Wtedy Minister Obrony podniósł rękę.
– Nasze wojska donoszą, że w Afganistanie i w Iraku nie ma już żadnych PiSowców – zameldował. – Ostatnich trzech wytropiliśmy w Karbali. Nie było łatwo, bo to szczwane bestie, kute na cztery nogi. Próbowali nam wmówić, że są z partii Baas, a nie PiS.
– PiS, Baas, jeden pies – sentencjonalnie mruknął rozmarzony Minister Zagraniczny. – Trzeba dorżnąć watahę.
– Operacja jest w toku – poinformował Minister Obrony. – Teraz jedziemy szukać ich do Czadu.
– Tam nie będzie łatwo – zafrasował się Wicemarszałek Sejmu. – Czarna sotnia szkodników z PiS łatwo się może ukryć wśród miejscowych czarnych.
– W kraju też mogłoby iść sprawniej – z wyrzutem rzekł Minister Spraw Wewnętrznych. – Robimy w resorcie, co możemy, ale koalicjanci nam nie pomagają.
Minister Rolnictwa bezradnie rozłożył ręce. – Takie uwarunkowania, co robić… Mój pion jest wyczyszczony z pisiactwa. Teraz wyrzucamy tych, co głosowali kiedyś na AWS. Ale nie mamy jak ścigać niedobitków po lasach, bo wszystkie wykupił Piskorski.
– W moim ministerstwie było łatwiej – pochwalił się Minister Zagraniczny. – Okazało się, że wszyscy, którzy byli za PiS-em, tylko udawali. Tylko prezydent ciągle się wpieprza, ambasadorów mi chce nominować, na spotkania międzynarodowe próbuje jeździć.
– Trzeba go czymś zająć – stwierdził Szef Doradców.
– Może po cichu uznamy niepodległość Kosowa i wyślemy tam doradców wojskowych? – zaproponował Minister Zagraniczny – A prezydent się dowie z Onetu i z telewizji.
– A jak się będzie potem pieklił, to mu wyślemy telegram, że jego doradca jest małą dziewczynką – dodał Szef Doradców.
– Z naukowego punktu widzenia mam pomysł – nieśmiało odezwała się pani Minister Nauki. Był to pierwszy pomysł w jej resorcie od zaprzysiężenia. – Ten zestrzelony amerykański satelita mógł zawierać broń biologiczną. I jak przelatywał nad Polską, to mógł mieć przeciek.
– A co to niby pomoże? – zdziwił się Poseł z Penisem.
Twarz Ministra Spraw Wewnętrznych rozjaśnił uśmiech! – Łapię! Kocia grypa! Powiemy, że to była kocia grypa, groźny wirus C2H5OH! A satelita przeleciał akurat nad Krakowskim Przedmieściem! Genialne! W Pałacu Prezydenckim zrobi się kwarantannę, a media się zaplują czerwonymi paskami!
Premier pokiwał głową z uznaniem dla konceptu, zapisał coś w notesie i rzekł: – Wszystko pięknie, ładnie, ale musimy przyśpieszyć, kochani, bo się spóźnię na autobus!
– Do Gdańska? – spytał nieskładny chór kilku głosów
– Nie, na Dworzec Centralny. Linia 502 – odparł Premier.
– Kolejarze straj… Znaczy, manifestują poparcie dla rządu!? – rzuciła ryzykowny domysł Minister Zdrowia
– Niechby tylko spróbowali! – zażartował rubasznie Minister Spraw Wewnętrznych, bo tak się w resortach siłowych żartuje. – Nie, po prostu premier jedzie do Ameryki, na spotkanie z prezydentem Bushem.
– Ale przecież to dopiero za dwa tygodnie? – zdziwiła się Minister Edukacji. – I dlaczego przez Centralny?
– Podróż trochę potrwa. – wyjaśnił Minister Zagraniczny. – Premier musi kupić w kantorze dolary. Potem mamy pośpieszny pociąg do Łodzi Fabrycznej. Nocujemy w hotelu Grosik. Rano złapiemy autostop na lotnisko Lublinek. Stamtąd Ryanairem lecimy do Charleroi.
– To pod Brukselą – błysnął wiedzą Minister Obrony. – Tam to dopiero nie lubią PiS-u! A niedaleko jest Waterloo, gdzie kiedyś Anglicy dokopali temu francuskiemu Kaczorowi!
– Dwa dni później mamy lot do Lyonu. Stamtąd autokarem do Calais – ciągnął Minister Sportu – i już w środę przeprawiamy się barkami przez kanał La Manche. Śpimy w Dover, pod miastem jest taki mały, słodki bed & breakfast.
– Znam, znam – pokiwał głową Poseł z Penisem. – Zawsze się tam zatrzymuję, jak wiozę forsę na Kajmany.
– O świcie przyjedzie po nas ambasador Wielkiej Brytanii i zabierze samochodem do Southampton – kontynuował Premier. – Wieczorem odpływamy do Ameryki na pokładzie frachtowca „Duma Walijczyków". Skromna kabina trzeciej klasy, z widokiem na maszynownię.
– Genialne! – sapnął Minister Zagraniczny. – To się nazywa tanie państwo! Nie jakieś tam luksusowe samoloty rządowe!
– No dobra! – Premier klasnął w ręce. – Czas leci! Następne resorty, proszę referować! Po kolei: obniżka podatków, podwyżki dla wszystkich, nowe autostrady, metro, stadiony, dotacje z Unii, wzrost gospodarczy, czystsze środowisko, proszę bardzo!
Ale klaśnięcie Premiera odbiło się tylko od ścian opustoszałej sali. Pozostali ministrowie pierzchli bowiem w popłochu, wykorzystując nieuwagę Premiera, przerażeni najwyraźniej faktem, że będą musieli opowiedzieć o swoich sukcesach. Być może mieli ich tak wiele, że po prostu nie wiedzieli, od którego zacząć. Tak czy inaczej na posiedzeniu nie został prawie nikt.
– Z kim ja muszę pracować... – westchnął Premier.
– Ja właściwie też muszę już lecieć… – bąknął Minister Kultury. – Na Polsacie zaczyna się „Halo, Hans".
– Zdaje się, że miałeś skończyć z polityką historyczną! – ofuknął go Premier. – Lepiej się zastanów, co zrobić jutro z tą konferencją na sto dni.
– Może zwołamy jakiś szczyt? – zaproponował Minister Spraw Wewnętrznych.
– Jaki szczyt?
– Biały szczyt, zielony szczyt, nie wiem, czerwony szczyt – na głos myślał minister. – Najlepiej jakiś szczyt wszystkiego.
– Za późno – Premier spojrzał na zegarek. – Nie zdążymy nikogo zawiadomić. A poza tym na Canal Plus zaraz będzie magazyn ligowy, chciałem sobie obejrzeć.
– Mam! – wykrzyknął Szef Doradców. – Odwołamy sto dni!
– Odwołamy?
– Tak jest! Odwołamy! Ile niby dni już rządzimy? – zadał podchwytliwe pytanie Szef Doradców.
– No niby sto – rzekł niepewnie premier.
– A figa! A gdzie soboty, niedziele i święta? To niby też ma się liczyć?! – zaperzył się Szef Doradców. – Jak policzymy tylko dni robocze, to do stu dni nam zostaje jeszcze prawie miesiąc!
– Odejmij jeszcze moje Dolomity! – przypomniał uradowany Premier. – Przecież na urlopie nie rządzą, co nie? To kiedy wtedy wypadnie studniówka?
– Gdzieś w Wielkanoc – odparł Minister Zagraniczny. – Wtedy trochę nie wypada świętować. Może pierwsza niedziela po Wielkanocy?
– Weekendu szkoda – mruknął Premier. – Lepiej poniedziałek.
– Nie lubię poniedziałków – zaprotestował Wicepremier Koalicyjny (nieco mechanicznym głosem).
– No to wtorek – zdecydował Premier. – Jaki to będzie dzień?
– Pierwszy kwietnia. Prima aprilis – odparł Szef Doradców.
– Doskonale! – zatarł ręce Premier. – A kogo obwinimy za niewłaściwe obliczenie stu dni rządu i zwołanie na jutro niepotrzebnej konferencji? PiS? – zapytał niepewnie.
– PiS! – bez wahania potwierdził Szef Doradców.
– PiS! – przytaknęli chórem pozostali na sali ministrowie, niecierpliwie zerkając ku drzwiom.
– Już by nas dawno stąd na kopach pogonili, gdyby nie ten PiS – mruknął pod nosem Wicemarszałek Sejmu. Ale, jak zawsze, nikt nie zwrócił uwagi na to, co miał do powiedzenia. Trudno się dziwić. W końcu sam sobie na to ciężko zapracował.