W środę w wieku 65 lat zmarł Andrzej Zarębskim działacz opozycji demokratycznej z czasów PRL, współzałożyciel Niezależnego Zrzeszenia Studentów, były rzecznik rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz były poseł na Sejm. Przypominamy fragment książki Andrzeja Zarębskiego „Między Grudniem a grudniem. Zapiski z internowania”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora, który ukazał się w "Plusie Minusie".
Rzecz oczywista, że najważniejsze były dla nas wieści z zewnątrz – te o naszych rodzinach i te o prawdziwej sytuacji w kraju oraz reakcjach świata (na wprowadzenie stanu wojennego – red.). Drugiego dnia pobytu założono nam w celi głośnik – nazwany zaraz nocnikiem ze względu na treść płynących z niego informacji.
Przez pierwsze dni nie mieliśmy prasy, nie było jeszcze odwiedzin, lekarze i klawisze unikali rozmów o tym, co dzieje się na zewnątrz obozu. Wiadomości radiowe były więc słuchane uważnie. Funkcjonował jedynie pierwszy program, a dzienniki nadawano w ciągu dnia co godzinę. Najwięcej wiadomości zawierały dzienniki o siódmej rano i wieczorne – o dziewiętnastej i dwudziestej pierwszej.
Tego ostatniego do świąt nie dało się słuchać, bo radiowęzeł kończył właśnie wtedy pracę. Dopiero od Wigilii przedłużono czas gaszenia światła do dwudziestej drugiej, do tej też godziny działał radiowęzeł. Pierwszego dziennika słuchało się jeszcze w łóżkach. Ja większość tych porannych wiadomości przesypiałem. Ci, którzy słuchali, gdy było coś ciekawego, od razu podnosili alarm albo później opowiadali wszystko szczegółowo. Tak było na przykład z oświadczeniem Urbana, które narobiło tyle szumu – puścili je tylko rano. Podobnie zrobili z informacją o emigracji polskiego ambasadora w Japonii, Zdzisława Rurarza (od lutego 1981 ambasador PRL w Japonii, akredytowany także na Filipinach; po ogłoszeniu stanu wojennego schronił się w ambasadzie w Tokio, prosząc o azyl polityczny; po przedostaniu się tej informacji do Polski został przewieziony wraz z rodziną do USA – red.).
Postępująca normalizacja
Dzienników radiowych stanu wojennego trzeba było się nauczyć słuchać. Szybko posiedliśmy tę umiejętność i dzięki temu mogliśmy z tego steku bzdur i kłamstw wyciągać informacje lub choćby sygnały o tym, jak jest naprawdę. Machina propagandowa zresztą generalnie dawała dupy. Sięgnięto do starych wzorów, odwołując się w zakresie środków i metod do dwóch okresów – pierwszej połowy lat 50. i gierkowskiej propagandy sukcesu. Mariaż obu dawał niekiedy groteskowe efekty.