Bo „Miasto na wzgórzu" to serial, który smakuje jak powieść. Opowiada o toksycznej hassliebe pomiędzy zepsutym agentem FBI (Kevin Bacon) i coraz mniej idealistycznym prokuratorem (Aldis Hodge). Ale też o życiu w wielkim mieście. W tle pobrzmiewają skojarzenia (nieprzypadkowe) z „Prawem ulicy", a polskim widzom mogą się przypomnieć filmy „Glina" czy „Ekstradycja".
Warto oglądać „Miasto na wzgórzu" jako całość – dwa sezony obok siebie (a wkrótce ma dojść trzeci), bo sama pierwsza seria pozostawiała niedosyt i urwane wątki – druga elegancko wszystko zamyka i otwiera nowe potencjalne ścieżki dla fabuły.