Polacy i imigracja. Miejsce na racjonalną politykę

Odmienne traktowanie uchodźców nasyłanych na naszą granicę przez reżim Łukaszenki i tych z Ukrainy nie uprawnia do uznania Polaków za rasistów.

Publikacja: 13.05.2022 17:00

Granica polsko-białoruska, listopad 2021 r.

Granica polsko-białoruska, listopad 2021 r.

Foto: belta/afp, Oksana MANCHUK

Uchodźcy stali się w ostatnim dziesięcioleciu ważnym tematem publicznej debaty. Nie jest to problem nowy. Migracje często towarzyszyły przełomom w historii ludzkości, a czasem je wywoływały. Kraje, które stworzyły cywilizację i zapewniły swym mieszkańcom ład i zamożność, stawały się przedmiotem naturalnej zawiści uboższych sąsiadów. Niekiedy prowadziło to do najazdów lub pokojowego przemieszczania się ludzi szukających lepszego losu lub ochrony przed opresją ze strony innych. Reakcje mieszkańców państw-biorców zaś różniły się zależnie od tego, kim byli migranci i w jakich okolicznościach przybywali.

Przykład postaw Polaków wobec ostatnich dwu fal migracji i dyskusji wokół nich jest kształcący. Wysiłek Polaków, by ulżyć niedoli Ukraińców, głównie matek z dziećmi i ludzi starych, uchodzących przed okrucieństwami wojny, wzbudza z jednej strony sympatię świata; ale z drugiej – studzi ją uwaga, że przedostający się z Białorusi uchodźcy napotykali w Polsce niechęć i opór. Sugeruje to, że Polacy skłonni są pomóc ludziom białej rasy, gdy wobec innych są wrodzy. Taki sąd wyrażają niektórzy społeczni aktywiści, znalazł się on też w komentarzu „New York Timesa" oraz w opinii dziennikarza BBC będącego na granicy polsko-ukraińskiej. Czy na podstawie różnicy postaw wobec obu fal migracyjnych można wyciągnąć wniosek o polskim rasizmie?

Czytaj więcej

Marek Belka: Walka z inflacją musi boleć

Czy mamy powód do wstydu?

Powodem narastających w ostatnich czasach fal migracji do zamożnych państw Zachodu są procesy globalizacji związane z rozwojem komunikacji i transportu. Upowszechnia się informacja o różnicach w warunkach życia w różnych obszarach globu. Rośnie łatwość przemieszczania się. Migracje należą do głównych przedmiotów sporów w coraz bardziej spolaryzowanych społeczeństwach Zachodu. Z jednej strony zwolennicy pełnego otwarcia na przybyszy z innych krajów i kultur powołują się na korzyści z wielokulturowości i inkluzywności. Z drugiej, oponenci niekontrolowanego napływu imigrantów wskazują na konieczność przestrzegania prawa. Pierwsi nazywani są „liberalną lewicą"; drudzy – „prawicowymi populistami". Zauważmy, że trudno każdy opór wobec nielegalnej imigracji uznać za stanowisko skrajne, bo nie jest nim postulat przestrzegania prawa. Nie wynika stąd wrogość wobec „obcych". Problem pojawia się, gdy „liberalna lewica" zalicza obrońców praworządności do tej samej kategorii co ksenofobów. Zaprzeczając istnieniu umiarkowanego środka, przyczynia się do polaryzacji opinii publicznej. Jest taki zespół postaw, które nazwać można „prawicowym populizmem", lecz po drugiej stronie politycznego spektrum mamy „populizm lewicowy", który obejmuje znaczną część „lewicowego liberalizmu". Oba populizmy na równi psują język publicznej debaty.

Hannah Arendt trafnie zauważyła obecną też dziś tendencję do myślenia, że „prawda dotycząca faktów nie jest bardziej oczywista niż opinia i być może dlatego wyznawcom opinii stosunkowo łatwo przychodzi zdyskredytowanie prawdy dotyczącej faktów przez traktowanie jej jako po prostu innej opinii". Ideologiczne opinie zastępują w życiu publicznym wysiłek, by ustalić prawdę, bo to męczące.

Populacja uchodźców jest niejednorodna. Lewicowi populiści uważają, że jeśli ktoś bardzo czegoś chce, sama chęć daje mu prawo do otrzymania pożądanej wartości, niezależnie od sposobu, w jaki się do tego zabiera. Za tym sądem kryje się inne założenie: Zachód nie zasłużył sobie na spokój i dobrobyt, bo uzyskał to w sposób bezprawny przez rabunek i kolonizację. Stąd już blisko do „kultury unieważniania", „pedagogiki wstydu" itd. Zapytajmy więc, jakie obiektywne powody ma cywilizacja euroatlantycka do wstydu?

