Uchodźcy stali się w ostatnim dziesięcioleciu ważnym tematem publicznej debaty. Nie jest to problem nowy. Migracje często towarzyszyły przełomom w historii ludzkości, a czasem je wywoływały. Kraje, które stworzyły cywilizację i zapewniły swym mieszkańcom ład i zamożność, stawały się przedmiotem naturalnej zawiści uboższych sąsiadów. Niekiedy prowadziło to do najazdów lub pokojowego przemieszczania się ludzi szukających lepszego losu lub ochrony przed opresją ze strony innych. Reakcje mieszkańców państw-biorców zaś różniły się zależnie od tego, kim byli migranci i w jakich okolicznościach przybywali.
Przykład postaw Polaków wobec ostatnich dwu fal migracji i dyskusji wokół nich jest kształcący. Wysiłek Polaków, by ulżyć niedoli Ukraińców, głównie matek z dziećmi i ludzi starych, uchodzących przed okrucieństwami wojny, wzbudza z jednej strony sympatię świata; ale z drugiej – studzi ją uwaga, że przedostający się z Białorusi uchodźcy napotykali w Polsce niechęć i opór. Sugeruje to, że Polacy skłonni są pomóc ludziom białej rasy, gdy wobec innych są wrodzy. Taki sąd wyrażają niektórzy społeczni aktywiści, znalazł się on też w komentarzu „New York Timesa" oraz w opinii dziennikarza BBC będącego na granicy polsko-ukraińskiej. Czy na podstawie różnicy postaw wobec obu fal migracyjnych można wyciągnąć wniosek o polskim rasizmie?
Czytaj więcej
Prawica polska ma to do siebie, że jest bardziej socjalistyczna, w najgorszym znaczeniu tego słowa, niż polska lewica. Stara się za wszelką cenę, nawet jeżeli jest to bezsensowne, nie dopuszczać do spadku tempa wzrostu gospodarczego - mówi Marek Belka, europoseł, były premier i prezes NBP.
Czy mamy powód do wstydu?
Powodem narastających w ostatnich czasach fal migracji do zamożnych państw Zachodu są procesy globalizacji związane z rozwojem komunikacji i transportu. Upowszechnia się informacja o różnicach w warunkach życia w różnych obszarach globu. Rośnie łatwość przemieszczania się. Migracje należą do głównych przedmiotów sporów w coraz bardziej spolaryzowanych społeczeństwach Zachodu. Z jednej strony zwolennicy pełnego otwarcia na przybyszy z innych krajów i kultur powołują się na korzyści z wielokulturowości i inkluzywności. Z drugiej, oponenci niekontrolowanego napływu imigrantów wskazują na konieczność przestrzegania prawa. Pierwsi nazywani są „liberalną lewicą"; drudzy – „prawicowymi populistami". Zauważmy, że trudno każdy opór wobec nielegalnej imigracji uznać za stanowisko skrajne, bo nie jest nim postulat przestrzegania prawa. Nie wynika stąd wrogość wobec „obcych". Problem pojawia się, gdy „liberalna lewica" zalicza obrońców praworządności do tej samej kategorii co ksenofobów. Zaprzeczając istnieniu umiarkowanego środka, przyczynia się do polaryzacji opinii publicznej. Jest taki zespół postaw, które nazwać można „prawicowym populizmem", lecz po drugiej stronie politycznego spektrum mamy „populizm lewicowy", który obejmuje znaczną część „lewicowego liberalizmu". Oba populizmy na równi psują język publicznej debaty.
Hannah Arendt trafnie zauważyła obecną też dziś tendencję do myślenia, że „prawda dotycząca faktów nie jest bardziej oczywista niż opinia i być może dlatego wyznawcom opinii stosunkowo łatwo przychodzi zdyskredytowanie prawdy dotyczącej faktów przez traktowanie jej jako po prostu innej opinii". Ideologiczne opinie zastępują w życiu publicznym wysiłek, by ustalić prawdę, bo to męczące.