Komisja, którą prosiłem o zbadanie mojej przydatności do pracy z Wami (o czym donosiłem w poprzednim liście), uznała, że jestem do niej wciąż zdolny. Stwierdzono drobne zaburzenia emocjonalne, ale ostatecznie orzeczono, że mają one niewielki wpływ na moją pracę z Wami.
Siewca i Rada Dwunastu postanowili wykorzystać mój krótki pobyt na wyżynach, by wypytać o sytuację u Was. Nie wiem dlaczego, ale bardzo interesowała ich praca podejrzliwego Antoniego. Pytali m.in. o Bartłomieja – tego, co to mu różni ważni generałowie i pułkownicy salutują. Zastanawiam się, skąd to zainteresowanie, bo przecież Bartłomiej ma dobre relacje z Tadeuszem z piernikowego grodu, a ten z kolei jest w dobrej komitywie z samym Antonim. W każdym razie „górę" interesowało, czy jego sprawa jest już załatwiona. Odpowiadałem, wierząc w zapewnienia Andrzeja z Pałacu i Beaty Broszki, że „definitywnie".
Chyba nie do końca mi uwierzyli i wydaje mi się, że podejrzewają, żem przeszedł na stronę „prawych i sprawiedliwych". Kilka razy przypominali mi, że mam być bezstronny, a wobec władzy życzliwy, ale gdy trzeba, także krytyczny. Mówili też coś o „roztropnym milczeniu". Podejrzewam – choć dowodu nie mam – że przede mną rozmawiali z którymś z Waszych biskupów... Język jakiś taki podobny. Nie myślcie przypadkiem, że podważam ich autorytet. Nie zamierzam. Oni są moimi sojusznikami w próbach przemówienia Wam do rozumu i macie ich słuchać. Choć przyznam, że w ostatnim czasie mało mam z nich pożytku i będę musiał porozmawiać o tym ze Stanisławem z Poznania, którym im przewodzi.
Siewcę niepokoi konflikt między Andrzejem z Pałacu i Antonim. Paweł – ten co stracił wzrok na drodze do Damaszku – długo mówił o swoim sporze z Barnabą o Marka (opowieść tę znajdziecie w ich dziejach w rozdziale 15). Przypominał, że gdy nie mogli dojść do zgody, bo każdy trwał przy swoim zdaniu, po prostu się rozeszli. Sugerował, że może i Wy powinniście w ten sposób postąpić. Bez niechęci i złych słów pod swoim adresem. Czasem jest tak, że gdy nie udaje się znaleźć kompromisowego rozwiązania, gdy możliwości współpracy się wyczerpały, trzeba pójść inną – choć wciąż wiodącą w tym samym kierunku – drogą. Przychylam się i ja do tego zdania.
Kiedy wracałem do Was, dowiedziałem się, że zastępca Antoniego miał jakiś wypadek. Nie mam z tym nic wspólnego. Ale za dużo tych stłuczek w Waszych szeregach. A to znak, że coś niedobrego się dzieje.