Pisarka na zakręcie

Krystyna Siesicka, klasyk literatury młodzieżowej, nie widziała nic niestosownego między swą publiczną rolą a tajną służbą dla SB

Aktualizacja: 29.05.2010 18:17 Publikacja: 29.05.2010 00:33

Pisarka na zakręcie

Foto: ROL

Red

Chociaż krytycy na czele z Janem Walcem i Andrzejem Doboszem miażdżyli książki Krystyny Siesickiej, zarzucając im powierzchowność, infantylizm, należała i należy – bo mimo 82 lat wydaje dalej – do najbardziej ulubionych, poczytnych pisarek, której książki biły w Peerelu rekordy popularności. Wychowało się na nich kilka pokoleń nastolatków, a zwłaszcza nastolatek.

Zdaniem Walca zrobiła jedną z najszybszych i najbardziej błyskotliwych literackich karier w Polsce Ludowej. Zaczynała bowiem od felietonów w „Kobiecie i Życiu” oraz „Filipince”, ale jako pisarka w wieku już bardzo dojrzałym, zabłysnęła w drugiej połowie lat 60. „Zapałką na zakręcie”, po której posypało się przeszło 30 bestsellerowych książek, wydawanych w rekordowym tempie około dwóch rocznie. Najbardziej znane to m.in. „Zapach rumianku”, „Fotoplastikon”, „Beethoven i dżinsy”, wychodzące w stutysięcznych nieraz nakładach, kieszonkowych seriach, kilkakrotnie wznawiane. W latach 1966 – 2000 jej książki wydane zostały w ponad 3,5 mln egzemplarzy, a wciąż są wznawiane stare, wychodzą nowe. Wiele z nich było tłumaczonych, zwłaszcza na „zaprzyjaźnione” języki, filmowanych („Jezioro osobliwości”), adaptowanych przez radio i telewizję.

Nie tylko w Peerelu, ale też w wolnej już Polsce obsypano Siesicką deszczem najważniejszych nagród dla pisarza młodzieżowego: Orlim Piórem od czytelników „Płomyka” (1972), Medalem Komisji Edukacji Narodowej (1973), Harcerską Nagrodą Literacką (1984), w 2000 r. ukoronowano prestiżowym złotym medalem IBBY, polskiej sekcji Międzynarodowego Kuratorium Książki dla Dzieci i Młodzieży, w 2008 r. złotą odznaką Gloria Artis.

[srodtytul]Kryptonim „Krysta”[/srodtytul]

Dziś jednak musimy zapytać, w jakim stopniu znana pisarka zawdzięcza swą karierę zakulisowym wpływom Służby Bezpieczeństwa, która pomagała tym, którzy jej pomagali. Według zachowanych materiałów IPN o sygnaturze 00399/473, laureatka IBBY była przez lat 15, bo od r. 1974 do października 1989 r. tajnym i jak najbardziej świadomym współpracownikiem SB o kryptonimie „Krysta”, zarejestrowanym pod numerem 7655, wykorzystywanym w prowadzonej przez SB wieloletniej „obiektówce” na Związek Literatów oraz jego członków.

Jej przypadek ma znaczenie szczególne. Pisarz dla młodzieży nie musi być oczywiście nieskazitelny niczym żona Cezara, ale Krystyna Siesicka dorobiła się także pozycji klasyka literatury młodzieżowej, eksperta i speca od wychowania. W swoich książkach, może nie wprost, uczyła jednak nastolatki, jak żyć, jak postępować w domu, w szkole, w grupie rówieśniczej, a zwłaszcza, co było i jest jej specjalnością – jak rozwiązywać moralne problemy i dylematy. Okazało się, że sama ich nie miała, nie widząc nic niestosownego między swoją publiczną rolą a tajną służbą dla SB.

W rozmowie ze mną przyznała się wprawdzie do wieloletnich z nią kontaktów, których bardzo żałowała. „Nie miałam jednak dość siły i odwagi, żeby je zerwać, byłam na to za słaba”, usprawiedliwiała się. Zasłaniała się niepamięcią, zapewniała, że nikomu nie szkodziła. Dziwiła się, dlaczego nie powinna pisać dla młodzieży, skoro nie była TW, a co najwyżej niewinnym informatorem SB. „Nie donosiłam, a potwierdzałam tylko to, co bezpieka już wiedziała. Mówiłam wyłącznie o sprawach ogólnych, znanych np. na zebraniach ZLP, opiniach kolegów na aktualne tematy”, tłumaczyła.

Za „prawdopodobnie sfałszowane” uznała też liczne raporty z lat 1974 – 1984, spisywane przez jej kolejnych oficerów prowadzących, ze słów TW „Krysty”, jak też i tych napisanych przez nią własnoręcznie – na maszynie, ale w pierwszej osobie, z własnoręcznymi poprawkami.Choć według dokumentów – jej „opiekunowie” traktowali ją jako klasycznego TW i „pozyskali” z niesłychaną wręcz łatwością, bez najmniejszych nacisków czy szantaży.

W sierpniu 1973 r. przed wyjazdem na Zachód, podczas rutynowej rozmowy, częstej okazji do „połowów”, pułkownik Mieczysław Pilichowicz zauważył jej „pozytywny i rzeczowy stosunek do naszej służby”. Chętnie zgodziła się też na spotkanie po powrocie z Londynu i „szeroko informowała” nie tylko o emigracyjnych wydawnictwach, z którymi się tam zetknęła, ale też aktualnych sprawach Związku Literatów, a później „sama wywoływała telefoniczne spotkania”.

W styczniu 1974 r. zarejestrowano ją więc jako kandydata na TW i „opracowywano”, prześwietlając również jej rodzinę: brata, męża, a nawet pięcioro dzieci w wieku studenckim i szkolnym i ich młodzieżowe grzeszki. Założono jej podsłuch telefoniczny, pozytywnie scharakteryzowało ją kilku konfidentów z ZLP, m.in. Andrzej Kuśniewicz. Okazało się, że „w pełni akceptowała politykę partii i rządu”, była już znaną pisarką, budziła zaufanie jako matka pięciorga dzieci.

„Pozyskanie” okazało się więc formalnością. Według protokołu z 4 marca 1974 r. „w poczuciu odpowiedzialności za kraj” Krystyna Siesicka zgodziła się „rozpoznawać” antysocjalistyczną działalność w Związku Literatów. Ze względu na pozycję zawodową TW i brak oporów przed informowaniem – kontakt z SB uważała za rzecz naturalną – „odstąpiono” od pisemnego zobowiązania do współpracy, ale poza nim jest wszystko, co ją potwierdza. Teczka pracy z raportami „Krysty” i personalna z kwestionariuszem TW, protokołami z „pozyskania” i zakończenia współpracy oraz sposobach kontaktowania się z „Krystą”, planach jej wykorzystania, z okresowymi charakterystykami. Podkreślały zdyscyplinowanie i polityczne wyrobienie „Krysty”, wiarygodność przekazywanych przez nią informacji i to nie tylko o ZLP, ale też znanych jej wydawnictwach: Naszej Księgarni i Krajowej Agencji Wydawniczej.

Krytykowano natomiast powierzchowność raportów „Krysty”, zachęcając do ich pogłębiania, ale bez większych efektów. Rozważano więc nawet, czy „trzymać ją na kontakcie”, ale co najbardziej zdumiewające – zamiast skorzystać z okazji i uwolnić się od współpracy – obiecywała poprawę i nadal chciała pomagać SB „w miarę swoich możliwości”.

Zostawiono ją więc jako ważnego dla SB inżyniera dusz nastolatków i ze względu na niedostateczną wciąż liczbę agentury „na obiekcie Związku Literatów”, którego kontrola wymagała wielu TW, a perły typu Koźniewskiego zdarzały się rzadko. Traktowano ją jako „źródło sygnalne” dostarczające informacji – podstaw kolejnych spraw. W marcu 1975 r. np. po jednozdaniowym „sygnale”, że Jerzy Zagórski szykował protest w sprawie nieprawidłowości w wyborach do władz ZLP, natychmiast założono mu sprawę operacyjnego sprawdzenia. „Sygnały” „Krysty” rozwijał też i pogłębiał TW „Andrzej” – Andrzej Kuśniewicz, i TW „Orłowski” – Andrzej Zaniewski, prowadzeni przez tych samych co ona oficerów.

Spotykano się z nią w kawiarniach, choć najczęściej w jej własnym mieszkaniu. Jak wspominała, piątkę swoich dzieci wypraszała wtedy do drugiego pokoju, nie miały zresztą pojęcia, z kim mama się spotyka, oficjalnie bowiem oficerowie SB przedstawiali się inaczej. Pułkownik Pilichiewicz jako pan Drągowski, a major Górski jako Witold z ZAiKS.

