Powszechne wyobrażenie jest takie, że do beczki wlewamy sok z winogron, a po jakimś czasie rozlewamy do butelek gotowe wino. Ano nie, fermentacja ogromnej większości win zachodzi w wielkich stalowych kadziach, czasem w zbiornikach betonowych czy w glinianych amforach. A w beczkach? Rzadziej, bo ani to ekonomiczne, ani wygodne. W beczkach wino – czyli już po fermentacji – dojrzewa, lecz dalece nie każde. Choćby urocze, zwiewne sauvignon blanc z Nowej Zelandii, które podbija serca Polaków, prosto ze stalowego zbiornika ląduje w butelce, a potem na stole, i tak dzieje się z większością win białych. Tańsze wina czerwone też nie trafiają do beczek, choć niektórym do zbiorników wrzuca się dębowe szczapy, z angielska chipsy, by nadać im charakterystyczny smak.