Zbroja Evelyna Waugha

Nie można akceptować korzyści płynących z cywilizacji Zachodu a jednocześnie zaprzeczać nadprzyrodzoności, na której się opiera – twierdził autor „Znowu w Brideshead”

Publikacja: 04.04.2009 01:48

Evelyn Waugh w dniu ślubu swojej córki Margaret, 1962 r.

Evelyn Waugh w dniu ślubu swojej córki Margaret, 1962 r.

Foto: Corbis

Zekranizowanie przez Juliana Jarrolda „Znowu w Brideshead” (pod nieco zmienionym tytułem „Powrót do Brideshead”) Evelyna Waugha skłania z jednej strony do przypomnienia osoby pisarza – na Zachodzie niekiedy zapominanego, a w Polsce wciąż nieodkrytego – z drugiej zaś do odczytania po latach tej wyjątkowej powieści o, jak twierdził autor, działaniu łaski bożej.

Bo też nie jest to ani romantyczna historia trójkąta czy też kilku trójkątów małżeńskich, nie jest to też powieść wojenna, nie jest też powieścią akademicką, niezależnie od faktu, że akademickie otoczenie prowadzącego w powieści narrację Karola Rydera wywołuje u czytelnika pragnienie natychmiastowego przeniesienia się w lata 20. XX wieku do iście arkadyjskiej starej Anglii.

[srodtytul]Chrześcijaństwo lub chaos[/srodtytul]

Evelyn Waugh (ur. 1903), zanim zdecydował się na naukę malarstwa, studiował w Oksfordzie historię. Dobrze poznał atmosferę tych starych kolegiów, które zadecydowały o takim, a nie innym kształcie życia religijnego, intelektualnego i literackiego na Wyspach. Lata 20. niosły ze sobą powiew nowoczesności, ale w murach Oxbridge (tę nazwę, wspólną dla Oksfordu i Cambridge, wymyślił Thackeray) wciąż utrzymywała się pamięć o czasach, gdy o przyszłości danego delikwenta decydowały pomyślnie przebrnięte testy z ortodoksji religijnej. Katolicy pojawili się tam dopiero w 1871 roku, a sześć lat potem doszło do rewolucji – wykładowcom wolno było się żenić!

Oxford Union zdobiły jednak obrazy prerafaelitów, a nad wszystkim unosił się niepokojący duch Johna Henry’ego Newmana, który już w pierwszej połowie XIX wieku przeszedł na katolicyzm, zostając później kardynałem.

Evelyn Waugh konwersji na katolicyzm dokonał w 1930 roku. Było to dla niego – jak twierdził – dokonanie wyboru między chrześcijaństwem lub chaosem. Uznał, że właśnie katolicyzm jest najbardziej kompletną postacią chrześcijaństwa. Na zarzuty, że przyodziewa płaszcz religii, niczym zbroję mającą go chronić przed pokusami świata związanymi z rozwojem cywilizacji, pytał, o jaką cywilizację chodzi. Bo jeżeli myślimy o cywilizacji Zachodu, której sam był wszak modelowym wręcz tworem, to jest niemożliwe – pisał – aby zaakceptować płynące z niej korzyści, jednocześnie zaprzeczając nadprzyrodzoności, na której się opiera.

W tym przekonaniu pozostał do końca życia. Zmarł 10 kwietnia 1966 roku na atak serca, który powalił go w domu w Combe Florey, w hrabstwie Somerset, w niedzielę wielkanocną po mszy łacińskiej.

Obok Grahama Greene’a był najwybitniejszym pisarzem katolickim Anglii, współtwórcą nowoczesnej literatury katolickiej na Zachodzie. Ciekawe, że nasza wiedza o autorze „Znowu w Brideshead” była przez lata nie dość, że skąpo dozowana, to i przeinaczana. Np. z „Dziejów literatur europejskich”, wydanych przez PWN pod koniec lat 70., ze szkicu Henryka Zbierskiego dowiedzieć się można było tylko, że Evelyn Waugh reprezentował nurt satyryczny w powieści angielskiej, a po wojnie stał się autorem drugorzędnym.

Omawiany pospołu z Aldousem Huxleyem jest deprecjonowany, gdyż „ukazuje jedynie absurdalność i śmieszność świata wyższych sfer, do których należy”, Huxley natomiast „przemyca swój esejowy (? – przyp. K.M.) intelektualizm”. A żeby uzmysłowić czytelnikowi, o czym traktują utwory Waugha, pracowity autor przełożył nawet ustępik z „Nędznych ciał” (1930) z wyliczeniem rodzajów przyjęć, w których biorą udział bohaterowie powieści. A więc przyjęcia greckie, rosyjskie, nudne dancingi w Londynie i obrzydliwe w Paryżu, przyjęcia w stylu Dzikiego Zachodu, przyjęcia rozbierane, no i oksfordzkie, oczywiście, „gdzie się piło brązowe sherry i paliło tureckie papierosy”.

Naturalnie Evelyn Waugh opisuje takie przyjęcia, które stanowiły niezwykle ważny element przedstawianego przezeń świata. Oxbridge była przecież towarzyską krainą czarów, i jako taką przedstawiała ją niezliczona rzesza pisarzy, od Disraelego do Anthony’ego Trollope’a.

„Znowu w Brideshead” (najnowsze polskie wydanie powieści, podobno ze względu na film Jarrolda, nosi tytuł „Powrót do Brideshead”) powstało zresztą w szczególnym momencie. To był w Anglii – jak pisał Waugh – „okres soi”, nic więc dziwnego, że w powieści pisarz, np. w scenie obiadu zjadanego w Paryżu przez Karola i Reksa, ukazał swą twarz sybaryty. I w proteście przeciw dominacji „mielonki w puszce, zaciemnienia i ziemianek” uraczył czytelników wizją lukullusowej uczty z solą w sosie z białego wina, blinami z kawiorem i burgundem w rolach głównych.