[srodtytul]Na osobistą prośbę TW[/srodtytul]

Po mariażu z bezpieką kariera Krystyny Siesickiej zdecydowanie przyśpieszyła, choć według dokumentów „ze względów operacyjnych i dla ściślejszego związania z naszą służbą” nagradzano ją również z okazji imienin, Dnia Kobiet, drogimi upominkami – koniakami, perfumami. I w tym wypadku ze względu na pozycję zawodową TW pokwitowań nie pobierano. Nie wypadało.

Krystyna Siesicka prezentów nie pamiętała, nie ukrywała natomiast, że esbecy pomogli jej w wielu życiowych sprawach. Przyznali paszport wielokrotny na wszystkie kraje Europy, a gdy oskarżono ją kiedyś bezpodstawnie o handel walutami, gdy tylko do nich zadzwoniła, natychmiast to ucięli. I tak jak ich prosiła, nie udzielili zgody jej mężowi na posiadanie broni, o którą się ubiegał.

„Ze względów operacyjnych i na osobistą prośbę TW” przyspieszali też wydawanie paszportów nie tylko dla niej, ale też piątki jej dzieci, a wkrótce i zięciowi. Gdy otrzymywały odmowę, bo przedłużyły np. pobyt za granicą, rozpatrywano pozytywnie ich odwołania. I choć saksy były w Peerelu nielegalne, syn „Krysty” otrzymał na nie zgodę, wyznała bowiem szczerze, gdzie zamierza pojechać, na co zarobić, choć były to powody bardzo osobiste, o których SB wiedzieć nie powinna.

[srodtytul]Udający pokrzywdzonego Słonimski[/srodtytul]

Krystyna Siesicka stanowczo zaprzeczyła, jakoby jej książki nastrajane były przez orkiestrę z SB, realizowały jednak podstawowe zadanie literatury propagandowej, niosąc wyłącznie „dobrą nowinę”, jak ironizował Jan Walc. Ich bohaterowie byli zawsze „pozytywni” – dobrzy, życzliwi. Ich światy, nawet domy dziecka – pełne miłości, ciepła, optymizmu, pozbawione zupełnie zła i agresji. Odwrotnie niż raporty „Krysty”, które pokazują jej inną twarz – tropicielki wszystkiego, co antysocjalistyczne. „Zadaniowanej” głównie na pacyfikację tak zwanej opozycji, jak pisali esbecy, która się coraz bardziej w ZLP umacniała. TW „Krysta” miała więc „sygnalizować” o jej zamiarach, protestach.

W styczniu 1975 r. np. donosiła o „Liście 15” o prawa dla Polonii w Związku Radzieckim. O tym, co SB lubiła najbardziej, tzn. niesnaskach wśród sygnatariuszy, nazwiskach tych, którzy skarżyli się, że inicjator „Listu”, „wiecznie udający pokrzywdzonego pan Słonimski”, zręcznie wymuszał podpisy, ukrywając faktyczne intencje „Listu” – własne ambicje i kwestionowanie naszych sojuszów z ZSRR.

W czerwcu 1975 r. „sygnalizowała” szykowany przez Zarząd Główny ZLP list do KC o zwolnienie z aresztu ciężko chorego Jana Józefa Lipskiego, co potwierdziły pisarskie agory – stołówka i kawiarnia ZLP, gdzie służbowo dyżurowała.

Pomagała również w rozpracowywaniu związanych z opozycją pisarzy, o czym świadczą teczki Władysława Terleckiego, a także Adama Ważyka, Stanisława Dygata, Krystyny Tarnowskiej, Ireny Jurgielewiczowej – sygnatariuszy protestu przeciwko zmianom w konstytucji w r. 1976. TW „Krysta” – jak zwykle obok Kuśniewicza i Zaniewskiego – była jednym z inwigilujących ich „osobowych źródeł informacji”. „Ze względu na brak bliskiego do nich dotarcia” dostarczała wiadomości ogólnych, ale ważnych, bo o kontaktach „figurantów”, umożliwiając SB pozyskiwanie nowej, kontrolującej ich agentury.

Opiekunowie „Krysty” narzekali, że nie „pozbyła się do końca oporów psychicznych” i unikała charakteryzowania konkretnych osób. Czasem jednak, cieszyli się, jej opory znikały, dostarczyła więc „haków” na tłumaczkę Marynę Ochab i na swoją konkurentkę, pisarkę dla młodzieży Marię Ziółkowską, donosząc o jej problemach finansowych.

Zanalizowała skrupulatnie tekst Kazimierza Dziewanowskiego „Naród jak lawa”, porównując go z krążącym po ZLP „paszkwilem” pt. „Głosu narodu”. Jej zdaniem była to jednak sprawka „pióra starszego”, o czym świadczyły zwroty typu „noc niewoli trwa nadal”. Typowała Słonimskiego lub Mycielskiego.

Ewidentnie zaszkodziła też emigrantowi Henrykowi Konigerowi, właścicielowi hotelu w Paryżu, u którego mieszkała. Po jej własnoręcznym raporcie z sierpnia 1977 r. zainteresował się nim Departament I, doniosła bowiem, że pomagał związanym z opozycją pisarzom, np. Woroszylskiemu, których gościł w swoim hotelu po zaniżonych stawkach, zaopatrywał w nielegalną literaturę. Sam również pisywał, prosił więc Siesicką o przekazanie jego wierszy Woroszylskiemu, licząc na pomoc w ich publikacji, co pozwoliło SB posłużyć się „Krystą” do swoich gier operacyjnych. Miała sporządzić odpisy wierszy, dostarczyć je „do wglądu” SB i dopiero wtedy skontaktować się z Woroszylskim.

Był on ostro wówczas namierzany, spotkał się więc z „Krystą” – jak raportowała – bardzo niechętnie, odmawiając pomocy w druku wierszy Konigera. Zlecono jej więc powiadomienie go o tym, celem „podważenia jego dotychczasowego zaufania do Woroszylskiego i opinii o nim na terenie Paryża”. Nadal też, ściśle instruowana, podtrzymywała kontakt z Konigerem, wpływała na poprawę jego stosunku do PRL, umieszczając mu wiersze w „Życiu Literackim”. SB rozważała też podesłanie Konigerowi, poleconych mu przez „Krystę” swoich emisariuszy.

Ale przede wszystkim „zabezpieczała” Związek Literatów, głównie zjazdy i wybory, decydujące o układzie sił, obsadzie kluczowych stanowisk. Na ważniejsze z nich SB zakładała specjalne sprawy operacyjne. W styczniu i marcu 1975 r. o kryptonimie „Zebranie” i „Stawka” przed wyborami delegatów na XIX Zjazd ZLP w Poznaniu i do władz oddziału warszawskiego. W obydwu z nich „Krysta” była jednym z wykorzystywanych „osobowych źródeł”.

„Sygnalizowała”, kogo wystawia opozycja, jaką planuje taktykę, umożliwiając SB poznanie kart przeciwnika, „działania wyprzedzające”. Przyłożyła więc rękę do porażki opozycji w Poznaniu, do atmosfery, w której zwycięska SB próbowała otruć czy też podtruć i wyeliminować Zbigniewa Herberta, jednego z groźniejszych dla niej delegatów.

„Obstawiała” też ważniejsze zebrania w swoim klubie – pisarzy dla dzieci i młodzieży, strategicznym dla SB odcinku, tym bardziej że jego wieloletnia przewodnicząca Halina Skrobiszewska była przedstawicielką opozycji. Zadaniem „Krysty” było więc „wykorzystywanie osobistej znajomości ze Skrobiszewską do sygnalizowania wrogich inicjatyw klubu”.

[srodtytul]Zlecenie na Miłosza[/srodtytul]

W czerwcu 1981 r. przed triumfalną wizytą noblisty Czesława Miłosza postawiony na nogi Departament III założył mu „obiektówkę” o zasięgu ogólnopolskim, pod kryptonimem „Poeta”, która miała rejestrować każdy jego krok, wypowiedź, kontakty. Za pobyt „figuranta” w Warszawie odpowiadał oficer zajmujący się „Krystą”; major Witold Górski dołączył ją więc do grona wykorzystywanej agentury z ZLP, według materiałów IPN: TW „Matrata” – Władysława Huzika; siły numer jeden, TW „Ryszarda” – Ryszarda Lassoty, konsultanta „MW” – Marka Wawrzkiewicza, dziś prezesa ZLP.

