilku dni samo słowo „Rosja” skurczyło się do pojęcia agresor w najbardziej brutalnej z możliwych wersji. Masowe uchodźstwo ofiar stało się dla nas Polaków nie tyle dramatem oglądanym na ekranach znad herbaty, ile czymś realnym, na wyciągnięcie ręki. Gromadnie wyciągaliśmy tę rękę.