To w zasadzie jedna z nielicznych między nimi różnic, Pani Agata bowiem, z zawodu prezenterka, konferansjerka i erudytka (nie mylić z etażerką), jest w swojej stanowczości, mądrości i urodzie bez mała boska: z pewnością zwyciężyłaby przed każdym, nie bójmy się tego słowa, Trybunałem Parysa.
Pani Agata, której żywot i refleksje opisuję od jakiegoś czasu na swoim Facebookowym profilu, wypowiada się na wiele tematów. Jednakowo bliskie są jej kwestie kosmetologii, zdrowego żywienia, topologii różniczkowej i ogrodnictwa, ale dominującym rysem jej postawy jest sprawiedliwość: dlatego na przykład, chociaż wielu dietetyków krytykuje dzisiaj tłuszcze trans, Pani Agata powstrzymuje się od tego, bo nie jest pewna, czy takie określenie nie zahacza o homofobię.
Wiele można by mówić o jej dokonaniach: a to w ramach akcji charytatywnej przyrządzi najpyszniejsze w świecie kanapki ze świeżego razowca z solą kłodawską, rukolą i tolerancją, a to na uniwersytecie trzeciego wieku, gdzie dotychczas prowadziła zajęcia z „mowy kwiatów", połączy je z seminarium z filozofii prawa konstytucyjnego (Rzepliński z goździkiem brodatym – przygotowuje pierwsze notatki do konspektu – oznacza: „Kocham i czekam"). Najbardziej interesują ją działania pozytywne: jako osoba dobrze zorientowana w rynku wydawniczym wystąpiła niedawno do PWN z propozycją wznowienia legendarnej „Biblioteki Klasyków Filozofii", tym razem w postaci kolorowanek, zaprojektowała też serię nowoczesnej biżuterii żałobnej (hitem ma być pierścionek z profilem Agnieszki Holland z małych cyrkonii – plus zausznice do kompletu).
Znajomi, którym nie wystarcza opowieść o piance, nieraz pytają mnie, skąd wzięła się Pani Agata. Odpowiedź nie jest prosta, bo ród to rozgałęziony: moja bohaterka, której zawsze bliskie były ideały rewolucji francuskiej, blisko spokrewniona jest z panią Verdurin, którą znamy dzięki Proustowi, jej dalekimi wujami byli również Bouvard i Pécuchet, o których więcej u Flauberta. Jedną z jej babek jest Aniela Dulska, inną – Hermenegilda Kociubińska, a Młodzi, Wykształceni Z Wielkich Miast to przecież jej ukochani siostrzeńcy. Pewnych rysów użyczyła jej również redaktor naczelna periodyku wydawanego przez sieć mydlarni, w którym ostre felietony wymierzone w pewnego polityka o zapędach autorytarnych ukazują się tuż obok reklam zasypek.
To ostatnie posunięcie jest zresztą dość ryzykowne: my, redaktorzy, wiemy, że synergia zamieszczanych w jednym numerze tekstów to nie żarty, i nadal nie wiadomo, czy to dyktator in spe złagodnieje na widok nieodparzonej pupci, czy też odwrotnie, pomieszczone w jego ohydnym sąsiedztwie maleństwa doświadczą kolki mimo wszelkich dobrodziejstw herbatki koperkowej.