„Krysta” miała śledzić wizytę Miłosza w siedzibie ZLP, gdzie solidarnościowy już prezes Jan Józef Szczepański wręczał mu legitymację Związku, z którego usunięto go w 1951 r., gdy wybrał wolność. 10 czerwca żaliła się jednak majorowi Górskiemu, że nie wykonała zadania, bo „opanowany przez opozycję Zarząd Główny miał wyłączność na organizację spotkania, listę zaproszonych”. Pisarze partyjni nie mieli szans. „Dostała zadania” ustalenia inicjatyw zarządu w związku z wizytą „figuranta”.

[srodtytul]Sprawa KOR już się „rozmydliła”[/srodtytul]

Książki Krystyny Siesickiej działy się właściwie nie wiadomo gdzie, były pozbawione współczesnych polskich realiów i konfliktów, toczyły się obok prawdziwego życia kraju, które było natomiast w jej raportach. Nie tylko bowiem informowała, ale komentowała też aktualne tematy związkowe i polityczne, opierając się, jak podkreślała, na opiniach pisarzy, tak jak i ona, „niezaangażowanych”, nieopowiadających się po żadnej ze stron, na których SB stawiała, próbując wygrać nimi walkę z opozycją.

Relacjonowała więc ich reakcje na podwyżki, ważniejsze plena KC, w 1978 r. na słynne przemówienie Andrzeja Brauna na zjeździe ZLP w Katowicach („zaostrzające tylko stosunki władzy z opozycją”). Od września 1976 r. „ukierunkowano” ją na KOR. „Sygnalizowała” więc np. o spodziewanych wystąpieniach na forum ZLP związanych z KOR pisarzy: Lipskiego i Maciejewskiego, o „dzikiej furii” prezesa Iwaszkiewicza na „nierozważny tylko” list Wojciecha Żukrowskiego zarzucający mu zbytnią pobłażliwość w stosunku do KOR. Sondowała, czy rzeczywiście jej koleżanka pisarka Maria Ziółkowska kontaktuje się z Haliną Mikołajską.

Uspokajała, że sprawa KOR, która była długo w kawiarni ZLP tematem numer jeden, już się „rozmydliła”, tym bardziej że jego ludzie niczego sobą nie reprezentują, walczą o własne interesy. We wrześniu 1981 r. decyzję KOR o rozwiązaniu się komentowała jako „manewr wyłącznie propagandowy, graniczący z bezczelnością”, korowcy zostaną przecież doradcami „Solidarności”. Zapewniała, że solidarnościowi ekstremiści typu Marka Nowakowskiego są nieliczni, „niezaangażowana większość zdecydowanie się od nich odcina, interesuje się wyłącznie podwyżką autorskich honorariów”.

[srodtytul]Błaha sprawa Pyjasa[/srodtytul]

Zdaniem Krystyny Siesickiej SB nie wtrącała się do jej książek, które wysoko oceniała. Trudno się dziwić - w ogólnym rozrachunku były może dla niej cenniejsze od jej raportów. Kształtowały przecież kolejne pokolenia „niezaangażowanych”, w imieniu których komentowała. Ich bohaterowie, o czym pisał już zresztą

Walc, mimo że znajdowali się w burzliwym okresie życia, akceptowali peerelowską rzeczywistość, rozwiązywali jedynie banalne problemy, nie mieli żadnych autentycznych zainteresowań, pasji, zwłaszcza społecznych, i nawet cienia tego, co jest istotą młodości, czyli buntu.

Tropiła go również w swoich raportach. Zlecono jej też „mieć na uwadze SKS” czyli Studenckie Komitety Solidarności, powstające na uczelniach po zabójstwie Stanisława Pyjasa. W październiku 1977 r., po rozmowie ze studentami UW, zrelacjonowała więc zebranie, którego uczestnicy, zaznaczała z satysfakcją, pytali tylko o zagraniczne wycieczki, a nie o Pyjasa, co dowodzi, że „jego błaha sprawa dostarcza argumentów jedynie mącicielom” - jako „Krysta” takiego używała języka.

W listopadzie 1977 r., informując o niewyjaśnionej śmierci jednego z przyjaciół Pyjasa, zapewniała, że nie traktuje się jej wcale jako morderstwo, w Krakowie panuje więc spokój. Przekazując kuluarowe opinie o nagłej śmierci opozycyjnego poety Witolda Dąbrowskiego, przekonywała, że przypisuje się ją głównie pobiciu przez chuliganów i nie uważa za powtórzenie sprawy Pyjasa.

W kwietniu 1980 r., jako spec od młodych, „zabezpieczała” zebrania klubu krytyki ZLP o sytuacji w młodej literaturze, na którym, według sygnałów łódzkiej SB, miał pojawić się niepokorny Jacek Bierezin, „figurant” SOR o trafnym kryptonimie „Panda”. „Czuwała”, żeby takich jak on do Związku nie przyjmowano, „sygnalizując”, że decyzje o doborze kandydatów do ZLP zapadają w mieszkaniu Woroszylskiego, który razem ze swoim „sztabem o równie wrogich poglądach”, bierze wyłącznie „swoich”, niezależnie od dorobku.

Śledziła również „dominujące w ZLP nastroje” i aktualną sytuację – czy jest ustabilizowana, czy też napięta. Zastępowała kosztowne podsłuchy, relacjonując „wrogie politycznie wypowiedzi”, wzbogacając dossier już rozpracowywanych, namierzając nowych, zwłaszcza tych, którzy jak Józef Kuśmierek „szczególnie napastliwie” atakowali pisarzy partyjnych, np. Andrzeja Wasilewskiego.

Pełne ręce roboty miała zwłaszcza w karnawale „Solidarności”, alarmując, że Związek Literatów przestał być apolityczny, opanowała go całkowicie opozycja, „przy braku jakiegokolwiek przeciwdziałania ze strony organizacji partyjnej literatów”. Mnożyła przykłady, np. wizytę Zbigniewa Bujaka, walki o przyśpieszenie, torpedowane przez SB, pierwszego, naprawdę wolnego zjazdu ZLP zakończonego druzgocącym zwycięstwem opozycji. O panującej w ZLP atmosferze - ubolewała - najlepiej świadczy fakt, że twórcy drugoobiegowego „Pulsu” przychodzą na zebrania w koszulkach z napisem swojej redakcji!

Doradzała, jak ukręcić temu łeb. W latach 70. uważała jeszcze, że rozmowy z opozycją mogą być uznane za traktowanie jej jako partnera, teraz natomiast już do nich nawoływała, apelując językiem „Trybuny Ludu” o wyważoną pomoc władz, społeczeństwo oczekuje bowiem widocznych działań, które ostudzą ekstremę „Solidarności”.

W nocy stanu wojennego mimo zawieszenia Związku Literatów, internowania wielu pisarzy pracowała dalej dla SB, usprawiedliwiając się w rozmowie ze mną strachem przed radziecką interwencją. Tępiła teraz opozycję, a zwłaszcza solidarnościowy Zarząd Główny z prezesem Janem Józefem Szczepańskim, który mimo nacisków wojskowych władz nie ustępował, był ostatnim bastionem gasnącej nadziei.

W imieniu „niezaangażowanych” domagała się jego rezygnacji, która pozwoli Szczepańskiemu „zachować twarz, a ZLP odrodzić się, tzn. odciąć się od ekstremy”. Upór Szczepańskiego, kontynuowała, jest „albo małpi, albo sterowany z zewnątrz”.

Przyłożyła więc rękę do rozwiązania Związku, a gdy niemal natychmiast władze WRON powołały nowy, dyspozycyjny „Zlep” zaraz do niego wstąpiła, tłumacząc, że nie potrafiła odmówić swoim przyjaciołom – Halinie Auderskiej i Centkiewiczom. Donosiła więc teraz na „swoich”. W lutym 1984 r. zrelacjonowała np. zebranie wyborcze, zaznaczając, że nareszcie zapanował spokój, nie było żadnych, politycznych kontrowersji, wszystkich interesowała wyłącznie poprawa ich sytuacji materialnej. Dostała zadanie wysondowania opinii pisarzy opozycyjnych o nowym Związku.

[srodtytul]Jaruzelski idzie dobrą drogą[/srodtytul]

Słono płaciła za swoje wysokie nakłady, nadal też komentując zarówno sprawy związkowe, jak i aktualną sytuację, broniąc systemu, którego była wspólniczką. Podkreślała zaufanie, jakim pisarze „niezaangażowani” darzą generała Jaruzelskiego, który idzie według nich „dobrą drogą”. Z radością przyjęli więc decyzję o złagodzeniu rygorów stanu wojennego, ale jego całkowite zniesienie uznali za przedwczesne, a wizytę papieża w czerwcu 1983 r. za „świadectwo rosnącej siły państwa”. W listopadzie 1984 r. nie zawahała się przed komentarzem o zabójstwie księdza Popiełuszki; „prowokacji wobec Jaruzelskiego” i pogrzebu – „demonstracji politycznych przeciwników”.

To ostatni raport z teczki TW „Krysty”, ale jej kolejna charakterystyka i plan nowych zadań pochodzą z lutego 1985 r., od kiedy to, jak twierdziła, współpraca powoli wygasała. Oficjalnie zakończono ją jednak dopiero w październiku 1989 r. z powodu „podeszłego wieku TW, a tym samym ograniczenia kontaktów ze środowiskiem”, choć SB już się po prostu sypała.

Gdy zaczął również sypać się wspierany przez nią system, Krystyna Siesicka zamilkła na prawie dziesięć lat, wydawała tylko wznowienia. „Nie mogłam pisać, przeszkadzała mi, zgrzytała świadomość kontaktów z SB, ale wiecznie przecież pokutować nie mogłam”, mówiła.

W 1993 r. wróciła więc na literacką scenę, nie zdobyła się jednak, jak przyznawała, na książkę o swojej przeszłości, którą spychała, odsuwała nawet wtedy, gdy odnalazła siebie na liście Wildsteina. Wróciła kolejnymi, licznymi książkami dla młodzieży i był to come back triumfalny.

Krytycy chwalili jej nowy, rewolucyjny sposób pisania, podkreślając, że tworzy teraz swoje książki razem z czytelnikami, „tocząc z nimi spór o ich postawy wobec zła”, uwrażliwiając ich moralnie. Odwracając, być może, uwagę od własnych problemów, nie dopowiada bowiem wielu kwestii, zostawiając puste miejsca albo nawet całe strony i pytając co chwila: „a ty, droga czytelniczko, jak byś w tej sytuacji postąpiła? Czy już wiesz, czy też chciałabyś się kogoś poradzić? Zrobić przerwę na zastanowienie? Napisz, ale możesz również zostawić pustą stronę, bo to trudny problem, prawda?”.

Zdaniem Krystyny Siesickiej, takie pytania są nie tylko jej prawem, ale nawet obowiązkiem, bo jak mówiła – rachunek sumienia zrobiła sama ze sobą, nie musiała nikogo o nim informować ani też przepraszać. Właśnie dlatego, że sama kiedyś źle wybrała, powinna uczyć młodych refleksji i podejmowania właściwych decyzji.

[i]Joanna Siedlecka — autorka książek o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu („Mahatma Witkac”), Zbigniewie Herbercie („Pan od poezji”), Jerzym Kosińskim („Czarny ptasior”), zbioru wspomnień o polskich pisarzach („Wypominki”) oraz książki „ Kryptonim «Liryka». Bezpieka wobec literatów”[/i]

Chociaż krytycy na czele z Janem Walcem i Andrzejem Doboszem miażdżyli książki Krystyny Siesickiej, zarzucając im powierzchowność, infantylizm, należała i należy – bo mimo 82 lat wydaje dalej – do najbardziej ulubionych, poczytnych pisarek, której książki biły w Peerelu rekordy popularności. Wychowało się na nich kilka pokoleń nastolatków, a zwłaszcza nastolatek.

Zdaniem Walca zrobiła jedną z najszybszych i najbardziej błyskotliwych literackich karier w Polsce Ludowej. Zaczynała bowiem od felietonów w „Kobiecie i Życiu” oraz „Filipince”, ale jako pisarka w wieku już bardzo dojrzałym, zabłysnęła w drugiej połowie lat 60. „Zapałką na zakręcie”, po której posypało się przeszło 30 bestsellerowych książek, wydawanych w rekordowym tempie około dwóch rocznie. Najbardziej znane to m.in. „Zapach rumianku”, „Fotoplastikon”, „Beethoven i dżinsy”, wychodzące w stutysięcznych nieraz nakładach, kieszonkowych seriach, kilkakrotnie wznawiane. W latach 1966 – 2000 jej książki wydane zostały w ponad 3,5 mln egzemplarzy, a wciąż są wznawiane stare, wychodzą nowe. Wiele z nich było tłumaczonych, zwłaszcza na „zaprzyjaźnione” języki, filmowanych („Jezioro osobliwości”), adaptowanych przez radio i telewizję.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą