Plus Minus: Czy w obecnych realiach mogłaby powstać taka płyta Lao Che jak „Powstanie Warszawskie", album wychwalany pod niebiosa przez krytyków różnych opcji, ceniona przez fanów, wymieniana wśród najważniejszych w polskim rocku?
Na pewno by nie powstała. Chyba wiadomo dlaczego. Temat został upolityczniony na wiele sposobów, a również z artystycznych względów przestał być pionierski, awangarodowy. Został „przemielony" przez wielu wykonawców. Zagościł na wielu estradach, więc dla Lao Che nie byłoby to już wyzwanie, a my szukaliśmy przecież tematu, który w muzyce byłby niecodzienny, oryginalny. Dla słuchaczy, ale przede wszystkim dla nas jako twórców – tak, żeby chciało się robić płytę z wypiekami na policzkach. Wtedy temat powstania warszawskiego nas porwał. Zawsze powtarzam, że gdy ukazała się nasza debiutancka płyta „Gusła", była na niej piosenka „Jestem Słowianinem", w której pojawia się fraza „powstanie warszawskie". „Gusła" nagrywaliśmy w 2000 i 2001 r. i już wtedy wiedzieliśmy, że następna płyta będzie właśnie o powstaniu warszawskim. Operacja wojskowa była już zaplanowana i chcieliśmy ją przeprowadzić sumiennie.