Pod pretekstem ujednolicania i upraszczania sprawozdawczości organizacji pozarządowych rząd forsuje przepisy, które dadzą władzy nieograniczoną kontrolę nad naszym życiem prywatnym. Jeśli bowiem zechcemy zbyt hojnie wesprzeć własnymi pieniędzmi organizację pozarządową, ta będzie zmuszona do ujawnienia naszych danych osobowych w sprawozdaniu, które rząd następnie opublikuje w internecie.
W efekcie nie tylko władza, ale każdy z nas zyska wgląd w cudze kieszenie, a pośrednio także w najbardziej prywatny aspekt czyjegoś życia. Bo jeśli ktoś ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy przekazał aż 15 tysięcy na – powiedzmy – stowarzyszenie skupiające rodziców dzieci po próbach samobójczych, to można przypuszczać, że jest to temat osobiście bardzo mu bliski. Czy jest jakiś powód, dla którego władza i współobywatele mieliby dostać prawo swobodnego pozyskiwania o nas takich informacji? Ile organizacji zajmujących się trudnymi tematami straci darczyńców, bo ci niekoniecznie będą chcieli, żeby władza, pracodawca czy sąsiad wiedzieli o nich o wiele więcej niż jest to uzasadnione interesem państwa czy zasadami współżycia społecznego?