[i]U Fortuny to snadnie,
Że kto stojąc upadnie;
A który był dopiero u niej pod nogami,
Patrzajże go po chwili, a on gardzi nami.
Wszystko się dziwnie plecie
Na tym tu biednym świecie;
A kto by chciał rozumem wszystkiego
dochodzić,
I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić.[/i]
Te słowa Jana Kochanowskiego byłyby pewnie, tuszę, najlepszym komentarzem nie tylko do ludzkiego życia, jego zagadek, zaskoczeń, nagłych wzlotów i nie mniej głośnych upadków, ale i do polityki. Rzeczywiście, rozum nie będzie umiał ugodzić w to, jak przewrotny i nieobliczalny bywa los. Kpi sobie z ludzkich planów, szydzi z nich bez pardonu.
Ot, pierwszy przykład z brzegu. Śp. Lech Kaczyński, za życia zapewne jeden z najbardziej liberalnych posłów Prawa i Sprawiedliwości, wrogi wszelkiej ostentacyjnej dewocji, sceptycznie nastawiony nawet do obecnej wersji ustawy antyaborcyjnej, z dnia na dzień stał się patronem najbardziej zagorzałych obrońców krzyża, katolicyzmu, religii i narodu. Dziwny i nieprzewidziany to splot wypadków.
Myślę sobie, co on sam powiedziałby, widząc, że najbardziej zagorzali, najbardziej nieprzejednani i oddani zwolennicy budowy jego pomnika w jednej ręce trzymający różaniec, a w drugiej święte obrazki, wołają: Chrystus i naród. Ba, nierzadko można tam znaleźć i takich, którzy nie tylko że nie pałają miłością do starszych braci w wierze, ale wręcz przeciwnie, żywią do nich zgoła niebraterskie uczucia; postawa, przyzna to chyba każdy, zmarłemu prezydentowi całkiem obca.
Polska się dzieli, okazuje się, wcale nie według kryteriów światopoglądowych. To, w którym miejscu sceny się wyląduje, w dużej mierze zależy od konieczności, zderzenia ambicji, chęci bądź niechęci mediów. Nim się człowiek obejrzy, a zostanie przypisany do jednej lub drugiej grupy. Żywi przy tym mogą jeszcze próbować się bronić, głos zabierać, prostować, wyjaśniać, zmarli szans nie mają. Siła polskiej martyrologicznej tradycji sroga. Za życia można ją krytykować, wyśmiewać, dystansować się od niej, po śmierci i tak, niczym głaz wielki, swoją ofiarę przytłoczy. Nie ma zmiłowania.
Nic to zresztą w polskiej historii nowego. Wystarczy wspomnieć pośmiertne losy bohatera Tadeusza Kościuszki czy choćby Juliusza Słowackiego. Co z tego, że wielki poeta wadził się z polskością, gromił, szydził, pomiatał, odżegnywał się. Raz na wieszcza pasowany, raz w narodowym panteonie umieszczony, nigdy już stamtąd nie zniknie.