Reklama

„Tokyo Vice”. Zbrodnia przegotowana

Zapowiadało się solidnie. Jako podstawa scenariusza reportaż o japońskim półświatku, a za kamerą Michael Mann, mistrz pojedynków gangstersko-policyjnych. To dlaczego zamiast „hard-boiled” wyszedł rozgotowany ryż?

Publikacja: 03.06.2022 17:00

„Tokyo Vice”. Zbrodnia przegotowana

Foto: materiały prasowe

Jake Adelstein wyjechał z rodzinnego Missouri na studia do Japonii w wieku 19 lat. W 1993 r. jako pierwszy gaijin (z jap. obcokrajowiec) trafił do redakcji „Yomiuri Shimbun”, największego dziennika w Japonii i na świecie (ponad 7 mln nakładu w 2020 r.).

W tokijskiej gazecie Adelstein zajmował się przestępczością, a z czasem stał się ekspertem od yakuzy, które jeszcze w latach 90. miały szczególny status i funkcjonowały niemal legalnie, zachowując silną autonomię. To właśnie na wspomnieniach Adelsteina, które ukazały się w 2009 r. (polski przekład z 2021 r.), producenci serialu „Tokyo Vice” postanowili oprzeć scenariusz. To nie pierwszy raz, gdy realizuje się fabułę na podstawie książki reporterskiej. Tak było choćby ze znakomitym serialem „Zero, zero, zero” z 2019 r. poświęconym narkobiznesowi.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się świat i Polska. Jak wygląda nowa rzeczywistość polityczna po wyborach prezydenckich. Polityka, wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i psychologia.

Czytaj, to co ważne.

Reklama
Plus Minus
„Wyrok”: Wojna zbawienna, wojna błogosławiona
Plus Minus
„Arnhem. Dług hańby”: Żelazne spadochrony
Plus Minus
„Najdalsza Polska. Szczecin 1945-1950”: Miasto jako pole gry
Plus Minus
„Dragon Ball Z: Kakarot: Daima”: Niby nie rewolucja, ale wciąga
Plus Minus
„ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji”: Wstęp wzbroniony
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama