To ja jestem Europejczykiem

- Jeżeli Kiszyniów nie zostawi nas w spokoju, w Gagauzji powstaną oddziały samoobrony i znajdzie się broń ?– deklaruje lider mniejszości zamieszkującej środek Mołdawii.

Publikacja: 10.05.2014 16:53

To ja jestem Europejczykiem

Foto: Plus Minus, Bogusław Chrabota BC Bogusław Chrabota

Świat mało wie o Gagauzach. Właściwie wypłynęliście na szersze wody dopiero niedawno, przy okazji referendum. Ale różne formy autonomii gagauskiej istnieją już od dawna. Kiedy trafiliście tu z ziem Bułgarii?



Michaił Makarowicz Formuzał, baszkan Gagauzów:

Było kilka fal przesiedleń. Pierwsza w latach 1804–1807, kolejna kilka lat później. Jesteśmy więc gospodarzami tej ziemi od ponad 200 lat.



Ile wtedy było Gagauzów?



Różne źródła wskazują, że w momencie osiedlenia się było nas około 50 tysięcy. Dziś w Mołdawii jest nas 160 tysięcy, na Ukrainie mieszka jeszcze około 60 tysięcy.



Tworzycie zwartą autonomię. Nie przychodzi wam do głowy zjednoczyć się z Gagauzami mieszkającymi na Ukrainie?



Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy z podobną inicjatywą wystąpią rządy Mołdawii i Ukrainy. Nie chcielibyśmy być inicjatorami tego procesu, ponieważ natychmiast zostalibyśmy oskarżeni o separatyzm. Jak Ukraińcy jesteśmy obywatelami suwerennego kraju. Gdyby nasze władze zaproponowały utworzenie Republiki Gagauskiej, chętnie byśmy to poparli.



To sytuacja dość nienaturalna. Granica dzieli pewnie wiele rodzin.



Rzeczywiście, gdy kraj został podzielony, część Gagauzów została na Ukrainie, a część tu, w Mołdawii. Nie stanowi to jednak dla nas problemu, ponieważ granica jest otwarta. Mamy wspólne programy rozwoju języka gagauskiego, organizujemy wspólne kulturalne i sportowe imprezy. Nasi przedsiębiorcy swobodnie ze sobą współpracują, dlatego nie widzimy żadnych barier i przeszkód.

Niedawno zorganizowaliście referendum, w którym większość opowiedziała się za Rosją.

Nie, to nie tak. Referendum okazało się głosem za narodem gagauskim. Nie warto doszukiwać się w nim ręki Moskwy czy Brukseli. Uważam, że możliwość zorganizowania referendum to największa wartość demokracji. Jest dziewięć przyczyn, które wpłynęły na przeprowadzenie tego plebiscytu. 20 lat temu została utworzona niepodległa Republika Gagauska. Byliśmy suwerenną formacją, nieuznaną przez społeczeństwo międzynarodowe. Przez cztery lata mieliśmy swego prezydenta, swój parlament i rząd, tyle że świat nas nie uznawał. Inicjatywę uznania naszej państwowości podjęli nasi przyjaciele: Turcja, Rosja i Azerbejdżan. Dzięki naciskom tych krajów na władze Mołdawii w 1994 roku mołdawski parlament przyjął ustawę, która określa wyjątkowy status autonomii gagauskiej. Tyle że od 20 lat – w odróżnieniu od Gagauzji – Mołdawia jej nie przestrzega. Podam tylko jeden z wielu przykładów jej naruszania przez mołdawskie władze: według ustawy o statusie autonomii przewodniczący izby apelacyjnej sądu w Komracie musi być członkiem mołdawskiej naczelnej izby sądowniczej. To nie jest nasza wewnętrzna reguła, ponieważ jesteśmy częścią wymiaru sprawiedliwości Mołdawii. Przez 20 lat przewodniczący izby apelacyjnej jest powoływany przez prezydenta i nie jest członkiem naczelnej izby sądowniczej! Jeżeli Ministerstwo Sprawiedliwości lekceważy prawo, to o jakim przestrzeganiu praw Gagauzów możemy mówić?

Czujecie się dyskryminowani?

W ciągu 20 lat istnienia ustawy żadnego Gagauza nie pozostawiono w organach władzy, wszyscy zostali wyrzuceni. W żadnej z mołdawskich placówek dyplomatycznych nie ma żadnego Gagauza. Nawet na stanowisko kierowcy nie biorą przedstawicieli naszej narodowości. Ponad 80 procent maturzystów z Gagauzji dostaje się na wyższe uczelnie w całym świecie. Czy wśród tych tysięcy wykształconych osób nie znalazłby się nikt, kogo można by wyznaczyć na ambasadora w Turcji czy Azerbejdżanie? Cały nasz naród został wykluczony z życia politycznego kraju, którego jesteśmy obywatelami. Kraj ten nie ma żadnego szacunku do nas i jesteśmy ciągle lekceważeni. Rząd ciągle zmniejsza wydatki na autonomię. Nawet nie wiemy, według jakich kryteriów te pieniądze są dzielone.

Jakie pieniądze?

Unia Europejska daje ogromne środki dla Mołdawii, a my wciąż pytamy, gdzie są te miliony. Kiszyniów dostaje unijne kredyty, o których również nic nie wiemy. Nie wiadomo, co się z nimi stało, ale jedno jest pewne, że my jako obywatele Mołdawii będziemy spłacać te kredyty przez wiele lat. Pytamy, dlaczego rząd nie walczy z korupcją i dlaczego proces wydatkowania środków jest nieprzejrzysty. Nikt nam nie odpowiada. Widzimy, jak traktują Gagauzów w Mołdawii. Gdy człowiek przyjeżdża do publicznego szpitala, odmawiają mu pomocy tylko dlatego, że nie mówi w języku rumuńskim. Jak tutejsi ludzie mają znać rumuński, skoro przez ponad  50 lat sowieckich rządów nie było o nim nawet mowy? Policjanci na drogach wyszukują gagauskie numery i specjalnie przyczepiają się o najmniejsze drobiazgi. I pan się pyta, czy jesteśmy obywatelami drugiej kategorii?

Jakie stawiacie sobie współcześnie cele polityczne?

Chcemy otworzyć swoje przedstawicielstwa w Moskwie, Brukseli czy Ankarze. Chcemy, by te kraje miały swoje placówki u nas, w Komracie. Chcemy dysponować wiedzą, według jakich kryteriów dzieli się środki budżetowe. Nie obserwujemy dziś procesu państwotwórczego niepodległej Republiki Mołdawii, lecz jedynie proces formowania partyjnych klanów. Jeżeli jesteś szefem jakiegokolwiek resortu, to w tym resorcie będą mogli pracować tylko i wyłącznie przedstawiciele – dajmy na to – Partii Demokratycznej. Jeżeli szefem tego resortu zostanie członek Partii Liberalno-Demokratycznej, wszyscy będą musieli zmienić partię. Czy to jest europejskie podejście?

To się zdarza w Europie. Także w Polsce.

Taka Europa nie jest nam potrzebna. Chcemy, by każdy mógł wybrać dowolną partię i nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Żadnego z mieszkańców Gagauzji nie zmuszałem, by wstąpił do Partii Regionów, której jestem szefem. Nawet nikogo z moich współpracowników. Pracuję z demokratami, liberałami i komunistami, ponieważ cenię sobie prawo każdego człowieka do jego wyborów politycznych. W Mołdawii politycy zachowują się zupełnie inaczej.

Jak pan ocenia obecną sytuację na Ukrainie?

Szkoda mi tego kraju. Jeszcze za czasów prezydenta Kuczmy powstał tam pewien klan, który wzbogacał się kosztem ludzkiego ubóstwa. Później ten klan został odsunięty od władzy przez Juszczenkę i Tymoszenko, którzy również, jak ich poprzednicy, okradali państwo. To właśnie dzięki nim idea demokracji na Ukrainie została zdyskredytowana. W końcu przyszedł Janukowycz ze swoją ekipą oligarchów i kradł dalej w najlepsze. Dziś nowa ekipa: Tiachnyboka, Poroszenki i Jaceniuka, przychodzi z nowym garniturem oligarchów. Jaką przyszłość może mieć to państwo? Żadnej. Trudno mi zrozumieć europejskich polityków, którzy przymykają oko na radykalnie nacjonalistyczną i antysemicką organizację Prawy Sektor. Czy w obecnej sytuacji rząd może być demokratycznie wybrany, gdy stanowiska rozdają uzbrojeni ludzie? To jest zwykły chaos. Co się stało na Krymie? Narodowi, którego prawa są lekceważone, nic nie pozostaje, jak ogłosić swoją niepodległość. Rosyjskojęzyczni mieszkańcy Krymu zostali wyrzuceni z życia politycznego kraju. Dziś Ukraina przypomina małe dziecko. Za jedną rękę tego płaczącego dzieciaka ciągnie Europa, a za drugą Rosja. Europa interesuje tylko 45 mln Ukraińców, którzy będą konsumować europejskie produkty. Poza rynkiem zbytu Europa nie ma tam żadnych interesów. Ukraińska gospodarka jest w ruinie i potrzebuje wielomiliardowego wsparcia. UE nie jest organizacją charytatywną i nie wyłoży tych pieniędzy.

Co pan myśli o władzach w Kijowie?

Mam sporo znajomych w Kijowie i Odessie. Czerpiemy informacje nie tylko z telewizora. Mamy poważne źródła. O moim stosunku do obecnych władz w Kijowie powiem tak: kiedyś mój wojskowy dowódca powiedział, że nigdy nie wolno brać żołnierza, który chodzi z otwartą buzią, ponieważ to pierwszy objaw... intelektualnej słabości. Kim jest więc Jaceniuk? Trzeba było powołać na premiera osobę bardziej pragmatyczną, sprytniejszą i bardziej chytrą. Gdy zaczyna przemawiać, od razu widać, że nie rozumie ukraińskich realiów. Nie kontroluje rzeczywistości, bo żyje w innym świecie. Jak człowiek może kierować 45-milionowym państwem, gdy wcześniej nigdy nikomu nie szefował. Mamy podobnego debila – Dorina Kirtoake, który zajmuje stanowisko mera Kiszyniowa. Człowiek ten nigdy niczego nie doświadczył, siedział jedynie przy komputerze. W efekcie zgwałcił naszą stolice, przekształcając Kiszyniów w kiszlak, czyli kompletną wiochę.

Nie tak jak w ZSRR...?

Możemy krytykować system sowiecki, jednak był tam świetny system kadrowy. Zaczynając od pracownika fizycznego, człowiek stopniowo przechodził wszystkie szczeble kariery, aż do wysokich stanowisk. Wszystko po to, by zdobył kompetencje potrzebne do określonego stanowiska. Skąd Jaceniuk ma mieć doświadczenie w kierowaniu państwem. Jak można wysyłać regularne wojsko przeciwko własnym obywatelom? Jeżeli jest jakiś problem, wystarczyłyby siły MSW czy jednostek specjalnych, które są właśnie od tego. Nigdy nie wolno używać armii przeciwko własnemu narodowi. Gdy w Kijowie palili policjantów, w Europie bili brawo. Tymczasem policjant nie służy Janukowiczowi, on broni prawa. Co to za to państwo, które nie może zadbać o bezpieczeństwo policjantów? To nie jest państwo, to jest kołchoz. Co by było, gdyby w polskich policjantów rzucano koktajlami Mołotowa? Czy nie użyliby broni? Na Ukrainie prawo rzucono na kolana. Prezydent przychodzi i odchodzi, ale człowiek, który broni prawa, musi się czuć bezpiecznie. Wysyłając na wschód Ukrainy bojowników Prawego Sektora, Kijów jedynie doprowadza do eskalacji konfliktu. Czy to jest w interesie państwa?

Jak pana zdaniem można rozwiązać problem Naddniestrza?

Mógłby on być rozwiązany, gdyby nie udaremniono planu Kozaka [plan autorstwa obecnego wicepremiera Rosji Dmitrija Kozaka zakładał federalizację Mołdawii. W myśl tego planu Naddniestrze i Gagauzja miały otrzymać możliwość blokowania projektów ustaw, które nie odpowiadały ich interesom, Mołdawia miała zostać zdemilitaryzowana i zezwolić na stacjonowanie rosyjskiego wojska w Naddniestrzu przez 20 lat – red.]. Był to największy błąd Zachodu i prezydenta Władimira Woronina. To była szansa na zjednoczenie naszej republiki na zasadzie federacji. Gdyby się to wydarzyło, problemu by już nie było. Niestety, zaangażowały się w to Europa i Stany Zjednoczone i uniemożliwiły podpisanie memorandum Kozaka. Dziś również jest szansa na zjednoczenie Mołdawii drogą federalizacji. Zachód powinien się dogadać z Rosjanami, by Gagauzja i Naddniestrze zjednoczyły się z Mołdawią na zasadzie federacji.

Sądzi pan, że rosyjscy żołnierze opuszczą wtedy Naddniestrze?

Oczywiście, że opuszczą. Rosjanie mogą stacjonować w Naddniestrzu w ramach misji pokojowej przez 25 lat, z których ponad dziesięć już minęło. Gdyby doszło do zjednoczenia Mołdawii, po dziesięciu latach Rosjanie wróciliby do domu.

Czy scenariusz, który miał miejsce w Kijowie, może się powtórzyć w Kiszyniowie?

Tylko pod jednym warunkiem: prowokacji, która wyjdzie z Kiszyniowa. Dziś widzimy już jej przedsmak. Po co mołdawskie władze koncentrują swoje wojsko na granicy z Naddniestrzem? Czy mołdawska armia jest w odpowiedniej kondycji, by drażnić tamtą stronę? Widzieliśmy, co się dzieje ze słabymi siłami zbrojnymi na przykładzie armii ukraińskiej, w której dowódcy tak rozkradli zasoby, że żołnierze nie mają nawet co jeść. Z drugiej zaś strony Rumunia koncentruje swoje wojsko na południu, gdzie przeprowadza ćwiczenia. Co chce przez to osiągnąć? Pokazuje jedynie, że szykuje się do okupacji Mołdawii. Tu, w Gagauzji, przeprowadziliśmy referendum i zapewniliśmy bezpieczeństwo i spokój mieszkańcom autonomii. Jak w tej sytuacji zachowuje się Kiszyniów? Wysyła około setki uzbrojonych po zęby żołnierzy jednostek specjalnych. Po co? By zademonstrować siłę.

I czego można się spodziewać po Gagauzach?

Nasi obywatele są prowokowani do działań obronnych. Jeżeli Kiszyniów nie zostawi nas w spokoju, w Gagauzji powstaną oddziały samoobrony i znajdzie się broń. Chcemy żyć w niepodległej, demokratycznej Mołdawii, która nie będzie podpisywała żadnych porozumień politycznych ani z Brukselą, ani z Moskwą. Nie chcemy żadnych bloków NATO ani żadnych sojuszy militarnych. Chcemy swobodnie współpracować z unią celną Białorusi, Kazachstanu i Rosji i mieć dzięki temu dostęp do surowców energetycznych. Potrzebujemy technologii dla naszych przedsiębiorstw. Mołdawia musi skoncentrować uwagę jedynie na współpracy gospodarczej, pomijając wszystkie wątki polityczne.

Dlaczego boicie się integracji z Unią Europejską?

Jesteśmy bardzo zaniepokojeni perspektywą wstąpienia Mołdawii do UE przez „bramkę rumuńską". Jeszcze 100 lat temu w Rumunii mieszkało ponad 100 tysięcy Gagauzów. Dziś nie został żaden z nich: wszyscy zostali zasymilowani przez Rumunów. Tymczasem my chcemy zachować naszą kulturę, nasz język, nasze tradycje i obyczaje. Po prostu chcemy spokojnego życia w świecie, w którym będą szanowane prawa każdego człowieka. Możecie popytać moich przeciwników w Gagauzji, każdy potwierdzi: nikogo nie wsadziłem do więzienia, nikogo nie dyskryminowałem i nie konfiskowałem żadnego biznesu. To ja jestem Europejczykiem, a w Kiszyniowie siedzą aborygeni. Tam rządzą klany kierujące się jedną zasadą: to jest mój bank, to jest moje lotnisko, to jest mój interes, to muszę ukraść. Nikt z nich nie buduje mocnego państwa, kwitnie jedynie korupcja.  To my, tu, w Gagauzji, budujemy europejską Mołdawię. W Europie myślą, że Gagauzja patrzy jedynie w stronę Rosji i nic więcej przed sobą nie widzi. Czy w Europie wiedzą, że połowa Gagauzów ma bułgarskie paszporty i że w ten sposób stała się obywatelami Unii Europejskiej? W Mołdawii prawo zezwala na posiadanie drugiego obywatelstwa. Bez problemów każdy może dostać rumuński paszport, również Gagauzi. Jesteśmy realistami i dobrze wiemy, że w Unii Europejskiej możemy jedynie wydawać pieniądze, lecz nikt nam nie daje możliwości zarabiania. Dlatego ponad połowa zdolnych do pracy Gagauzów pracuje w Moskwie. Co ja mam z tym zrobić? Ludzie ci przesyłają swoim bliskim pieniądze i w ten sposób ich utrzymują. Nie możemy tu zaoferować im pracy, ponieważ korupcja w Mołdawii odstrasza wszystkich inwestorów. Od ponad 20 lat spadamy do poziomu ubóstwa. W końcu mieszkańcy Gagauzji powiedzieli: stop!!! Przeprowadziliśmy referendum i postawiliśmy wyraźne warunki.

Czyli rozważacie na serio możliwość utworzenia niepodległego państwa?

Widzimy swoją przyszłość w Mołdawii. Boimy się jedynie wstąpienia do UE z pomocą Rumunii, która wykończy Gagauzów jako naród. Żadne europejskie państwo nie zagwarantowało prawa gagauskiej autonomii. Czy Niemcy powiedzieli, że gwarantują Gagauzom prawo do autonomii? Dlaczego 27 prezydentów państw UE milczało, kiedy prezydent Rumunii mówił o aneksji Mołdawii? Przecież to narusza podstawowe wartości i cele Unii Europejskiej – i nikt nie zwrócił na to uwagi. Widocznie w Europie traktują Mołdawię jako słabe państwo, które musi się połączyć z Rumunią. Podczas referendum powiedzieliśmy wyraźnie, że gdyby do tego doszło, Gagauzi chwycą za broń i będą bronili suwerenności Mołdawii. Chcemy wspólnie z Naddniestrzem zjednoczenia z Mołdawią w drodze federalizacji i będziemy do tego dążyć. Gdy mołdawskie władze sugerują, że Gagauzi to dzikusy patrzące jedynie w stronę Rosji, pomijają jeden bardzo ważny wątek. Czy pan wie, że Gagauzja realizuje wspólnie z polskim rządem różne projekty? Czy ktoś mówi o tym, że polscy przedsiębiorcy inwestują w winnice na terenie Gagauzji? Współpracujemy z różnymi miastami w Polsce, między innymi z Zieloną Górą. Pracujemy też z Niemcami, którzy zakładają u nas organizacje charytatywne. Pomagają nam również Słowacja, Czechy, Węgry. Stwarzamy europejskim partnerom najdogodniejsze warunki, a oni przedstawiają nas jako aborygenów, którzy nie chcą współpracować z Europą. Tymczasem my mamy własną koncepcję polityczną i chcemy współpracować ze wszystkimi.

Jaka to koncepcja?

Tworzymy przykład pokojowego rozwiązania trudnych sytuacji. Przykład ten może być wykorzystany również w Górskim Karabachu czy Katalonii. Gagauzja jako pierwsza powiedziała, że współczesna Europa opiera się na różnorodnych regionach. Podpisujemy na całym świecie porozumienia z podobnymi do nas regionami. Władze w Kiszyniowie widocznie nie wiedzą, że Europa od dawna idzie drogą decentralizacji. Tu wszystko idzie w zupełnie innym kierunku. Niedługo będę musiał się starać o pozwolenie Kiszyniowa na zakup papieru toaletowego dla gagauskich instytucji państwowych. Tak nie można.

