Bo z jednej strony mam już dość tej nudnej jak flaki z olejem kampanii, z drugiej zaś mało co mnie irytuje bardziej niż tłum mędrków wiedzących lepiej ode mnie, co dla mnie dobre. Tu zresztą jest to kompletnie nieskuteczne, bo możemy nie agitować w telewizji czy w gazetach, nie wieszać plakatów, ale Facebooka czy Twittera nam nie zamkną, a tam życie toczy się dalej.
Jak każdy dziennikarz w czasie wyborów prezydenckich czy parlamentarnych dostaję w ciągu dnia przecieki z sondażowymi dziennikami. Niegdyś był to towar ściśle reglamentowany, przesyłany zaufanym przez kolegów z telewizji z obwarowaniami, by się nie zdradzić, bo katastrofa. Od kilku lat media społecznościowe są zalane informacjami, po ile o 14.00 na bazarku były PiStacje, a po ile POry, czy prowadzi Gollob czy też Hampel (wiadomo, Jarosław). Wszyscy wszystko wiedzą i tylko leśne dziadki z PKW odgarniają mech i złorzeczą. Sens tego coraz mniejszy, jednak nie potrafię powiedzieć, że chciałbym likwidacji ciszy, w końcu to jednak jakaś ulga.