Mechaniczna pszczoła

W telewizji, w Wiadomościach Jedynki, pokazali, że w Polsce giną masowo pszczoły.

Publikacja: 28.09.2012 20:00

Mechaniczna pszczoła

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Co sekundę ginie ich równo 105, więc redaktorzy łatwo obliczyli, ile pszczół padło trupem podczas emisji informacji o tej gehennie. Nadto dowiedzieliśmy się, że już sam Einstein zapowiedział, iż cztery lata po śmierci ostatniej pszczoły wyginie też ludzkość. Pojawił się jednak wątek optymistyczny: oto na Politechnice Warszawskiej przystąpiono do projektowania mechanicznych pszczół, które dadzą sobie radę z zapylaniem nie gorzej niż autentyczne.

Informacja w Wiadomościach, spóźniona co najmniej o kilka lat, okazuje się przynajmniej prawdziwa. W Zenonowie koło Wołomina, gdzie spędzamy rodzinnie wakacje, nie widziałem tego lata ani jednej pszczoły. Owszem, dobrze miały się osy, dokazywały trzmiele, ale jakby mniejsze od tych, które zgodnie z tym, co wie fizyka, nie mają prawa latać – ale pszczół zabrakło, choć pięknie kwitnące akacje, rudbekie i łubin fioletowy nadaremnie starały się je przywabić. W Warszawie odór kwiatu lipowego dosłownie zwalał z nóg, ale pszczołę trudno było w tym bogactwie wypatrzyć. Jakże różne od tych obrazy pamiętam z dzieciństwa, kiedy kwitnące drzewa były dosłownie oblepione pszczołami, wydając przy okazji podobny do buczenia transformatora odgłos, tylko donośniejszy i głębszy. Teraz nic – cisza. Całe strojenie się kwitnących roślin okazuje się jakby nie na miejscu, zbędne i nietaktowne.

O problemie masowego wymierania pszczół na całym świecie pisał już w maju 2008 roku „Świat Nauki", a więc naukowcy wiedzieli o nim grubo wcześniej. Zdiagnozowanie przyczyn nagłej niedyspozycji pszczoły miodnej okazało się trudne: żaden wyraźny czynnik nie pasował do roli sprawcy pszczelego holokaustu. Ostateczny wniosek brzmiał, że pszczoły są niedożywione i osłabione wskutek zaprowadzenia na wielkich obszarach monokultury, która dla tych owadów jest podobno pustynią. Są więc mało odporne i słabe, przez co infekcje i pasożyty imają się ich skuteczniej niż dawniej. Nie bez wpływu pozostaje wprowadzona w rolnictwie nowa generacja pestycydów, coś powoduje też zaburzenia pszczelej orientacji (sieć wież obsługujących telefonię komórkową?), a pyłek z odmian modyfikowanych genetycznie może być dla nich trujący. Każdy taki czynnik z osobna może by pracowitych owadów nie wyprawiał aż na tamten świat, ale działając łącznie, dają ów katastroficzny dla ludzkości efekt.

Redakcja „Świata Nauki" zreprodukowała fotografię typowego śniadania za dominacji pszczół na łąkach i po ich hipotetycznym wyginięciu. Na talerzyku pierwszym jajecznica, tost z dżemem (galaretką owocową?), kawa z mlekiem, sałatka owocowa, w miseczce jakieś ziarna, na oko migdały. Na drugim pozostała jajecznica, ale tost już bez dżemu, a kawa bez mleka – lucerna, z której pochodzi pasza dla krów, wymaga zapylenia. Zniknęła galaretka i sałatka owocowa, z miseczki ulotniły się migdały, pozostawiając jakieś niekonkretne ziarna. Oczywiście utracone dobra można wytworzyć inaczej, nawet miód produkuje się w sposób sztuczny, tyle że z oryginałem nie ma on wiele wspólnego. Jednak zestawienie obu śniadań uzmysławia, jak na wyeliminowaniu pszczół ucierpiałoby nasze menu. Śmierć pszczelego gatunku, obchodząca nielicznych, dotknęłaby każdego i po wielokroć dziennie.

Nic przeto dziwnego, że z informacji o zabiegach mających na celu wypuszczenie mechanicznych pszczół w miejsce prawdziwych, które są niedysponowane, powiało optymizmem. Nasze śniadanie zostanie uratowane. Próby takie podjęli wcześniej Amerykanie, a w Chinach jak to w Chinach – na pola wypuszcza się chmary osobników uzbrojonych w pędzelki, którzy przez cały dzień zajmują się mrówczą, to jest pszczelą, robotą zapylania.

Problem wydaje mi się jakże typowy dla naszej cywilizacji: gdy tylko zajrzy nam w oczy zagrożenie, natychmiast wymyśla się antidotum polegające na zwalczaniu skutków, nie przyczyn. Gdy więc pszczołom grozi wyginięcie, kombinuje się, jak ich nieuchronnej nieobecności zaradzić i czym je zastąpić – a to oznacza, że de facto pogodziliśmy się z ich exodusem z tego świata i wydaliśmy nań łaskawe przyzwolenie. Zamiast rzucić wielkie środki na badania, co pszczołom zaszkodziło i jak to usunąć, już się produkuje dla nich zastępstwo, z mocno wątpliwym założeniem, że sprawi się doskonale. Przypadkiem zbiega się to z pracami nad dronami, więc nie zdziwiłbym się, gdyby prace gromko reklamowane jako wielce przydatne dla społeczeństwa miały de facto podtekst wojskowy. Redakcja Wiadomości, gdzie warstwa anegdotyczna wyraźnie dominuje nad trzeźwą refleksją, zdobywa się nawet na puentę: jaka szkoda, że ci mechaniczni zapylacze nie będą nam produkować miodu. Ale może przynajmniej uda się je nakłonić do produkcji towotu?

Co sekundę ginie ich równo 105, więc redaktorzy łatwo obliczyli, ile pszczół padło trupem podczas emisji informacji o tej gehennie. Nadto dowiedzieliśmy się, że już sam Einstein zapowiedział, iż cztery lata po śmierci ostatniej pszczoły wyginie też ludzkość. Pojawił się jednak wątek optymistyczny: oto na Politechnice Warszawskiej przystąpiono do projektowania mechanicznych pszczół, które dadzą sobie radę z zapylaniem nie gorzej niż autentyczne.

Informacja w Wiadomościach, spóźniona co najmniej o kilka lat, okazuje się przynajmniej prawdziwa. W Zenonowie koło Wołomina, gdzie spędzamy rodzinnie wakacje, nie widziałem tego lata ani jednej pszczoły. Owszem, dobrze miały się osy, dokazywały trzmiele, ale jakby mniejsze od tych, które zgodnie z tym, co wie fizyka, nie mają prawa latać – ale pszczół zabrakło, choć pięknie kwitnące akacje, rudbekie i łubin fioletowy nadaremnie starały się je przywabić. W Warszawie odór kwiatu lipowego dosłownie zwalał z nóg, ale pszczołę trudno było w tym bogactwie wypatrzyć. Jakże różne od tych obrazy pamiętam z dzieciństwa, kiedy kwitnące drzewa były dosłownie oblepione pszczołami, wydając przy okazji podobny do buczenia transformatora odgłos, tylko donośniejszy i głębszy. Teraz nic – cisza. Całe strojenie się kwitnących roślin okazuje się jakby nie na miejscu, zbędne i nietaktowne.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał