A przecież grywał u wielu innych reżyserów. U boku Roberta Benigniego pojawił się w ostatnim filmie Federica Felliniego „Głos księżyca" („La voce della luna") w 1990 roku. Obsadzali go Lina Wertmüller i Gabriele Salvatores. Niemniej z Fantozziego był dumny najbardziej. Najwięcej też na nim zarobił. Książki osiągnęły łącznie ponadmilionowy nakład. Miliony waliły na jego filmy do kina.
Aczkolwiek tylko raz, w roku 1980, wyreżyserował samodzielnie Fantozziego przeciw wszystkim. Pozostałe części kręcili różni twórcy pod jego nadzorem.
W każdym z tych filmów Fantozzi vel Villaggio, a raczej Villaggio vel Fantozzi, obrażał wszystkich i wszystko. Prywatnie też nikogo nie oszczędzał. Słynął podobno z walenia prawdy w oczy. Ale chociaż w publicznych wywiadach narzekał na brud na południu kraju i sztorcował mieszkańców stolicy za chaos oraz brak kultury, to Rzym (obok rodzinnej Genui) po prostu uwielbiał, a już zwłaszcza dzielnicę, w której mieszkał do śmierci w 2017 roku, czyli Coppede. Regularnie bywał na rynku spożywczym przy via Chiana, ubrany zazwyczaj w wielobarwne, obszerne i powłóczyste koszule albo orientalne tuniki, ukrywające jego wielką tuszę. Rozmawiał z każdym, kto chciał z nim pogadać. I wszyscy go lubili. Aczkolwiek, jak wyznała kiedyś w telewizyjnym programie „Roma InConTra – Ara Pacis" Anna Mazzamauro – aktorka odtwarzająca w „Fantozzim" postać pani Silvani, w której Ugo był zakochany – „aktorem był świetnym, człowiekiem trochę mniej".
Bo lubił blichtr, sławę i uroki życia. I wszystko mu się udawało, czyli stanowił totalne przeciwieństwo stworzonej przez siebie postaci. Jego Fantozzi to przecież urodzony luzer, zaprzeczenie stereotypu męskiego Włocha: gruby, blady, źle ostrzyżony i źle ubrany. Czegokolwiek się dotknie, zepsuje. Postać, z której wszyscy się śmieją, nie wiedząc, że śmieją się z samych siebie. Według Lorenza Fantoniego z portalu Popcore geniusz Fantozziego polegał na tym, że „pokazywał Włochom, jak są obrzydliwi, smutni, szarzy i wredni".
Pancernik Kotiomkin
Fantozzi mówił to, czego szanujący się i wykształcony Włoch nie wypowiedziałby nawet szeptem. Do legendy przeszła już scena z „Drugiego tragicznego filmu o Fantozzim" („Il secondo tragico Fantozzi", 1976). Przełożony Ugo, który jest wielkim miłośnikiem kina artystycznego, od lat zmusza swoich pracowników do chodzenia po godzinach do klubu filmowego na projekcje arcydzieł sowieckich, czechosłowackich i Bóg wie jakich jeszcze. Fantozzi, podobnie jak jego koledzy, uczęszcza na te seanse z ogromną niechęcią. Pewnego dnia zamiast oglądać mecz Anglia – Włochy, musi pójść na „Pancernika Kotiomkina" Sergeja M. Einsteina. Szef z projekcji był jak zawsze zadowolony, pracownicy jakby mniej, ale nikt nie zaprotestował, nikt nie krzyknął: dość, nas to nudzi, nie lubimy takich filmów. Tylko Fantozzi wstał i wypowiedział zdanie, które dzisiaj potrafi zacytować każdy Włoch: „Per me... »La corazzata Kotiomkin«... e una cagata pazzesca!!!" (co mogłoby znaczyć: „Według mnie... »Pancernik Kotiomkin«... to monstrualny stek bzdur!!!", ale w wolnym tłumaczeniu, mniej grzecznym, byłoby to po prostu „wielkie sranie w banię").
Nie, nie pomyliłem się, radziecki film, oryginalnie wyreżyserowany przez Siergieja Eisensteina, został w „Fantozzim" zaprezentowany pod zmienionym tytułem, a powód był prosty – realizatorzy nie dostali praw autorskich do wykorzystania ujęć z „Pancernika Potiomkina". Był rok 1976, czyli czasy nie najlepszych stosunków na linii Moskwa – Zachód. Tak więc słynna scena, w której z odeskich schodów stacza się wózek z dzieckiem w środku, została nakręcona w Rzymie, przed Narodową Galerią Sztuki Współczesnej. Dlaczego ten film był tak ważny? Dlaczego Villaggio zdecydował się na jego parodię? „Pancernik Potiomkin" dla włoskiej lewicowej elity był dziełem kultowym. W ogóle w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych do dobrego tonu należało oglądanie sowieckich produkcji filmowych oraz czytanie wierszy Władimira Majakowskiego i prozy Michaiła Szołochowa. Villaggio widział w tym tylko snobizm. Uważał, że każdy Włoch i tak woli piłkę nożną. Zatem przekłuwał te inteligenckie baloniki. I specjalnie, na przekór estetom i wyznawcom kina autorskiego, produkował tandetę.