Reklama
Rozwiń
Reklama

Lipskiego jasność myśli

Słowa i myśli” – dwa tomy szkiców Jana Józefa Lipskiego wydane niedawno jako 242. pozycja Biblioteki „Więzi” zbierają znaczną część, mniej więcej trzy czwarte, dorobku autora w tej dziedzinie.

Publikacja: 10.04.2010 00:39

Lipskiego jasność myśli

Foto: ROL

Urodzony przed wojną (1926) w rodzinie inteligenckiej, członek Szarych Szeregów, potem Armii Krajowej, uczestnik powstania warszawskiego, odznaczony Krzyżem Walecznych, zdążył rozpocząć studia polonistyczne jeszcze przed ofensywą stalinizmu, przeszedł przez seminarium Wacława Borowego, a także nieobowiązujące go – Tadeusza Kotarbińskiego i Władysława Tatarkiewicza. Na Zjeździe Młodych Polonistów w grudniu 1949 r. był współautorem jednego z dwu ostentacyjnie niemarksistowskich referatów.

Miał od młodości zdecydowane gusty: Witkacy, Gombrowicz. Skazany był w ten sposób na pewną społeczną marginalizację, zarobkowanie pracami przy słownikach, co jednak pozwalało mu na niezwykle rozległe lektury, doskonałą znajomość międzywojennego dwudziestolecia, swobodne dyskusje w małej grupie zaufanych rówieśników różnych specjalności o metodologii humanistyki, ale także o Orwellu i Koestlerze, dawnych, a czasem i najnowszych publikacjach Jerzego Giedroycia. Miałem szczęście jako uczeń szkół być milczącym słuchaczem tych rozmów.

Od roku 1952 Lipski pracował w Państwowym Instytucie Wydawniczym. Skwapliwie wykorzystywał wszelkie cenzuralne poluzowania, omawiając tomiki poetyckie, przede wszystkim w „Twórczości”, przez jakiś czas w „Nowej Kulturze”. Znalazł się w redakcji zrewoltowanego „Po prostu”. Zaprzyjaźniony od lat z Mironem Białoszewskim, towarzyszył od początku teatrowi na Tarczyńskiej i w roku 1956 doprowadził do wydania w PIW „Obrotów rzeczy”. Tamże w roku 1957 ukazało się pierwsze powojenne wydanie „Ferdydurke”. Lipski ogłosił wówczas w „Nowej Kulturze” (nr 12/57) tekst: „»Ferdydurke«, czyli wojna wydana mitom”. Bardzo ceniony przez Gombrowicza, który natychmiast napisał list z podziękowaniem. Dziś, po przeszło półwieczu, ten szkic (strony 18 – 22 tomu drugiego „Słów i myśli”) wypada uznać za najlepsze wprowadzenie do dzieła Gombrowicza, podczas gdy wiele ostatnich prac, zwłaszcza cała gombrowiczologia psychiatryczna, raczej od niego odpycha. Lipski natychmiast rozpoznał też rangę Herberta; połączyła ich bliska przyjaźń.

Mający swe zasłużone miejsce w ścisłej czołówce krytyków pozostał stosunkowo nieznany, skoro nie wydawano jego zbiorów w odwecie za kolejne działania społecznika, poczynając od Klubu Krzywego Koła, zbierania podpisów pod Listem 34, po Komitet Obrony Robotników. Szykanowany zdobywał się jednak na wyczyny niezwykłe. Wyrzucony w roku 1959 z pracy w PIW zaczepił się w dodatku kulturalnym pisma o wielkim nakładzie i formacie „Gromada – Rolnik Polski”. Tam doprowadził do wydrukowania dodatkowej płachty, z tekstem złamanym w ten sposób, że po czterokrotnym złożeniu i rozcięciu otrzymywało się 32-stronicowy wybór Białoszewskiego, w nakładzie bodaj 200 tysięcy egzemplarzy, gdy normalnie poetę wydawano w dwóch, co najwyżej pięciu tysiącach.

„Słowa i myśli” nie są książką do jednorazowej lektury, lecz do długiego, uważnego obcowania. Po każdym rozdziale odczuwa się potrzebę powrotu do omawianego autora. Zarazem jest to rzecz dla wydawców. W domowej bibliotece czy księgarniach dostępni są oczywiście Białoszewski, Herbert, Gombrowicz i Mrożek. Lipski zwraca naszą uwagę, że warto by pamiętać o Stanisławie Grochowiaku, Jerzym Krzysztoniu czy Władysławie Zambrzyckim. Nie są to jedyne przykłady lekkomyślnej niepamięci.

Reklama
Reklama

Jeden autor – łatwo zawsze dostępny – czytywany był przez Lipskiego dla samej przyjemności cieszenia się piękną prozą: Władysław Tatarkiewicz. Jego „Historia filozofii” jest wielkim dziełem sztuki języka, imponującym pomnikiem artystycznym polszczyzny, w dziedzinie, w której artystą być szczególnie trudno... Zrozumienie artyzmu prozy Tatarkiewicza... to sprawa kształtu kultury narodowej.

Wypada więc radzić, by młodzi ludzie przed napisaniem do „Twórczości” recenzji z dzieł swoich rówieśników czytali przedtem paragraf Tatarkiewicza o Husserlu lub Maine de Biranie, starając się osiągnąć podobną przejrzystość. ?

[i]Jan Józef Lipski „Słowa i myśli”. T. 1 – 2. Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2010[/i]

Urodzony przed wojną (1926) w rodzinie inteligenckiej, członek Szarych Szeregów, potem Armii Krajowej, uczestnik powstania warszawskiego, odznaczony Krzyżem Walecznych, zdążył rozpocząć studia polonistyczne jeszcze przed ofensywą stalinizmu, przeszedł przez seminarium Wacława Borowego, a także nieobowiązujące go – Tadeusza Kotarbińskiego i Władysława Tatarkiewicza. Na Zjeździe Młodych Polonistów w grudniu 1949 r. był współautorem jednego z dwu ostentacyjnie niemarksistowskich referatów.

Miał od młodości zdecydowane gusty: Witkacy, Gombrowicz. Skazany był w ten sposób na pewną społeczną marginalizację, zarobkowanie pracami przy słownikach, co jednak pozwalało mu na niezwykle rozległe lektury, doskonałą znajomość międzywojennego dwudziestolecia, swobodne dyskusje w małej grupie zaufanych rówieśników różnych specjalności o metodologii humanistyki, ale także o Orwellu i Koestlerze, dawnych, a czasem i najnowszych publikacjach Jerzego Giedroycia. Miałem szczęście jako uczeń szkół być milczącym słuchaczem tych rozmów.

Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama