Sprawa jest delikatna, bo przybyły ze stolicy adwokat M. chce załatwić dla swego klienta zmianę środka zapobiegawczego. Wszystko w ręku Anioła, który okazuje się jednak „swoim chłopem": zapijaczony sługus komuszej władzy jak węgorz porusza się wśród miejscowych układów, właściwie prostak, ale przecież niczym małpa wyszkolony w fachu prawniczym. Kulminacją jest balanga w pokoju hotelowym, na którą Anioł zaprasza takie dwie, co to „z piczki nie robią kapliczki". Wóda leje się strumieniami. I tylko wciąż nie wiemy, czy to on rzeczywiście jest szują. Może właśnie adwokat M., niby angielski gentleman ze stolicy komunistycznego kraju, pełen jest fałszu? A może po prostu czujemy obrzydzenie do takich jak Anioł, bo sami chcemy zapomnieć o swoich postępkach, jeszcze mniejszych, jeszcze gorszych?
Komuna się kończy, ale nadal jest wesoło. Stasiu Bombiak, biznesmen mazowieckiego chowu, wieśniak, który dorobił się fortuny na handlu z Ruskimi i Niemcami, właśnie budzi się z potężnym kacem. Obok leży Margot, żona. Odsłonięty tyłek i uda. Stasiu stara się z nią kochać w pozycji „na łyżeczkę", ale kiepsko mu idzie. Przed nim pracowity dzień. Musi jechać na bazar pod Pałac. Jesteśmy z nim przez cały czas, poznajemy arkana naszej okrągłostołowej transformacji, tygiel nędzy, szemranych interesów i przemocy, poznajemy typy ludzkie, które wyrosły nagle na początku lat 90. I tylko nie wiadomo – komuna to jeszcze czy może coś innego? A jeśli coś innego, to co?
W pogoni za pieniądzem nie wszyscy poradzili sobie tak świetnie jak Bombiak. Niektórzy, na przykład emeryt Napoleon i garstka mu podobnych, nie wytrzymują w nowych czasach, pękają, nie ma dla nich miejsca. Bo chociaż inżynier Nawrocki buńczucznie wrzeszczy: „Nie poddajemy się! Odpędzamy strach i zwątpienia nie dopuszczamy do głowy. Każdy dzień tak przeżyty stanowi wygraną...", to widzimy, że jednak przegrali. Nawet do knajpy Małgorzatka przemianowanej na Las Vegas nie wolno już im wchodzić. Wielu było takich: odeszli, jeszcze dogorywają na dworcach.
Obrazu tego świata dopełniają strzelaniny policji z przestępcami w ruskich dresach. W tle kobiety, które z wiejskich sprzedawczyń nagle przepoczwarzyły się w tapirowane piękności. Obwieszeni złotem badziewiarze prężą przed nimi napakowane sterydami mięśnie. Groteskowy świat, wydarzyło się w nim niejedno. O nim właśnie jest najnowsza książka Marka Nowakowskiego. Cztery świetne, klasyczne, długie opowiadania: „Dwa dni z Aniołem", „Homo Polonicus", „Stygmatycy" i „Strzały w motelu George". Znacie? Znamy. To przeczytajcie.