Jeśli przyjrzymy się wyzwaniu, jakim jest wyszukiwanie informacji o ludziach w Internecie, poszukiwanie igły w stogu siana na pierwszy rzut oka jest zadaniem banalnym. Sęk w tym, że stogi siana są zdecydowanie trudniejsze do przeszukiwania, bo trudno to robić za pomocą komputera.
Kiedy zaczniemy przyglądać się usługom internetowym powiązanym z wyszukiwaniem ludzi, przyjdzie nam dziękować opatrzności, że żyjemy w kraju, w którym panuje aż taki bałagan w centralnych bazach danych. PESEL (Powszechny Elektroniczny System Ewidencji Ludności) nie jest połączony z CEPiK (Centralną Ewidencję Pojazdów i Kierowców), nie wszystkie księgi wieczyste są dostępne online, nie ma centralnego rejestru wyroków sądowych. W Stanach Zjednoczonych zdobycie informacji na temat dowolnej osoby (wystarczy, że znamy jej e-mail, adres zamieszkania albo telefon) jest banalnie proste. Wystarczy wejść na którąś ze stron – www.ussearch.com, peekyou.com, pipl.com, zaba.com lub tym podobne, i w ciągu kilku chwil możemy się dowiedzieć, w jakich radach nadzorczych zasiadał Bill Gates i ile ma mandatów za jazdę po pijanemu.
W Polsce również mamy takie serwisy, na przykład 123people.com, lecz – na nasze szczęście – nie są one powiązane ze wszystkim rejestrami sądowymi i bazami adresowymi. Ale już dane z rejestru KRS łatwo wyciągnąć za pomocą serwisu Ktokogo.pl, gdzie od ręki dostajemy informacje o działających podmiotach gospodarczych powiązanych z daną osobą.
Wszystkie te serwisy mają jedną wspólną cechę – integrują dane o konkretnej osobie, zbierając je z okruchów publikowanych w różnego rodzaju publicznie dostępnych bazach danych i serwisach. Bogactwo danych jest ogromne i oprócz narzędzi dostępnych w Internecie przy odrobinie wiedzy informatycznej można sobie samemu napisać narzędzie wyszukujące potrzebne nam dane, tak by wyszukiwało tylko w tych serwisach, które nas interesują (na przykład tylko Nasza-
-Klasa i Facebook po polsku). Portale te działają legalnie w ramach prawa obowiązującego w danym kraju, teoretycznie nie można więc za ich pomocą wydobyć danych, których nie chcieliśmy udostępnić do publicznej wiadomości na Facebooku, nie mogą też wydobywać zastrzeżonych danych osobowych. Inna rzecz, że zapisy w regulaminach serwisów i zakaz gromadzenia danych osobowych bez stosownych zezwoleń są przestrzegane równie pieczołowicie jak ograniczenia prędkości na naszych drogach.
W rzeczywistości każdy serwis internetowy ma luki bezpieczeństwa pozwalające na wydobywanie z nich danych. Jedynym naprawdę skutecznym zabezpieczeniem jest odłączenie komputera od Internetu. A największym zagrożeniem bezpieczeństwa danych są sami użytkownicy. Administratorzy serwisów podkreślają, jak ważna jest częsta wymiana haseł. Ręka w górę: kto tak postępuje? No właśnie. To dlatego włamanie się do komputera lub na nasz profil w serwisie społecznościowym jest banalnie proste. Dorzućmy do tego wirusy rozsiewane po to, żeby dawały dostęp do zaatakowanych komputerów, i pryszczaty nastolatek z laptopem może naprawdę dużo dowiedzieć się na nasz temat.
Tak naprawdę jedyną barierą pozostaje cena: czy opłaca się nas inwigilować? Wątpię, żeby ktoś był skłonny zapłacić 23 zł za informację o mojej działalności gospodarczej w serwisie Ktokogo.pl, ale już zdobycie informacji na temat firm Marcina P. oraz powiązań biznesowych jego firm (tych działających i tych już wyrejestrowanych) warte będzie, nie tylko dla dziennikarza, znacznie większej kwoty.