W historii świata zachodniego można wskazać różne zbrodnie i okrucieństwa. Były mordy, kolonizacja i wykorzystywano siłę niewolniczą. Można jednak zapytać, czy jest to cecha specyficzna tej cywilizacji czy coś, co powszechne w historii ludzkości? Skłonny jestem sądzić, że było to raczej regułą. Naszą cywilizację różni od innych tylko to, że nie uznaje gwałtu i zbrodni za naturalne. Śladem Ruth Benedict powiem, że jest to „cywilizacja grzechu" w odróżnieniu od „cywilizacji wstydu". Wynika to z zakorzenienia w uniwersalistycznej tradycji religii chrześcijańskiej. Na jej gruncie i w związku z nią wyrosły instytucje składające się na ustrój liberalno-demokratyczny. Na tym gruncie wyrosła też idea przyrodzonych praw człowieka i dążenie do uregulowania prawem stosunków między państwami. To jest specyfika tej cywilizacji – nie idealnej, ale opartej na wartościach uniwersalnych i potencjalnie zdolnej do uczenia się na błędach.

Humanitaryzm i kalkulacja

Każdy ład społeczny wymaga dla swego trwania określonego podglebia kulturalnego. Przeniesienie jednych rozwiązań ustrojowych w warunki ukształtowane przez obcą im kulturę jest co najmniej trudne. Monteskiusz uważał, że stabilność ustroju despotycznego wymaga zniszczenia wartości obywatelskich. Etos obywatelski tworzy się żmudnie, a bez niego demokracja nie może istnieć. Nie dostrzegli tego doradcy prezydenta George'a W. Busha, gdy zalecali obalenie Saddama Husajna, dowodząc, że to wystarczy, by w Iraku powstała demokracja. Intencja szlachetna – efekty katastrofalne. Różnili się tym od Stalina, który wiedział, że „budować socjalizm w Polsce, to jak spróbować osiodłać krowę". Obserwując postępy akulturacji uchodźców w Europie, łatwo dostrzec, że często ich wyposażenie kulturalne nie ułatwia adaptacji do panujących tu warunków. Zdarza się też przekonanie, że nie muszą się do nich przystosować. Większość z nich pochodzi z państw upadłych: uciekają przed anarchią i terrorem, jakie temu towarzyszą. Ich włączenie w życie państwa-gospodarza wymaga wysiłków organizacyjnych i nakładów finansowych ze strony państwa, ale nie daje to gwarancji sukcesu. Przykładem są zamieszkałe przez ludność arabską dzielnice miast francuskich. Podobnie jest w krajach skandynawskich lub w Niemczech. Znacznie łatwiej niż uchodźcy z Afryki lub Bliskiego Wschodu przystosowują się migranci ze wschodniej Azji: Chińczycy, Wietnamczycy, Hindusi i inni. Jednym słowem, pod względem aklimatyzacji uchodźca uchodźcy nierówny.

Państwa upadłe nie są w stanie sprawować kontroli nad swym terytorium. Jest ich dużo, od Afganistanu, poprzez Syrię i Mali. Inne są blisko tego stanu, jak Pakistan i Nigeria. Przekształcenie państwa upadłego lub na wpół upadłego w funkcjonującą demokrację jest co najmniej trudne. Wysiłki podejmowane ku temu prowadziły dotąd z reguły na manowce, bo ich zamierzony efekt sprzeczny jest z interesem lokalnych elit. Próby wywarcia wpływu na ich zachowanie z użyciem agend ONZ blokowały Chiny i Rosja. Przyczyna niezdolności do stworzenia nośnych struktur państwa leży w sferze kultury. Nie wynika stąd postulat zamknięcia się na imigrację z tych obszarów, lecz potrzeba selekcji i właściwej polityki państwa w zakresie integracji przybyszów.

Notabene niedawno jeden z autorów „Dziennika Gazety Prawnej" zaliczył do państw upadłych Ukrainę, przyjmując linię rosyjskiej propagandy. A przecież Rosja wykazuje więcej niż Ukraina symptomów upadku: bezprawie i demoralizacja społeczna są tam nieporównanie większe; administracja i wymiar sprawiedliwości są w Ukrainie na wyższym poziomie niż Rosji. Naród ukraiński i jego elity aspirują do standardów europejskich, w Rosji te aspiracje są rzadsze. Wreszcie, Ukraińcy wielokrotnie w historii manifestowali wolę niezależności. Budowa ich państwa po 1991 r. przebiegała w trudniejszych warunkach niż w innych krajach pokomunistycznych. Nie tylko musiała stworzyć od podstaw własną elitę polityczną, ale podlegała stałej dywersji ze strony Rosji, która nie pogodziła się z jej niepodległością. O ile w Ukrainie widać symptomy państwa upadłego, o tyle – w odróżnieniu od Rosji – jest to państwo w procesie pokonywania ułomności, a nie upadku. Częścią tej strategii jest prozachodnia orientacja Kijowa.

Na problem uchodźców należy więc patrzeć z dwu perspektyw: z perspektywy humanitarnej – ludzkiego nieszczęścia; ale i z perspektywy racjonalnej kalkulacji szeroko rozumianych interesów narodowych, regionalnych, a także globalnych.

Czytaj więcej

Mychajło Podolak: Integralność terytorialna Ukrainy jest sprawą niepodważalną

Trzy fale

Polacy zetknęli się w ostatnim roku z trzema falami migracyjnymi: z paroma tysiącami osób uciekającymi przed represjami reżimu Łukaszenki; z kilkudziesięcioma tysiącami uchodźców z Azji i Afryki, przedostających się do Polski z terenu Białorusi; wreszcie, z paroma milionami uchodźców ratujących życie przed agresją rosyjską. Pierwsza i ostatnia fala były w Polsce przyjęte w sposób, któremu trudno cokolwiek zarzucić. Druga fala napotkała na aktywne przeciwdziałanie służb państwa. Spotkało się ono z poparciem szerokich kręgów opinii publicznej, co skłoniło niektórych komentatorów w Polsce i na Zachodzie, by uznać to za przejaw rasizmu. Odmienne traktowanie uchodźców nasyłanych na naszą granicę przez reżim Łukaszenki od uchodźców z Ukrainy nie uprawnia do wyciągnięcia takiego wniosku.

Po pierwsze, w odróżnieniu od azjatycko-afrykańskiej fali ta ukraińska pojawiła się na granicy Polski w wyniku wydarzeń w kraju sąsiednim i dotyczyła narodu, który znamy od stuleci, z którym dzieliliśmy szmat historii i podobny język. Po drugie, exodus spowodowany został przez niczym nie sprowokowany najazd ze strony imperialistycznej Rosji. Po trzecie, zdecydowaną większość uchodźców z Ukrainy stanowią kobiety i dzieci; mężczyźni oraz wiele kobiet zostali w kraju, by walczyć. Większość tych uchodźców zamierza wrócić do ojczyzny, gdy powstaną ku temu warunki. Wreszcie dostali się do Polski przez oficjalne przejścia graniczne, przechodząc niezbędne, choć zliberalizowane procedury.

Widoczną częścią „afroazjatyckiej" fali są młodzi mężczyźni. Wielu sprawia wrażenie wojskowych w cywilu. Uchodźcy ci pochodzą wprawdzie z regionów objętych wojną, ale zwabiła ich do granicy Polski propaganda rządu Łukaszenki, głosząca, że tędy najłatwiej będzie dostać się na zachód Europy. Za pokaźną opłatą rząd dyktatora zapewnił im transport i dostarczył ich na polską granicę, którą gwałtem, przy wsparciu białoruskich pograniczników, próbowali forsować.

Wielokulturowość i inkluzywność

Metoda użycia migrantów do destabilizacji politycznej innych państw należy do repertuaru rosyjskiej doktryny „wojny hybrydowej". Inne jej instrumenty to działania agenturalne i dywersyjne, szerzenie dezinformacji czy włamywanie się do systemów informatycznych. Jest to wojna niewypowiedziana, bez użycia własnych wojsk. Tych używa się niejawnie dla wzniecenia rebelii na obszarze sąsiada, przy poparciu organizacyjnym, materiałowym i ludzkim – przykładem są choćby tzw. zielone ludziki w 2014 r. w Ukrainie. Ostatnim etapem jest otwarta agresja: wobec Gruzji w 2008 r., a obecnie przeciwko Ukrainie.

Repertuar środków wojny hybrydowej obejmuje też finansowanie ruchów społecznych i ugrupowań politycznych, głoszących hasła użyteczne dla państwa-agresora: ruchy pacyfistyczne, a nawet ruchy obrońców środowiska i klimatu. Ci ostatni służyli polityce uzależniania Zachodu od surowców energetycznych z Rosji, co Kreml wykorzystuje jako środek politycznego szantażu. Ograniczanie dostaw gazu do państw Europy Zachodniej oraz ataki na polską granicę państwową z wykorzystaniem uchodźców były częścią przygotowań do wojny z Ukrainą. Niezależnie od współczucia, na jakie większość uchodźców zasługuje, jest różnica między tymi z nich, którzy służą za narzędzie wojny hybrydowej, a tymi, którzy są ofiarami wojny w obronie podstawowych wartości ludzkich. W odróżnieniu od tych pierwszych Ukraińcy są naszymi sojusznikami w tej wojnie.

Znany etyk, prof. Jacek Hołówka, w opublikowanym niedawno artykule w tygodniku „Wszystko co Najważniejsze", napisał: „nie możemy uratować wszystkich rodzin, które pojawią się na granicy, i nie mamy powodu, by poświęcać przyszłość swoich dzieci w tym celu, by poprawić los innych dzieci, nawet jeśli te ostatnie znalazły się w opłakanej sytuacji przez naiwność i nieodpowiedzialność ich rodziców". W przypadku uchodźców z Ukrainy nasza pomoc i wsparcie zawiera szansę poprawy losu przyszłych pokoleń Polaków.

W zetknięciu z uchodźcami, którym udało się przekroczyć granicę, mieszkańcy pogranicznych miejscowości okazywali często pomoc i gościnność, co nie potwierdza tezy o „rasistowskich" uprzedzeniach. Prawdą jest, że państwowe służby wykonywały zadanie uszczelniania granicy i uniemożliwienia nielegalnego wejścia na teren Polski cudzoziemców. Zobowiązuje je do tego prawo. Poparcie opinii publicznej wskazuje, że istnieje w społeczeństwie polskim zrozumienie dla tej racji stanu.

Wschodnia granica Polski jest granicą UE. Wiarygodność Polski jako państwa wymaga, by strzec jej zgodnie z przyjętymi w UE normami i procedurami. Umożliwienie prawa wjazdu do UE wszystkim, którzy tego chcą, spowodowałoby niekontrolowany zalew Europy przez setki milionów ludzi, z których większość nie znalazłaby pracy, ludzi często przekonanych, że obowiązkiem Europy jest zaspokojenie ich oczekiwań bez zobowiązań z ich strony.

Z tej perspektywy organizacje, które pomagały uchodźcom w nielegalnym przekraczaniu granicy i apelowały do funkcjonariuszy policji, Straży Granicznej i wojska, by sabotowali rozkazy przełożonych, znalazły się, chcąc nie chcąc, w sojuszu z Putinem i Łukaszenką. Szlachetność motywacji nie zmienia oceny, że postawa ta jest objawem, by użyć zwrotu Josepha Conrada, „niepoczytalnych nerwów lub chorobliwego sumienia".

Z oczekiwaniem, że należy otworzyć granice państw Zachodu przed wszystkimi, którzy pragną się do nich dostać, wiąże się idea wielokulturowości i inkluzywności. Zgodnie z nią, różnorodność kulturowa wzbogaca społeczeństwo pod względem kultury, a inkluzywność sprzyja gospodarczemu rozwojowi. Z tą pierwszą tezą można się zgodzić pod jednym warunkiem: porządek instytucjonalny wymaga respektowania norm i wartości niezbędnych do jego funkcjonowania. Społeczeństwo będące gospodarzem musi więc wymagać od uchodźców konformizmu wobec obowiązujących w nim reguł. Imigranci mogą w ramach obowiązującego ładu kultywować swe tradycje w życiu prywatnym, a także publicznym, tworząc stowarzyszenia kulturalne i instytucje religijne. Ale należy od nich oczekiwać szacunku dla zwyczajów i norm narodów, które ich przyjmuje, co nie jest regułą.

Co do inkluzywności, swe maksimum osiąga ona, gdy system nie ma granic, a im bliższy ten punkt, tym większa entropia i tym bliższe samounicestwienie. Każdy żywy system musi być otwarty na jedne wpływy środowiska, a zamknięty na inne. Między tymi granicami jest dużo miejsca na racjonalną politykę.

Czytaj więcej

Musk, Twitter i polityczna (nie)poprawność

Antoni Z. Kamiński jest profesorem socjologii, pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych PAN. Był m.in. dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, założycielem i prezesem polskiego oddziału Transparency International. Jest członkiem Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności przy Prezydencie RP

Uchodźcy stali się w ostatnim dziesięcioleciu ważnym tematem publicznej debaty. Nie jest to problem nowy. Migracje często towarzyszyły przełomom w historii ludzkości, a czasem je wywoływały. Kraje, które stworzyły cywilizację i zapewniły swym mieszkańcom ład i zamożność, stawały się przedmiotem naturalnej zawiści uboższych sąsiadów. Niekiedy prowadziło to do najazdów lub pokojowego przemieszczania się ludzi szukających lepszego losu lub ochrony przed opresją ze strony innych. Reakcje mieszkańców państw-biorców zaś różniły się zależnie od tego, kim byli migranci i w jakich okolicznościach przybywali.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy