A związek z dyskontami? Voila: to one nauczyły Polaków pić wina z Nowej Zelandii. Ba, nauczyły do tego stopnia, że przerysowany Greyrock – skądinąd wino niezłe – stał się dla wielu wyznacznikiem sauvignon blanc w ogóle. Ojczyzna ptaków kiwi wdarła się do czołówki światowego winiarstwa przebojem dopiero w XXI wieku. Nic dziwnego, zważywszy, że pierwsza komercyjna winnica powstała tam niespełna 50 lat temu, a moda na nowozelandzkie sauvignon narodziła się w latach 90.
Czytaj więcej
Wino i Włochy – pierwsze, naturalne skojarzenia, co państwu do głowy przychodzi? Mocarne amarone, szlachetne Barolo, chianti i brunello, czyli perły Toskanii, no i rzecz jasna prosecco. Coś jeszcze?
Nowa Zelandia to w zasadzie dwie wyspy na końcu świata i wino uprawia się na obu, a te z Hawke's Bay, regionu leżącego na Wyspie Północnej, zyskują uzasadnioną sławę. Nie zmienia to jednak faktu, że symbolem tamtejszego winiarstwa stało się Marlborough (Wyspa Południowa). Pinot gris, wszędobylskie rieslingi i rzecz jasna chardonnay – to wszystko na antypodach znajdziemy, w nawet więcej niż zacnym wydaniu. Cóż z tego, skoro świat uznał, że Nowa Zelandia to dwa szczepy – wspomniany sauvignon blanc oraz pinot noir.
Nowa Zelandia to w zasadzie dwie wyspy na końcu świata i wino uprawia się na obu, a te z Hawke's Bay, regionu leżącego na Wyspie Północnej, zyskują uzasadnioną sławę. Nie zmienia to jednak faktu, że symbolem tamtejszego winiarstwa stało się Marlborough (Wyspa Południowa).
Sugar Loaf pasuje do obrazka jak ulał – winnica młoda, niespełna 20-letnia, założona przez pasjonatów, szczepy też się zgadzają. A wina? Próba sprzedaży nowozelandzkiego sauvignon poza dyskontem jest ryzykowna. Bo skoro i tu, i tu napisane jest Sauvignon Blanc Marlborough, i tu, i tu mamy świeże roczniki, a jedno wino kosztuje prawie 70 złotych, a drugie jest o połowę tańsze, w dodatku niezłe... Tak, tyle że ten z Sugar Loaf jest nieporównanie bardziej skoncentrowany i znacznie bogatszy. Znajdą tu państwo wszystko, za co kochają nowozelandzkie sauvignon: ananasa, mango, kwiaty jaśminu, wszelkie tropikalne owoce świata. Samograj, zaimponujecie tym smakiem każdemu, a zwłaszcza każdej. Ale, uczciwie powiedziawszy, piszę o tych winach, by zachęcić państwa do Pinot Noir 2018. Mimo czterech lat nie traci nic z wiśniowo-jagodowego bogactwa, ale to, co czyni je wyjątkowym, to świetnie wkomponowana beczka z genialną gorzką czekoladą i kawą na finiszu. Arcysmaczne wino, mój faworyt.