„Bezcenny" to największy bestseller tych wakacji. Zasłużenie. Zygmunt Miłoszewski, autor popularnych kryminałów o prokuratorze Szackim, w tej powieści osiągnął autentyczną biegłość konstruowania fabuły. Jak mówi sam pisarz, jest to powieść wysokobudżetowa, na której nakręcenie nie poważyłby się żaden polski producent. Akcja przenosi się z kontynentu na kontynent, trup ściele się gęsto, źli tropią dobrych i na odwrót. Mamy zamach terrorystyczny (i to na terenie Polski), spisek z udziałem służb specjalnych, wielką politykę (krajową i amerykańską), wielkie pieniądze, straszliwe zbrodnie, no i, rzecz jasna, II wojnę światową. To w niej początek mają wszystkie wątki.
Teoretycznie „Bezcenny" to powieść o poszukiwaniu zaginionego w czasie okupacji obrazu, „Młodzieńca" Rafaela, którego z polskich zbiorów wraz z dziesiątkami tysięcy innych dzieł sztuki ukradli Niemcy. Szczególne zasługi w tym złodziejskim dziele położył gubernator Hans Frank, stracony po wojnie za zbrodniczą działalność na terenie Polski. Wedle doskonale udokumentowanych wywodów Miłoszewskiego to prawdopodobnie on stoi za zniknięciem bezcennego obrazu. Kiedy polska dyplomacja i służby specjalne wpadają na jego trop, na polecenie premiera powstaje nieformalna grupa złożona z marszanda-erudyty, urzędniczki Ministerstwa Spraw Zagranicznych, słynnej złodziejki dzieł sztuki i byłego komandosa znanego jako bezimienny bohater (bo uratował ludzi, którzy mieli zostać wysadzeni przez terrorystę, a potem zniknął).
Jako że ich akcja poszukiwawcza prowadzona jest na terenie państw sojuszniczych, i to niekoniecznie zgodnie z prawem, specgrupa działa w tajemnicy, bez oficjalnego wsparcia państwa polskiego. Co, jak łatwo się domyślić, ma rozległe konsekwencje. Począwszy od tej najbardziej oczywistej, że jej członkowie mogą być uznani za zwykłych bandytów.
Czy rząd upadnie?
Ale powieść Miłoszewskiego tylko pozornie traktuje o zagrabionych dziełach sztuki, bo tak naprawdę stawka jest tu znacznie wyższa. Gra idzie o jedną z najbardziej skrywanych tajemnic światowych wywiadów, po ujawnieniu której historię XX wieku trzeba będzie pisać na nowo, a przy okazji upaść może kilka rządów próbujących ukryć ów sekret. Zdradzić go nie mogę, nie będzie jednak niespodzianką, że chodzi o kwestię ściśle związaną z przebiegiem II wojny światowej, mającą wpływ na skalę zbrodni hitlerowskich Niemiec. Oczywiście przede wszystkim „Bezcenny" jest najczystszej wody literaturą rozrywkową, kojarzącą się ze spiskowymi thrillerami Roberta Ludluma z serią o Jasonie Bournie na czele, a jednak będę się upierać, że wybór tła nie jest tu przypadkowy. A można wręcz powiedzieć, że dla autora pochodzącego z Polski, kraju tak bardzo dotkniętego przez wojnę, wręcz naturalny.
O ile u Miłoszewskiego odwołania do prozy popularnej czy hollywoodzkiego kina są poniekąd oczywiste, bo przecież mówimy o literaturze rozrywkowej, której źródło bije w Ameryce, o tyle u Elżbiety Cherezińskiej mogą zaskakiwać. Tak jak zaskakuje wybór tematu u pisarki znanej z książek o pogańskich wikingach. W „Legionie" autorka sięgnęła po wojenną historię Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. A jakby tego było mało, w posłowiu i okładkowej nocie powołuje się na „Bękartów wojny" Quentina Tarantino oraz głośny w latach 70. film „Złoto dla zuchwałych" z Donaldem Sutherlandem i Tellym Savalasem (w reżyserii zapomnianego dziś Briana Huttona). I nie jest to bynajmniej nadużycie, choć nawet podczas lektury początkowo wydaje się, że chodziło jedynie o chwytliwe hasło do promocji.