—rozmowa i zdjęcia

Bogusław Chrabota

współpraca r.sz.

Michaił Makarowicz Formuzał

Jest byłym oficerem Armii Radzieckiej i merem jednego z gagauskich miasteczek. W Kiszyniowie mówią o nim, że jest „agentem Moskwy" i działa na rzecz separatyzmu. Formuzał to kulturalny i wyjątkowo wygadany człowiek. Formalnie lojalny wobec państwa mołdawskiego, lecz nie kryje swoich poglądów, ukształtowanych przez putinowską propagandę. Władze w Kiszyniowie, Rumunia, NATO i Unia Europejska to dla niego przeciwnicy. Mówi wprost: jeśli będzie trzeba, chwycimy za broń.

Kilka słów o Gagauzji

Gagauzja jest tak maleńka, że omal niezauważalna. Terytorialnie ledwie trzy razy większa od Warszawy. Zamieszkuje ją trochę więcej niż 150 tysięcy ludzi. Większość z nich pracuje ?w Moskwie, reszta zasiedla ubogie wsie i miasteczka. Tylko jedno miasto jest odrobinę większe od naszych miast powiatowych. To Komrat, stolica, siedziba władz, uniwersytetu ?i najstarszej cerkwi. ?Bo Gagauzi, mimo że tureckiego pochodzenia są prawosławni. To wśród Turków fenomen. Jedyna odnoga tego olbrzymiego narodu, która przyznaje się do chrześcijaństwa.

Gagauzi pojawili się ?na budziackich stepach ?na początku XIX wieku, zajmując tereny zamieszkane kiedyś przez Tatarów. Po tych ostatnich nie ma tu śladu, za to Gagauzi, wspierani przez imperialne władze rosyjskie, rośli w siłę. Tradycyjnie prorosyjscy nie odwrócili się od Moskwy nawet po doświadczeniach Wielkiego Głodu, jaki tu wywołano wzorem sąsiedniej Ukrainy ?w latach 40. Przetrwali, choć przymusowa kolektywizacja wpędziła ich w tak potworną biedę, że do dziś uchodzą za najuboższy region w Europie.

Odrodzenie narodowe przeżyli pod koniec lat 80. Tureckiego, który był wśród nich językiem zapomnianym, uczyli się z przywożonych ?z Anatolii kaset z filmami. Szybko odbudowali swoją tożsamość narodową nieco wbrew i na przekór Kiszyniowowi. Walczyli o niepodległość, ale ostatecznie uzyskali autonomię. Próbują się emancypować od Mołdawii, ?a najbardziej groźna wydaje im się perspektywa federalizacji Mołdawii ?z Rumunią. Grożą, że w takim wypadku chwycą z broń. Na początku lutego ?w referendum, w którym wzięło udział 90 tysięcy mieszkańców autonomii, 99,8 procent głosujących poparło integrację Gagauzji ?z unią celną.

Gagauzom tradycyjnie przewodzi baszkan (czyli głowa) stojący na czele autonomii – obecnie Michaił Makarowicz Formuzał.

Świat mało wie o Gagauzach. Właściwie wypłynęliście na szersze wody dopiero niedawno, przy okazji referendum. Ale różne formy autonomii gagauskiej istnieją już od dawna. Kiedy trafiliście tu z ziem Bułgarii?

Michaił Makarowicz Formuzał, baszkan Gagauzów:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Plus Minus
Mateusz Dobrowolski: „AI pomogła mi stworzyć dokumentację rozwoju”
Plus Minus
Telefon zaufania, słucham…
Plus Minus
„Trucizna”: Dorzucić coś do kociołka
Plus Minus
"Żelazny sen" - nowe wydanie skandalizującej książki Normana Spinrada
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Plus Minus
„Wąwóz”: Romans na dwóch wieżach
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”