[srodtytul]Skok z korektą[/srodtytul]

Evelyn Waugh utrzymywał, że „osobiste przeżycia są kapitałem, który pisarz powinien gromadzić i wydawać jak rozważny skąpiec, ponieważ nie da się ich niczym zastąpić”. Wojna podziałała na jego twórczość niczym drożdże. We wstępie do „Znowu w Brideshead” tłumaczył, że w 1943 roku, wykonując skok spadochronowy, doznał kontuzji, która uniemożliwiła mu na pewien czas odbywanie czynnej służby wojskowej.

Bez przydziału pozostawał do czerwca 1944 roku, a wtedy swoją powieść miał już ukończoną. I kiedy znów został zrzucony w Jugosławii z zadaniem dotarcia do partyzantów Tity, miał ze sobą korektę „Znowu w Brideshead”. Nawiasem mówiąc, w raportach z Jugosławii informował o prześladowaniach duchownych i katolików, co jednak Foreign Office skrywało pod sukno.

Ale wojna była dla Waugha żywiołem jedynie pisarskim. Wprawdzie w trylogii „Sword of Honour” (1952 – 1961) głosił kult awanturniczego brygadiera Ritchiego Hooka, sam mógł jedynie marzyć, by stać się takim jak on. Po wycofaniu z Krety został praktycznie usunięty z wojska, jeśli będziemy rozumieć przez nie służbę liniową, a nie pobyt w koszarach Królewskiej Gwardii Konnej. Nikt nie mógł zarzucić mu braku odwagi, przeciwnie – niejednokrotnie wykazywał się w polu męstwem i, wręcz, ryzykanctwem. Powody, dla których armia zrezygnowała z Waugha, były natury prozaicznej. Urodzony w 1903 roku pisarz nie był już młody, za to gruby, i owszem.

Zatem niezależnie od roli, jaką wypadki wojenne odegrały w jego pracy pisarskiej, przypisywanie Waugha do militarystycznego nurtu literatury angielskiej byłoby nieporozumieniem. Chyba że zestawimy takie, na przykład, dwa fakty: poeta Keith Douglas (zginął w 1944 roku w Normandii), wyruszając na bitwę, sprawdzał, czy ma przy sobie tom sonetów Szekspira, Evelyn Waugh zaś w podobnej sytuacji upewniał się, czy nie zgubił korekty swojej powieści.

[srodtytul]Obudzone sumienie[/srodtytul]

Waugh, syn znanego londyńskiego krytyka i wydawcy, był agnostykiem. Na studiach prowadził się jak najgorzej (Karol ze w „Znowu w Brideshead” na zarzut, że otacza się niewłaściwymi ludźmi, odpowiada: „Bardzo lubię tę najgorszą paczkę. Lubię też upijać się podczas lunchu”), przyjaźnił z homoseksualistami (Antoni Blanche z powieści „jadał obiady z Proustem i Gide’em, łączyła go zażyłość z Cocteau i Diagilewem”), ożenił się fatalnie.

Przełom nastąpił w roku 1930. Jego drugie małżeństwo (pierwsze zostało unieważnione), zawarte przed Bogiem, było udane, pisarz miał z Laurą Herbert siedmioro dzieci. Pozostały mu natomiast problemy z alkoholem. Szczęśliwie nie wpłynęły one tak negatywnie na życie pisarza jak na powieściowego Sebastiana Flyte’a, który nie pasował do tego świata ani do reguły klasztornej, choć zdradzał objawy... świętości.

Ojciec Sebastiana zerwał z Kościołem, przez ćwierć wieku nie praktykował, a jednak przyjął ostatnie błogosławieństwo i gasnącymi siłami uczynił znak krzyża. Wystarczyło „szarpnięcie nitki”, by obudziło się w nim uśpione tak długo sumienie.

„Och, bardzo trudno jest być katolikiem” – wyznaje młody Sebastian. Dlaczego? „Oni mają całkowicie odmienny pogląd na życie, różnią się od pozostałych ludzi we wszystkim, co ważne. Starają się z tym kryć, ale to zawsze wychodzi na jaw”.

Siostra Sebastiana, Julia, rezygnuje z osobistego szczęścia w imię Boga, wyjaśniając Karolowi, do którego z wolna zaczyna docierać prawda, że też musi uporządkować swoje życie według jakiegoś ludzkiego porządku, zanim ludzki porządek w ogóle się skończy: „Im gorsza jestem, tym bardziej potrzebuję Boga. Nie mogę odgrodzić się od Jego łaski. A to by właśnie znaczyło zaczęcie życia z tobą, bez Niego. Nie wybiorę dobra rywalizującego z dobrocią Boga”.

Zekranizowanie przez Juliana Jarrolda „Znowu w Brideshead” (pod nieco zmienionym tytułem „Powrót do Brideshead”) Evelyna Waugha skłania z jednej strony do przypomnienia osoby pisarza – na Zachodzie niekiedy zapominanego, a w Polsce wciąż nieodkrytego – z drugiej zaś do odczytania po latach tej wyjątkowej powieści o, jak twierdził autor, działaniu łaski bożej.

Bo też nie jest to ani romantyczna historia trójkąta czy też kilku trójkątów małżeńskich, nie jest to też powieść wojenna, nie jest też powieścią akademicką, niezależnie od faktu, że akademickie otoczenie prowadzącego w powieści narrację Karola Rydera wywołuje u czytelnika pragnienie natychmiastowego przeniesienia się w lata 20. XX wieku do iście arkadyjskiej starej Anglii.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał