To się zdarza w Europie. Także w Polsce.
Taka Europa nie jest nam potrzebna. Chcemy, by każdy mógł wybrać dowolną partię i nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Żadnego z mieszkańców Gagauzji nie zmuszałem, by wstąpił do Partii Regionów, której jestem szefem. Nawet nikogo z moich współpracowników. Pracuję z demokratami, liberałami i komunistami, ponieważ cenię sobie prawo każdego człowieka do jego wyborów politycznych. W Mołdawii politycy zachowują się zupełnie inaczej.
Jak pan ocenia obecną sytuację na Ukrainie?
Szkoda mi tego kraju. Jeszcze za czasów prezydenta Kuczmy powstał tam pewien klan, który wzbogacał się kosztem ludzkiego ubóstwa. Później ten klan został odsunięty od władzy przez Juszczenkę i Tymoszenko, którzy również, jak ich poprzednicy, okradali państwo. To właśnie dzięki nim idea demokracji na Ukrainie została zdyskredytowana. W końcu przyszedł Janukowycz ze swoją ekipą oligarchów i kradł dalej w najlepsze. Dziś nowa ekipa: Tiachnyboka, Poroszenki i Jaceniuka, przychodzi z nowym garniturem oligarchów. Jaką przyszłość może mieć to państwo? Żadnej. Trudno mi zrozumieć europejskich polityków, którzy przymykają oko na radykalnie nacjonalistyczną i antysemicką organizację Prawy Sektor. Czy w obecnej sytuacji rząd może być demokratycznie wybrany, gdy stanowiska rozdają uzbrojeni ludzie? To jest zwykły chaos. Co się stało na Krymie? Narodowi, którego prawa są lekceważone, nic nie pozostaje, jak ogłosić swoją niepodległość. Rosyjskojęzyczni mieszkańcy Krymu zostali wyrzuceni z życia politycznego kraju. Dziś Ukraina przypomina małe dziecko. Za jedną rękę tego płaczącego dzieciaka ciągnie Europa, a za drugą Rosja. Europa interesuje tylko 45 mln Ukraińców, którzy będą konsumować europejskie produkty. Poza rynkiem zbytu Europa nie ma tam żadnych interesów. Ukraińska gospodarka jest w ruinie i potrzebuje wielomiliardowego wsparcia. UE nie jest organizacją charytatywną i nie wyłoży tych pieniędzy.
Co pan myśli o władzach w Kijowie?
Mam sporo znajomych w Kijowie i Odessie. Czerpiemy informacje nie tylko z telewizora. Mamy poważne źródła. O moim stosunku do obecnych władz w Kijowie powiem tak: kiedyś mój wojskowy dowódca powiedział, że nigdy nie wolno brać żołnierza, który chodzi z otwartą buzią, ponieważ to pierwszy objaw... intelektualnej słabości. Kim jest więc Jaceniuk? Trzeba było powołać na premiera osobę bardziej pragmatyczną, sprytniejszą i bardziej chytrą. Gdy zaczyna przemawiać, od razu widać, że nie rozumie ukraińskich realiów. Nie kontroluje rzeczywistości, bo żyje w innym świecie. Jak człowiek może kierować 45-milionowym państwem, gdy wcześniej nigdy nikomu nie szefował. Mamy podobnego debila – Dorina Kirtoake, który zajmuje stanowisko mera Kiszyniowa. Człowiek ten nigdy niczego nie doświadczył, siedział jedynie przy komputerze. W efekcie zgwałcił naszą stolice, przekształcając Kiszyniów w kiszlak, czyli kompletną wiochę.
Nie tak jak w ZSRR...?
Możemy krytykować system sowiecki, jednak był tam świetny system kadrowy. Zaczynając od pracownika fizycznego, człowiek stopniowo przechodził wszystkie szczeble kariery, aż do wysokich stanowisk. Wszystko po to, by zdobył kompetencje potrzebne do określonego stanowiska. Skąd Jaceniuk ma mieć doświadczenie w kierowaniu państwem. Jak można wysyłać regularne wojsko przeciwko własnym obywatelom? Jeżeli jest jakiś problem, wystarczyłyby siły MSW czy jednostek specjalnych, które są właśnie od tego. Nigdy nie wolno używać armii przeciwko własnemu narodowi. Gdy w Kijowie palili policjantów, w Europie bili brawo. Tymczasem policjant nie służy Janukowiczowi, on broni prawa. Co to za to państwo, które nie może zadbać o bezpieczeństwo policjantów? To nie jest państwo, to jest kołchoz. Co by było, gdyby w polskich policjantów rzucano koktajlami Mołotowa? Czy nie użyliby broni? Na Ukrainie prawo rzucono na kolana. Prezydent przychodzi i odchodzi, ale człowiek, który broni prawa, musi się czuć bezpiecznie. Wysyłając na wschód Ukrainy bojowników Prawego Sektora, Kijów jedynie doprowadza do eskalacji konfliktu. Czy to jest w interesie państwa?
Jak pana zdaniem można rozwiązać problem Naddniestrza?
Mógłby on być rozwiązany, gdyby nie udaremniono planu Kozaka [plan autorstwa obecnego wicepremiera Rosji Dmitrija Kozaka zakładał federalizację Mołdawii. W myśl tego planu Naddniestrze i Gagauzja miały otrzymać możliwość blokowania projektów ustaw, które nie odpowiadały ich interesom, Mołdawia miała zostać zdemilitaryzowana i zezwolić na stacjonowanie rosyjskiego wojska w Naddniestrzu przez 20 lat – red.]. Był to największy błąd Zachodu i prezydenta Władimira Woronina. To była szansa na zjednoczenie naszej republiki na zasadzie federacji. Gdyby się to wydarzyło, problemu by już nie było. Niestety, zaangażowały się w to Europa i Stany Zjednoczone i uniemożliwiły podpisanie memorandum Kozaka. Dziś również jest szansa na zjednoczenie Mołdawii drogą federalizacji. Zachód powinien się dogadać z Rosjanami, by Gagauzja i Naddniestrze zjednoczyły się z Mołdawią na zasadzie federacji.
Sądzi pan, że rosyjscy żołnierze opuszczą wtedy Naddniestrze?
Oczywiście, że opuszczą. Rosjanie mogą stacjonować w Naddniestrzu w ramach misji pokojowej przez 25 lat, z których ponad dziesięć już minęło. Gdyby doszło do zjednoczenia Mołdawii, po dziesięciu latach Rosjanie wróciliby do domu.
Czy scenariusz, który miał miejsce w Kijowie, może się powtórzyć w Kiszyniowie?
Tylko pod jednym warunkiem: prowokacji, która wyjdzie z Kiszyniowa. Dziś widzimy już jej przedsmak. Po co mołdawskie władze koncentrują swoje wojsko na granicy z Naddniestrzem? Czy mołdawska armia jest w odpowiedniej kondycji, by drażnić tamtą stronę? Widzieliśmy, co się dzieje ze słabymi siłami zbrojnymi na przykładzie armii ukraińskiej, w której dowódcy tak rozkradli zasoby, że żołnierze nie mają nawet co jeść. Z drugiej zaś strony Rumunia koncentruje swoje wojsko na południu, gdzie przeprowadza ćwiczenia. Co chce przez to osiągnąć? Pokazuje jedynie, że szykuje się do okupacji Mołdawii. Tu, w Gagauzji, przeprowadziliśmy referendum i zapewniliśmy bezpieczeństwo i spokój mieszkańcom autonomii. Jak w tej sytuacji zachowuje się Kiszyniów? Wysyła około setki uzbrojonych po zęby żołnierzy jednostek specjalnych. Po co? By zademonstrować siłę.
I czego można się spodziewać po Gagauzach?
Nasi obywatele są prowokowani do działań obronnych. Jeżeli Kiszyniów nie zostawi nas w spokoju, w Gagauzji powstaną oddziały samoobrony i znajdzie się broń. Chcemy żyć w niepodległej, demokratycznej Mołdawii, która nie będzie podpisywała żadnych porozumień politycznych ani z Brukselą, ani z Moskwą. Nie chcemy żadnych bloków NATO ani żadnych sojuszy militarnych. Chcemy swobodnie współpracować z unią celną Białorusi, Kazachstanu i Rosji i mieć dzięki temu dostęp do surowców energetycznych. Potrzebujemy technologii dla naszych przedsiębiorstw. Mołdawia musi skoncentrować uwagę jedynie na współpracy gospodarczej, pomijając wszystkie wątki polityczne.
Dlaczego boicie się integracji z Unią Europejską?
Jesteśmy bardzo zaniepokojeni perspektywą wstąpienia Mołdawii do UE przez „bramkę rumuńską". Jeszcze 100 lat temu w Rumunii mieszkało ponad 100 tysięcy Gagauzów. Dziś nie został żaden z nich: wszyscy zostali zasymilowani przez Rumunów. Tymczasem my chcemy zachować naszą kulturę, nasz język, nasze tradycje i obyczaje. Po prostu chcemy spokojnego życia w świecie, w którym będą szanowane prawa każdego człowieka. Możecie popytać moich przeciwników w Gagauzji, każdy potwierdzi: nikogo nie wsadziłem do więzienia, nikogo nie dyskryminowałem i nie konfiskowałem żadnego biznesu. To ja jestem Europejczykiem, a w Kiszyniowie siedzą aborygeni. Tam rządzą klany kierujące się jedną zasadą: to jest mój bank, to jest moje lotnisko, to jest mój interes, to muszę ukraść. Nikt z nich nie buduje mocnego państwa, kwitnie jedynie korupcja. To my, tu, w Gagauzji, budujemy europejską Mołdawię. W Europie myślą, że Gagauzja patrzy jedynie w stronę Rosji i nic więcej przed sobą nie widzi. Czy w Europie wiedzą, że połowa Gagauzów ma bułgarskie paszporty i że w ten sposób stała się obywatelami Unii Europejskiej? W Mołdawii prawo zezwala na posiadanie drugiego obywatelstwa. Bez problemów każdy może dostać rumuński paszport, również Gagauzi. Jesteśmy realistami i dobrze wiemy, że w Unii Europejskiej możemy jedynie wydawać pieniądze, lecz nikt nam nie daje możliwości zarabiania. Dlatego ponad połowa zdolnych do pracy Gagauzów pracuje w Moskwie. Co ja mam z tym zrobić? Ludzie ci przesyłają swoim bliskim pieniądze i w ten sposób ich utrzymują. Nie możemy tu zaoferować im pracy, ponieważ korupcja w Mołdawii odstrasza wszystkich inwestorów. Od ponad 20 lat spadamy do poziomu ubóstwa. W końcu mieszkańcy Gagauzji powiedzieli: stop!!! Przeprowadziliśmy referendum i postawiliśmy wyraźne warunki.
Czyli rozważacie na serio możliwość utworzenia niepodległego państwa?
Widzimy swoją przyszłość w Mołdawii. Boimy się jedynie wstąpienia do UE z pomocą Rumunii, która wykończy Gagauzów jako naród. Żadne europejskie państwo nie zagwarantowało prawa gagauskiej autonomii. Czy Niemcy powiedzieli, że gwarantują Gagauzom prawo do autonomii? Dlaczego 27 prezydentów państw UE milczało, kiedy prezydent Rumunii mówił o aneksji Mołdawii? Przecież to narusza podstawowe wartości i cele Unii Europejskiej – i nikt nie zwrócił na to uwagi. Widocznie w Europie traktują Mołdawię jako słabe państwo, które musi się połączyć z Rumunią. Podczas referendum powiedzieliśmy wyraźnie, że gdyby do tego doszło, Gagauzi chwycą za broń i będą bronili suwerenności Mołdawii. Chcemy wspólnie z Naddniestrzem zjednoczenia z Mołdawią w drodze federalizacji i będziemy do tego dążyć. Gdy mołdawskie władze sugerują, że Gagauzi to dzikusy patrzące jedynie w stronę Rosji, pomijają jeden bardzo ważny wątek. Czy pan wie, że Gagauzja realizuje wspólnie z polskim rządem różne projekty? Czy ktoś mówi o tym, że polscy przedsiębiorcy inwestują w winnice na terenie Gagauzji? Współpracujemy z różnymi miastami w Polsce, między innymi z Zieloną Górą. Pracujemy też z Niemcami, którzy zakładają u nas organizacje charytatywne. Pomagają nam również Słowacja, Czechy, Węgry. Stwarzamy europejskim partnerom najdogodniejsze warunki, a oni przedstawiają nas jako aborygenów, którzy nie chcą współpracować z Europą. Tymczasem my mamy własną koncepcję polityczną i chcemy współpracować ze wszystkimi.
Jaka to koncepcja?
Tworzymy przykład pokojowego rozwiązania trudnych sytuacji. Przykład ten może być wykorzystany również w Górskim Karabachu czy Katalonii. Gagauzja jako pierwsza powiedziała, że współczesna Europa opiera się na różnorodnych regionach. Podpisujemy na całym świecie porozumienia z podobnymi do nas regionami. Władze w Kiszyniowie widocznie nie wiedzą, że Europa od dawna idzie drogą decentralizacji. Tu wszystko idzie w zupełnie innym kierunku. Niedługo będę musiał się starać o pozwolenie Kiszyniowa na zakup papieru toaletowego dla gagauskich instytucji państwowych. Tak nie można.
—rozmowa i zdjęcia
Bogusław Chrabota
współpraca r.sz.
Michaił Makarowicz Formuzał
Jest byłym oficerem Armii Radzieckiej i merem jednego z gagauskich miasteczek. W Kiszyniowie mówią o nim, że jest „agentem Moskwy" i działa na rzecz separatyzmu. Formuzał to kulturalny i wyjątkowo wygadany człowiek. Formalnie lojalny wobec państwa mołdawskiego, lecz nie kryje swoich poglądów, ukształtowanych przez putinowską propagandę. Władze w Kiszyniowie, Rumunia, NATO i Unia Europejska to dla niego przeciwnicy. Mówi wprost: jeśli będzie trzeba, chwycimy za broń.
Kilka słów o Gagauzji
Gagauzja jest tak maleńka, że omal niezauważalna. Terytorialnie ledwie trzy razy większa od Warszawy. Zamieszkuje ją trochę więcej niż 150 tysięcy ludzi. Większość z nich pracuje ?w Moskwie, reszta zasiedla ubogie wsie i miasteczka. Tylko jedno miasto jest odrobinę większe od naszych miast powiatowych. To Komrat, stolica, siedziba władz, uniwersytetu ?i najstarszej cerkwi. ?Bo Gagauzi, mimo że tureckiego pochodzenia są prawosławni. To wśród Turków fenomen. Jedyna odnoga tego olbrzymiego narodu, która przyznaje się do chrześcijaństwa.
Gagauzi pojawili się ?na budziackich stepach ?na początku XIX wieku, zajmując tereny zamieszkane kiedyś przez Tatarów. Po tych ostatnich nie ma tu śladu, za to Gagauzi, wspierani przez imperialne władze rosyjskie, rośli w siłę. Tradycyjnie prorosyjscy nie odwrócili się od Moskwy nawet po doświadczeniach Wielkiego Głodu, jaki tu wywołano wzorem sąsiedniej Ukrainy ?w latach 40. Przetrwali, choć przymusowa kolektywizacja wpędziła ich w tak potworną biedę, że do dziś uchodzą za najuboższy region w Europie.
Odrodzenie narodowe przeżyli pod koniec lat 80. Tureckiego, który był wśród nich językiem zapomnianym, uczyli się z przywożonych ?z Anatolii kaset z filmami. Szybko odbudowali swoją tożsamość narodową nieco wbrew i na przekór Kiszyniowowi. Walczyli o niepodległość, ale ostatecznie uzyskali autonomię. Próbują się emancypować od Mołdawii, ?a najbardziej groźna wydaje im się perspektywa federalizacji Mołdawii ?z Rumunią. Grożą, że w takim wypadku chwycą z broń. Na początku lutego ?w referendum, w którym wzięło udział 90 tysięcy mieszkańców autonomii, 99,8 procent głosujących poparło integrację Gagauzji ?z unią celną.
Gagauzom tradycyjnie przewodzi baszkan (czyli głowa) stojący na czele autonomii – obecnie Michaił Makarowicz Formuzał.